TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

25.06.2017

Przemek Trytko: Zapraszam na boisko.

Prawdopodobnie żaden ligowiec nie czyta więcej książek. Choć w walizce do Kazachstanu Przemysław Trytko poza książkami spakował tylko rzeczy pierwszej potrzeby, nie zamierza robić ze swojego hobby wielkiej sprawy. Zdradza tylko, że przez te dziewięć miesięcy przeczytał ich ponad 60. Tak na oko – średnio jakieś dwie w tygodniu.

 

Nadal tyle czytasz? Swego czasu utrzymywałeś tempo 50-60 książek na rok.

Tu w Gdyni czytam zdecydowanie mniej, za to w Kazachstanie było bardzo dużo czasu na książki. Nasze życie to był jeden wielki obóz. Cały czas mieszkaliśmy z drużyną na bazie, wyjazdy – czy może raczej wyloty – na mecze trwały trzy-cztery dni. Totalnie obozowe życie. Po treningu spędzało sie czas na książce, Playstation i ping-pongu. Piłkarze nie sprowadzali tam swoich rodzin, więc wszyscy trzymaliśmy się razem.

 

Naszą bazą był normalny budynek klubowy tuż obok stadionu, coś jak internat. Na dole była siedziba klubu – księgowe, prezesi, stołówka, prysznice. Całe pierwsze piętro było dla nas, mieliśmy na nim swoje pokoje, siłownię, salę do masaży. Myszy i szczury może nie biegały, ale szału nie było. Nieraz człowiek miał dość patrząc znów na te same twarze. Można było wyjść na obiad czy do miasta, ale na dłuższą metę to bardzo duży problem. W pracy i po pracy spędzasz czas z tymi samymi ludźmi. Każdy miał myśli, by wracać do siebie. Tyle dobrego, że na przerwach na kadrę dostawałeś 5-7 dni wolnego i mogłeś wykonać pracę w domu, Dubaju czy Nowym Jorku.

 

To był zawsze relaks dla głowy. Każdy czekał na to wolne i żył tym, gdzie będzie za miesiąc. „O, za miesiąc będziemy w Dubaju, to sobie odpoczniemy. A na razie czytamy książki albo idziemy na ping-pong”. Tak nam płynęło życie. Obok bazy mieliśmy dwa stadiony – rezerwowy i właściwy.

 

Rezerwowy stadion?

Tak, wszyscy w Kazachstanie mają obowiązek posiadania dwóch stadionów. Jeden główny z naturalną murawą i obowiązkowo drugi ze sztuczną. Na początku ligi zawsze wszyscy grają na tym drugim. To tak, jakby Legia grała pierwszy miesiąc obok stadionu na boisku treningowym. Ma to związek z temperaturą, która w Kazachstanie dochodzi zimą do -30 czy czasami nawet -50. Nie ma siły, by w marcu boiska były gotowe.

 

Po co tam w ogóle pojechałeś i dlaczego dla pieniędzy?

No co mam odpowiedzieć? Nie da się ukryć, że temat pieniędzy miał znaczenie. Nie ma sensu bym tu cokolwiek dodawał.

 

Powiedz, o ile więcej tam można zarobić.

Nie powiem. Moje prywatne sprawy. Skoro się zdecydowałem – kontrakt był lepszy, nie będę tego ukrywał.

 

Nie odnoszę wrażenia, by kibice jechali z piłkarzami, którzy idą gdzieś dla pieniędzy. Podjeżdża pociąg – dorosły facet musi do niego wsiąść.

Oczywiście, że tak. Tym bardziej, że wcale nie wyjechałem do pięknego, słonecznego miasta. Wiązało się to dla mnie z wyrzeczeniami i trudnościami, więc nie mam poczucia, że wpadło za darmo. Wywalczyłem sobie ten kontrakt – każdy może to zrobić. Swoje trzeba tam przeżyć, ale koniec końców nie żałuję. I pod względem finansowym, i pod względem życiowym, przygody.

 

Dzwonili do ciebie polscy piłkarze byś pomógł nagrać im Kazachstan?

Dzwonili, pytali i dalej dzwonią i pytają. Tak samo trenerzy. Nie będę rzucał nazwiskami, ale czasami to bardzo grube postaci. Uważam, że to całkowicie normalne. Ale jak ktoś myśli „nagraj, bo co to dla ciebie” to bzdura. Dostać się wcale nie jest łatwo. To nie jest tak, że ktoś, kto ma tu 100 meczów w Ekstraklasie może sobie ot tak wjechać do Kazachstanu. Świat jest na tyle otwarty, że jak jakiś klub potrzebuje lewego pomocnika i ma na niego dobre pieniądze, menedżerowie z całego świata się o tym dowiadują. I odzywają się nie tylko ci z polskiej ligi. Ktoś z Rumunii, ktoś z Holandii… Cały świat pcha się na te oferty. A za średni pieniądz ludzie nie są skłonni wyjeżdżać do Kazachstanu, dlatego popularnością cieszą się tylko te najlepsze oferty. Złapać okazję to nie jest taka prosta sprawa.

 

Czytałeś raport InStat?

Nie.

 

Według InStata po 30. kolejkach byłeś szóstym napastnikiem ligi. Wyżej niż Robak, Kuświk, Kante, Brożek, Niezgoda.

Widzisz, wyniki InStat nie kłamią. Powiem szczerze – nie jestem zaskoczony.

 

Nie?

No nie jestem zaskoczony. Co mogę tu jeszcze uzasadnić?

 

Wracając do raportu InStata – czujesz się niesprawiedliwie oceniany przez środowisko?

Tak. Czuję się niedoceniony. Nie wiem z czego go wynika, trzeba ludzi zapytać. W moim byłym klubie gra teraz na przykład Lado Dwaliszwili, który grał w Polsce w Legii, Pogoni, Polonii. Topowy zawodnik. Ja nigdy nie grałem w Legii i nigdy nie grałem w Polonii w złotych czasach. Zapytaj w Kazachstanie, kto jest lepszym napastnikiem. Gwarantuję ci, że na sto osób sto odpowie ci, że ja. A w Polsce absolutnie by tak nie było.

 

Co najśmieszniejszego usłyszałeś o sobie z trybun?

Teraz mam już tyle lat, że ważne jest dla mnie tylko boisko, a co ktoś krzyczy – nieważne. Na pewno nie wchodzę w dyskusje. Nawet jakbym miał rację czy nie – i tak przegram. Tak samo jak z koszulką po meczu. Przybijamy piątki, sto ludzi chce koszulkę a ja sto razy muszę mówić, że nie mogę dać. Ktoś mi w końcu mówi, że przyjechał z Łodzi. A ja mówię, że jestem ze Strzelec Opolskich i mam jeszcze dalej. Ludzie myślą, że to mój obowiązek by im dać koszulkę, a nie myślą o tym, że może obiecałem ją komuś ważnemu. Jeżeli ktoś chce coś o mnie pomyśleć – proszę bardzo. Łukasz Kowalski, z którego kiedyś strasznie szydzono, powiedział takie słowa.

 

– Gdy wychodzę na boisko i słyszę szyderę, mam ochotę im wszystkim powiedzieć, że oni przez pięć minut powinni stać i bić mi brawo. Skoro ja zagrałem 100 meczów w Ekstraklasie – zagrać mógł każdy. Ja nie byłem najlepszy nawet w swoim bloku.

 

Dlatego wszystkich, którzy się śmieją, zapraszam na boisko. Od jutra można zostać piłkarzem. Można włożyć spodenki i buty i pokazać jak się to robi.

 

Puchar Polski to najpiękniejsza sprawa w twojej karierze?

Tak. Mam jeszcze mistrzostwo Polski juniorów i Superpuchar z Jagiellonią, ale ten puchar ze względu na otoczkę i to, że zdobyłem go akurat w barwach Arki, smakuje najlepiej.

 

Jakie mieliście podejście? Będzie co będzie, nie spinamy się?

Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy faworytami, ale wyszliśmy z pełną nadzieją, że uda nam się zagrać tak jak chcemy. Wiatr zawiał w żagle w paru sytuacjach, bo Lech teoretycznie miał przewagę w prowadzeniu gry, ale my cały czas wierzyliśmy w swoją jedną sytuację i że to się da zrobić. Chodziło tylko o wygranie jednego meczu. Wiara była, dołożyliśmy maksa, dlatego to miało odbicie na lidze. Wyczerpało nas to i fizycznie, i psychicznie.

 

 Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

 

 więcej wątków: weszlo.com

 

 

 

 








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia