Aktualności
19.07.2017
Bramka pamiętna i... bardzo bolesna.
Gol Michała Nalepy ze Śląskiem Wrocław (2:0) ma dla piłkarza symboliczne znaczenie. – Dał mi drugie życie. Nie dość, że zdobyłem pierwszą bramkę na poziomie ekstraklasy, to jeszcze pierwszą po ponad roku – tłumaczy „PS” pomocnik Arki Gdynia.
Od ostatniego trafienia tego piłkarza w spotkaniu ligowym minęło aż 607 dni – 20 listopada 2015 roku, w starciu z Zawiszą (2:2), Nalepa pokonał bramkarza bydgoszczan w 25. minucie. Tamten sezon (2015/16) mógł zaliczyć do udanych, na początku 2016 roku uznano go za najlepszego piłkarza I ligi. Od tego czasu sporo się jednak zmieniło, kariera Nalepy wyhamowała. Po awansie do ekstraklasy pomocnik miał problemy z pachwiną. Długo wracał do pełni zdrowia i formy. Choć bardzo się starał, trener Grzegorz Niciński wolał stawiać na innych.
– Na pewno nie byłem zadowolony, że dostawałem tak mało szans. Taka jest jednak piłka, nie każdy trener musi cię lubić. Najważniejsze jest to, co tu i teraz. Moja sytuacja była różnie odbierana przez ludzi. Klub chciał mnie wypożyczyć. Zawziąłem się jednak i powiedziałem, że zamierzam powalczyć o skład w Arce. No i dostałem nagrodę – mówi Nalepa, który w niedzielę pokonał Jakuba Wrąbla, biegnąc wcześniej z piłką kilkadziesiąt metrów.
– Może sama bramka nie była ładna, ale rajd chyba tak – śmieje się zawodnik. Kiedy biegł na bramkę wrocławian, walczył nie tylko z rywalami, ale i z bólem. Adrian Łyszczarz ze Śląska tak wybijał piłkę, że trafił nią w... krocze Nalepy.
– Po golu myślałem jedynie o bólu! Kilka minut dochodziłem do siebie, uderzenie było dość mocne. Jednak kiedy widzisz, że masz przed sobą tylko bramkarza i musisz przebiec kilkadziesiąt metrów, to zaciskasz zęby i dajesz z wątroby ile masz zdrowia. Adrenalina dodała mi skrzydeł, dzięki niej byłem w stanie biec z piłką taki dystans i strzelić gola – zdradza Nalepa.
Piotr Wiśniewski
Copyright Arka Gdynia |