Aktualności
21.02.2017
Gol z karnego dał Miedziowym zwycięstwo.
Miedziowi zwyciężyli po problematycznym karnym. Gdynianie grą w piłkę zainteresowali się dopiero wtedy, gdy nie mieli czego bronić.
- Filip Starzyński szybko się przypomni - przepowiadał przed meczem trener Zagłębia Piotr Stokowiec. Mocno liczył że jego as, mający już problemy zdrowotne definitywnie za sobą, jak dawniej chwyci za kierownicę i napędzi kolegów do ofensywnej i efektownej gry.
"Figo" ochotę do gry faktycznie miał, kółkiem kręcił w lewo i w prawo, zmieniał biegi, tylko cały lubiński pojazd nie wiedzieć czemu ruszał się wolno, manewrował niedokładnie i co rusz wpadał na wcale nie tak gęsto porozstawiane pachołki. Owszem, gospodarze mieli piłkę, gdynianie grali niezbyt wysokim pressingiem, ale brązowi medaliści z poprzedniego sezonu długo nie stwarzali sytuacji. Dość powiedzieć że do przerwy zobaczyliśmy Zagłębie mające futbolówkę przez 66% procent czasu, ale oddające jeden celny strzał - a właściwie centrostrzał. No i Arkę, której grę najlepiej podsumował moment, kiedy piłkę miał Antoni Łukasiewicz. Przebiegł z nią chyba z kilkadziesiąt metrów, ale w poprzek murawy. Nie było komu podać...
I licho wie, jak by to dalej się toczyło, gdyby nie sytuacja z 55. minuty. Czy był faul Tadeusza Sochy na Martinie Nešporze w polu karnym? Trudno oprzeć się wrażeniu, że napastnik lubinian, który wszedł z ławki za Adama Buksę (podkręcony staw skokowy) dołożył sporo od siebie. W efekcie lubinianie dostali jednak "wapno" z sytuacji, z której nic już by nie wycisnęli i dzięki niemu wygrali mecz.
Trener gości Grzegorz Niciński odpowiedział na stratę bramki ofensywnymi zmianami. Rozruszały one ospałych gości, ale i tak w sztabie obradującym pod żółto-niebieską flagą mają o czym myśleć. Arkowcy jesienią strzelali najmniej goli z akcji w całej lidze. W zimie pojawiło się trzech nowych graczy do gry w przedniej formacji (Formella, Barišić, Trytko), ale okazuje się że herbata od samego mieszania słodsza się nie robi. Dwa mecze - zero goli. Napastnicy nie strzelają, bo przeważnie nie mają nawet z czego.
Tymczasem poza gdynianami i prezentującą w tej chwili poziom środka pierwszej ligi Łęczną choć raz w tym roku do siatki trafił już wiosną w ekstraklasie każdy zespół. Jeśli coś się nie zmieni w grze drugiej linii gdynian, niemoc może jeszcze trochę potrwać.
Powiedzieli po meczu
Grzegorz Niciński (trener Arki):
Wiedzieliśmy, że Zagłębie to klasowa drużyna i że nie możemy sobie pozwolić na zbyt otwartą grę. Aż tak defensywnie nie miało jednak być. Nie mogę powiedzieć, że to był dobry mecz w wykonaniu moich piłkarzy. Obudziliśmy się dopiero po rzucie karnym, a to stanowczo za mało na lubinian. Wprowadziliśmy w drugiej połowie ofensywnych piłkarzy i uważam, że to były dobre zmiany. W ostatecznym rozrachunku o tę jedną bramkę Zagłębie było od nas lepsze. Wracamy do Gdyni przybici, ale trochę na własne życzenie.
Piotr Stokowiec (trener KGHM Zagłębia)
Styl schodzi na dalszy plan, ale uważam, że mecz wcale nie wyglądał źle w naszym wykonaniu. Była kombinacyjna gra, choć akcje moglibyśmy prowadzić w szybszym tempie. W końcówce oddaliśmy trochę inicjatywę Arce. Być może na naszą grę wpływ miał fakt, że kilku naszych piłkarzy jeszcze nie czuje rytmu meczowego. Na przykład Jarek Kubicki grał po kontuzji stawu skokowego, której nabawił się jeszcze na zgrupowaniu w Turcji. Uważam, że nasza gra będzie nabierała przyspieszenia w kolejnych spotkaniach.
Michał Guz
Copyright Arka Gdynia |