Aktualności
08.04.2016
Szwoch znów błyszczy.
Król asyst wrócił do I ligi i ma się dobrze. Wiosną po jego podaniach Arka strzeliła pięć goli. Gdy Mateusz Szwoch odchodził z Arki, był niekwestionowanym liderem drużyny i gwiazdą ligi. Strzelał gole, podawał, robił na boisko, co chciał. Przerastał I ligę o głowę. Zaplecze ekstraklasy stało się dla niego za ciasne.
W lipcu 2014 roku podpisał kontrakt z Legią Warszawa i jego kariera nagle wyhamowała. Na przeszkodzie stanęła choroba (arytmia serca), która wyeliminowała go z gry na wiele miesięcy. Po operacji długo nie mógł dojść do siebie. W Legii nie było dla niego miejsca. Uznano, że dobrze mu zrobi wypożyczenie o klasę niżej. Miał trafić do Olimpii Grudziądz, wrócił jednak do „swojej" Arki. I wiosną znów błyszczy, grając w żółto-niebieskiej koszulce. Dziś już nikt nie wyobraża sobie Arki bez Szwocha.
Abbott zachwycony
– Dobrze mieć w drużynie takiego zawodnika. Chłopcy w szatni opowiadali, jak świetnie grał w Arce. W nagrodę poszedł do Legii. Wrócił, będąc jeszcze lepszym zawodnikiem. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby nie miał tak długiej przerwy. Arce wyszło to na dobre... Proste: gdyby nie przerwa, to nie byłoby Szwocha u nas. Pewnie już dawno przebiłby się do pierwszego składu Legii. A tak jest głodny gry, co zresztą widać – mówi napastnik Arki Paweł Abbott. To jeden z tych piłkarzy gdyńskiej drużyny, którzy wiosną korzystali z podań Szwocha. 23-letni pomocnik ma świetne statystyki. W pięciu wiosennych spotkaniach zanotował pięć asyst. Nic dziwnego, że przylgnął do niego przydomek „król asyst".
– To miłe. Fajnie, że tak mi się układa w Arce. Punkty w klasyfikacji kanadyjskiej dają mi dużo frajdę. Największą radość sprawia mi jednak to, że mogę pomóc drużynie. A jeszcze większą, że tak dobrze nam idzie w lidze – mówi Szwoch.
– Jak to robię, że każde dotknięcie piłki zamieniam w skuteczne podanie? Czasami jest potrzebne szczęście. Tak naprawdę to nie wszystkie moje asysty były super. Wyłożyć piłkę do pustej bramki to nie sztuka. Cieszę się tych wszystkich asyst tym bardziej, że zawsze byłem podającym, a nie strzelcem. I jak widać w tym elemencie gry czuję się najlepiej – dodaje pomocnik Arki.
Legia pilnie go obserwuje
Forma Szwocha wiosną była wielką niewiadomą także dla niego samego.
– Przecież nie grałem blisko rok. Zakładałem, że w mojej sytuacji trudno będzie mi występować w pierwszym składzie. Była obawa, czy wskoczę do drużyny. Bo jednak Arka ma bardzo dobrą paczkę na I ligę, a i niezłą na ekstraklasę. Wierzyłem jednak, że mogę wrócić do Arki i być jej czołową postacią – przyznaje.
Nie bez znaczenia w tym jak Szwoch gra w rundzie wiosennej jest fakt, że Arka i Gdynia to miejsce mu bardzo bliskie.
– To, że znam Gdynię, było dużym ułatwieniem. Już po pierwszym dniu czułem się, jakbym był częścią drużyny od dobrych kilku miesięcy. I pomyśleć, że na początku stycznia mogłem trafić na wypożyczenie do innego klubu. Zanim bym tam wszystkich poznał, oswoił się, liga już by się zaczęła. W Arce od razu stałem się pełnoprawnym członkiem zespołu – tłumaczy pomocnik żółto-niebieskich.
Czy o jego wysokiej formie słyszał ktoś z Legii?
– Mój menedżer jest w stałym kontakcie z Legią. Z tego, co wiem, dyrektor Michał Żewłakow ogląda mecze Arki. Nie wiem, czy obserwuje mnie trener Czerczesow. Podejrzewam jednak, że jest na bieżąco z moimi statystykami. Trener Czerczesow jeszcze nie dzwonił. Myślę, że przyjdzie na to czas – uśmiecha się Szwoch.
Piotr Wiśniewski
Copyright Arka Gdynia |