Aktualności
16.12.2016
Trudno mu przełknąć gorzką pigułkę.
Antoni Łukasiewicz przełamał swoją strzelecką niemoc w ekstraklasie w meczu z Jagiellonią (2:3), ale gol ten ma dla niego słodko-gorzki smak.
Łukasiewicz długo czekał na kolejną bramkę na boiskach ekstraklasy. Przełamał się przeciwko drużynie Michała Probierza.
- Historia zatoczyła koło. 11 grudnia 2011 roku, grając w Łódzkim Klubie Sportowym, strzeliłem gola Śląskowi - nomen omen - w bramce, którego stał mój serdeczny przyjaciel Marian Kelemen broni w Jagiellonii. Mam nadzieję, że ukąszę też Śląsk, czyli mój były klub. A gola zadedykowałem żonie i moim synom, którzy jeżdżą na wszystkie moje mecze. Mogłem im zrekompensować swoją nieobecność na co dzień - mówi doświadczony pomocnik Arki.
Radość z trafienia przysłoniła mu jednak nie tyle gorycz porażki z białostoczanami, co kontrowersyjna decyzja sędziego Szymona Marciniaka.
- Przegraliśmy w niecodziennych okolicznościach. Nie przypominam sobie spotkania, w którym obrońca próbujący ratować sytuację Tadeusz Socha, wykonuje wślizg, działa instynktownie, nie ma zamiaru podania piłki własnemu bramkarzowi, tymczasem sędzia dyktuje rzut wolny pośredni. Jest to dla mnie niezrozumiała decyzja. Czujemy się pokrzywdzeni. Wierzę, że ta sytuacja wzmocni nas, a życie odda to, co zabrało. Pigułka jest tak gorzka, że nie jestem w stanie jej przełknąć - dodaje Łukasiewicz, który ma nadzieję, że dobry mecz przeciwko liderowi ekstraklasy podbuduje Arkę.
- Zaręczam, że takie trudne chwile na pewno nas wzmocnią i dodadzą jeszcze więcej sił przed Śląskiem. Jedziemy tam po pełną pulę, aby otrzeć łzy po Jagiellonii - zapewnia piłkarz.
Piotr Wiśniewski
Copyright Arka Gdynia |