TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

24.07.2016

Wisła rozłożona w Gdyni na części pierwsze.

To był koncert Arki. Takiego powrotu do ekstraklasy na własnym boisku mało kto w Gdyni się spodziewał. Żółto-niebiescy rozbili Wisłę Kraków 3:0 (2:0), a najlepszy na boisku był strzelec pierwszego po pięciu latach gola gdynian w elicie, Yannick Sambea.

 

Powrót ekstraklasy do Gdyni po ponad pięciu latach przerwy miał być prawdziwym świętem. I był. Na trybunach zasiadło ponad 10 tys. głodnych Arki w elicie kibiców, do tego ekstraklasowa oprawa, która sprawiła, że nad morzem w końcu czuło się piłkę na nieco wyższym poziomie. Napięcie, które sięgało zenitu miało się utrzymać nie tylko do pierwszego gwizdka, ale nawet na chwilę nie spadać przez całe spotkanie.

"Ktoś nam podmienił Arkę. Koncert!"

Już początek jednak sprawił, że jedyne, co mogło spaść to morale piłkarzy Wisły. Zostali tak mocno zepchnięci do defensywy, że bramkarz Arki Konrad Jałocha spokojnie mógł wybrać się na małą czarną. Być może brzmi to dziwnie, ale gol w ósmej minucie należał się żółto-niebieskim, jak psu buda. W tym czasie "Biała Gwiazda" spokojnie mogła przegrywać różnicą nawet dwóch goli. Niespełna kwadrans później już jednak przegrywała. Jałocha dalej mógł być na kawie, bo Arka nie tylko strzelała, ale wciąż zamykała gości w hokejowym zamku na ich połowie.

Nieustępliwość, walka o każde źdźbło trawy, agresja w odbiorze, szybkość i kreatywność gry ofensywnej, a wszystko poparte rykiem 10 tys. gardeł sprawiły, że gdynianie byli od Wisły lepsi w każdym elemencie. Z trybun dało się słyszeć: "Ktoś nam podmienił Arkę. Koncert!".

Defensywa Wisły istniała tylko teoretycznie

Trzeba jednak dodać, że trójka defensorów z Krakowa - Tomasz Cywka, Alan Uryga i Maciej Sadlok - mocno minęła się z powołaniem, bo choćby do przyzwoitej piłkarskiej dyspozycji było jej naprawdę daleko. Swoje trzy grosze dorzucił też golkiper Michał Miśkiewicz, który sprezentował Arce drugiego w meczu gola.

Dwa zero? Arce to nie przeszkadzało dalej napierać. Świetnie funkcjonował Yannick Sambea, zupełnie innym piłkarzem był Zjawiński, a do objawienia ekstraklasy mocno będzie aspirował Marcin Warcholak. Czy można coś dobrego powiedzieć o wiślakach przed przerwą? Tylko tyle, że obudzili się na chwilę i kiedy wydawało się, że piłkę na gola mają, jak na tacy, to strzał został zablokowany i wylądował na poprzeczce bramki Jałochy, który wrócił między słupki po wypiciu dwóch małych czarnych. Zbyt dużo kofeiny też nie jest przecież zdrowe.

Niciński znowu miał nosa

- Dajmy im szansę, a obiecuję, że nasze akcje ofensywne będą wyglądały dużo lepiej już od najbliższego meczu - mówił przede wszystkim o Dariuszu Zjawiński jeszcze na przedmeczowej konferencji trener Arki Grzegorz Niciński.

I sam postanowił tę szansę dać. Dość powiedzieć, że w porównaniu z poprzednim meczem szkoleniowiec gdynian nie dokonał żadnej korekty w wyjściowym ustawieniu. Wspomniany zatem Zjawiński miał możliwość zrehabilitowania się po falstarcie w Niecieczy, podobnie zresztą, jak Miroslav Bożok, który wielu pozytywnych ocen za występ na inaugurację sezonu też nie zebrał. Kroki odważne, bowiem w razie niepowodzenia, odpowiedzialny za "szkody" byłby Niciński.

Po raz kolejny trener Arki wykazał się szkoleniowym nosem. Tym bardziej trzeba to odnotować, że wykazał się przeczuciem w stosunku do piłkarza, który w zespole jest świeżakiem, i którego potencjału Niciński ma prawo jeszcze nie znać. Postawił na Zjawińskiego, czego mało kto się spodziewał, a ten zaś odpłacił się walką za pięciu i bardzo istotnym trafieniem.

Czy tak się da cały mecz? Oczywiście, że nie

Pytanie pozostało jedno: czy na takiej intensywności da się grać pełne 90 minut? Z pewnością nie. Do głosu doszła Wisła. Za sprawą Boguskiego, Brożka (którego praktycznie nie było widać na murawie), czy Ondraska, krakowianie bombardowali bramkę Arki, ale między słupkami stał pobudzony kofeiną Jałocha i zbijał wszystko, co tylko się dało.

Tytuł zawodnika meczu od pierwszej połowy należał jednak do Yannicka Sambei. Próbował jeszcze wygryźć go Marcus da Silva, który otrzymał standing ovation na zejściu, ale to strzelec pierwszej po ponad pięciu latach bramki dla Arki w ekstraklasie był dzisiaj najlepszy.

 

Dawid Kowalski








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia