TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

25.07.2016

Piłkarz Arki wykonał połowę normy, czy rozkręci się bardziej?

Napastnik Arki strzelił do obecnego sezonu tylko 4 bramki w ekstraklasie. W to-niebieskich barwach Dariusz Zjawiński potrzebował tylko dwóch spotkań, aby dołożyć piątą. Sprezentował mu ją po części bramkarz Wisły Michał Miśkiewicz, ale gdyński piłkarz i tak musiał wykazać się dobrą orientacją.

 

- Ćwiczy się takie rzeczy, a do tego orientacja przychodzi z czasem. Jest to tak zwany instynkt napastnika. Cieszę się, że się nim wykazałem - mówi Zjawiński.

 

Marcin Dajos: Ponad rok czekał pan na bramkę w ekstraklasie. Spadł kamień z serca?

Tego kamienia nie było. W Krakowie byłem w takiej sytuacji, że wchodziłem praktycznie tylko na końcówki meczów. Liczba spotkań powiększała się, ale minut było jak na lekarstwo. W ostatnich spotkaniach grałem po 5-6 minut.

 

Pomimo tego w Arce oczekiwania związane z pana osobą są duże, a już od pierwszego meczu gra pan w podstawowym składzie.

Zdaje sobie sprawę z tego, że oczekiwania są duże. W pierwszym meczu zapłaciliśmy frycowe jako cały zespół. Nie graliśmy na tyle źle, żeby przegrać z Termaliką. Z Wisłą pokazaliśmy bardziej agresywną postawę. Od początku staraliśmy się zrealizować cel, jakim były pierwsze punkty i bramki w ekstraklasie w tym sezonie. Widać było, że Wisła nie spodziewała się tego, że właśnie tak zagramy w piątkowym meczu.

 

Pierwsza połowa była w waszym wykonaniu bardzo dobra, w drugiej chyba niepotrzebnie oddaliście inicjatywę Wiśle.

Strzeliliśmy szybko dwie bramki i to nas w pewien sposób ustawiło na właściwej drodze do zwycięstwa. Później co prawda straciliśmy kontrolę nad meczem, a Wisła miała kilka dobrych okazji do strzelenia gola. Konrad Jałocha spisywał się jednak świetnie w bramce i pomógł nam w tych sytuacjach. Do tego wywalczyliśmy rzut karny, a trzecie trafienie zapewniło nam spokój do ostatniej minuty.

 

Przy prowadzeniu 3:0 czuliście, że trzy punkty zostają w Gdyni?

Nieco nerwów było przy 2:0. Gdybyśmy stracili wtedy gola, to mogłyby się nam ugiąć nogi. Przy 3:0 nawet bramka dla rywali nic by nie zmieniła.

 

Można powiedzieć, że zagraliście tak, jak w opiniach wielu ekspertów piątkowy rywal miał zagrać z wami?

Musimy przedstawić się rywalom agresją i zaangażowaniem na boisku. To są wyznaczniki dobrej gry i pozytywnych rezultatów. To się nam w piątek udało.

 

Czyli wygraliście samym zaangażowaniem i walecznością?

Nasze umiejętności, które mam nadzieję także zaprezentowaliśmy, pozostawiam ekspertom do analizy. My się cieszymy z trzech punktów, które zostały w Gdyni.

 

Przy pana bramce, premierowej w bawarach Arki, było wiele szczęścia. Mało tego, golkiper Wisły Michał Miśkiewicz twierdzi, że doszło do nieprzepisowego kontaktu i powinien zostać odgwizdany na nim faul.

Do kontaktu doszło, ale pomiędzy piłką a moją głową. Nabił mnie ją i fajnie, że futbolówka spadła mi pod nogi i mogłem strzelić bramkę. Mao tego, to on wyszedł do mnie z wysuniętym kolanem. A co do nabicia piłką, to przepisy są teraz trochę inne i nie gwiżdże się takich rzeczy.

 

Trudno było zorientować się w sytuacji bramkowej gdzie jest piłka?

Ćwiczy się takie rzeczy, a do tego orientacja przychodzi z czasem. Jest to tak zwany instynkt napastnika. Cieszę się, że się nim wykazałem.

 

Już w jednej z pierwszych akcji meczu mógł pan strzelić gola...

Najpierw Marcus nie trafił w piłkę, a następnie ja nie trafiłem w bramkę. Minimalnie za bardzo podszedłem pod futbolówkę. Takie sytuacje napędziły nas jednak do jeszcze bardziej wytężonych ataków, a gra wyglądała bardzo dobrze.

 

Czym była spowodowana pana zmiana już po godzinie gry?

Trener Grzegorz Niciński w przerwie spotkania zapowiedział, że za 15-20 minut będzie robił zmiany. Razem z Mateuszem Szwochem, który również zszedł w drugiej połowie z boiska, zostawiliśmy w ataku wiele sił. Widać było, że jesteśmy zmęczeni. Pozostaje mi więc jedynie zgodzić się z decyzją trenera.

 

W cztery dni przeszedł pan niesamowitą przemianę. W meczu w Niecieczy w ogóle nie było zrozumienia pomiędzy panem, a kolegami. Z Wisłą, wręcz odwrotnie.

Tego nie robi się w cztery dni, a cały czas. Docieramy się nie tylko z Mateuszem, ale także jako zespół. Nie mieliśmy wielu tygodni na to, aby się zgrać, w sparingach graliśmy ze sobą po 45 czy 60 minut. Wydaje mi się, że właśnie dlatego należy się cieszyć z tego, co zaprezentowaliśmy z Wisłą. A w kolejnych meczach będzie tylko lepiej.

 

 

autor: Marcin Dajos

 

 

 

 

 

 

 








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia