TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

05.10.2015

Edward Klejndinst: Widzimy, że otworzyła się przed nami pewna szansa...

Blisko dwie godziny rozmowy o piłce z Edwardem Klejndinstem to na pewno cenne doświadczenie i ciekawe przeżycie. Specjalnie dla kibiców Arki Gdynia, dyrektor sportowy Arki opowiedział o swojej pracy w klubie i nie tylko.

 

Sam o sobie mówi, że nie jest futbolowym celebrytą. Mógł nim zostać po mistrzostwach świata w Korei i Japonii, ale odrzucił ofertę prowadzenia reprezentacji Polski, bo chciał być lojalny wobec reprezentacji olimpijskiej, z którą walczył o wyjazd do Aten. CV ma wyjątkowo bogate. Trener, dyrektor sportowy, skaut, szef skautów, szef banku informacji - poznał futbol od każdej strony, zasmakował życia na walizkach. Dziś ma swój pokój, własne biurko, laptopa. Całkowicie pochłonęła go praca dla Arki. Zapraszamy na bardzo obszerny wywiad z dyrektorem sportowym Arki Gdynia - Edwardem Klejndinstem.

 


Nie jestem futbolowym celebrytą”. Spodobało nam się to sformułowanie. To kwestia tego, że jest pan z pokolenia, gdzie liczyła się tylko ciężka praca?

 

Przede wszystkim bardzo dziękuję za zaproszenie i możliwość spotkania z Wami. Celebrytą... Lubię pracować i to jest u mnie zawsze na pierwszym miejscu. Arka przedstawiła mi konkretną propozycję, pomysł na konkretny projekt, który staramy się realizować. Nie przyjechałem do Gdyni wygrzewać kości czy odcinać kupony z mojej mniej lub bardziej udanej przeszłości.

 

Wiele osób miało obawy czy, nazwiemy rzeczy po imieniu, nie jest pan już „wypalony”. Tymczasem... pana jest wyjątkowo łatwo spotkać. Wystarczy pójść na dowolny trening czy mecz juniorów, nie wspominając o wyjazdowych meczach pierwszego zespołu.

 

Cóż... Nie mogę zaprzeczyć (śmiech). Dla mnie praca dyrektora sportowego to nieustanne gromadzenie informacji o klubie i zawodnikach. Poznaję drużynę podczas treningów, wyjazdów, poznaję codziennie zaplecze klubu. Traktuję serio swoje obowiązki. Jeśli mam dyskutować z trenerami czy działaczami o poszczególnych zawodnikach, to muszę na własne oczy przekonać się w jakiej są formie, prawda?

 

W 2013 roku powiedział pan, że ciągnie pana z powrotem na ławkę trenerską. To wygasło czy nadal zdarza się panu myśleć, że coś zrobiłby pan inaczej, zmienił ustawienie etc.?

 

W Arce nie jestem po to, żeby podsyłać trenerowi kartki ze składem, bo po co byłby nam wówczas taki trener? Grzegorz Niciński ma pełną suwerenność decyzji, ale nie ukrywam, że bardzo dużo rozmawiamy. Pełnię niejako funkcję doradczą, bazując na swoim doświadczeniu, wiedzy czy pomysłach. Oczywiście nie uważam się za alfę i omegę, ale wydaje mi się, że korzystamy obustronnie na tych rozmowach. Na trenerską ławkę już nie wrócę, zostawiam to młodszym kolegom, chociaż nigdy nie mów nigdy, niech się mają na baczności (śmiech). Funkcja dyrektora sportowego spaja to wszystko, co robiłem do tej pory. W tym miejscu generują się moje doświadczenia z wieloletniej pracy trenera, skauta, szefa skautingu w Wiśle Kraków czy banku informacji i trenera-asystenta w reprezentacji narodowej za kadencji Jerzego Engela i Pawła Janasa (w obydwu przypadkach awans do finałów MŚ). Korzystam z tych wszystkich doświadczeń i mam nadzieję, że odwdzięczę się Arce za zaufanie, którym mnie tu obdarzono.

 

Dla trenera Nicińskiego, który jest na początku swojej kariery szkoleniowej, to chyba duża wartość, że może uczyć się od pana czy Michała Globisza?

 

Pamiętam jak sam byłem na początku swojej drogi i podpatrywałem trenerów polskich czy nawet zagranicznych. Nigdy nie bałem i nie boję się pytać, jeśli czegoś nie wiem. To niesamowicie cenne i ważne, żeby wymieniać się pomysłami i rozmawiać.

 

Po przegranych meczach panuje w Arce burza mózgów?

 

Jestem zwolennikiem rzeczowej rozmowy, gdy opadną emocje. Ważnym elementem jest analiza wideo, która pomaga wyciągać wnioski. Czasami człowiek na stadionie widzi pewne rzeczy nieco inaczej, niż było w rzeczywistości. To normalna procedura po każdym meczu, bez względu na osiągnięty wynik.

 

Sami to wiemy po sobie, pisząc relację (śmiech).

 

No właśnie... Ja czasami na stadionie mówię na gorąco: „kurczę, to trzeba było inaczej zrobić, źle się zachował”, a potem wracam do domu, oglądam skrót i łapię się za głowę, bo oceniłem całą akcję niewłaściwie. Aby przekazać zawodnikom informację o ich grze, ocena musi być w 100% pewna i profesjonalna.

 

Kilka kolejek temu pojawiły się w mediach spekulacje na temat przyszłości trenera. Jak widzi pan swoją rolę w takich momentach?

 

To normalne, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, że gdy zespołowi idzie nieco gorzej, pojawiają się pewne spekulacje czy plotki. Docierały do nas, ale to nie było tak, że siedzieliśmy przy kawie i mówiliśmy do siebie „o czym oni piszą? Przecież u nas wszystko gra”. Zespół wpadł w mały dołek, ale tak jak mówiłem na konferencji przed meczem z Miedzią, byłem pewien, że wkrótce powinien się podnieść.

 

W tym sezonie I liga nie ma wyraźnego faworyta.

 

Otóż to, liga jest szalenie wyrównania i nieprzewidywalna. Nie gram u bukmacherów, ale podejrzewam, że jak ktoś w tym sezonie obstawi prawidłowo dwa najlepsze zespoły po rundzie jesiennej to sporo wygra.

 

Rok temu murowanym faworytem było Zagłębie i gra toczyła się właściwie o 2. miejsce.

 

Tak, rok temu za obstawienie Zagłębia byście wygrali grosze. A'propos obstawiania to przypomniała mi się jedna historia. Byłem kiedyś we Włoszech i wybrałem się na tor Montecatini, gdzie są słynne na cały region wyścigi kłusaków. Szwagierka wyposażyła mnie w jakieś środki finansowe i mówi, żebym upatrzył sobie któregoś. Rozejrzałem się i mówię bez namysłu „biorę siódemkę, dobrze rokuje”. Oglądamy wyścig, patrzę, że „siódemka” odjeżdża reszcie. Wyskoczyłem w górę cały szczęśliwy i zaczynam robić plany, że sobie Ferrari stamtąd przywiozę (śmiech). Idę do kasy, a tu pół trybuny stoi w kolejce po wypłatę... Jeśli dobrze pamiętam, zainwestowałem, w przeliczeniu, 5 dolarów, a wygrałem 11 dolarów. Także, przekładając to na realia I ligi, myślę, że nieliczni będą mogli do takiej kolejki się ustawić, ale wygrana będzie znacznie większa.

 

Każdy mecz to ciężka harówa i bitwa. Jak pan ocenia dotychczasowe wyniki Arki?

 

Myślę, że w tym zespole jest jeszcze niewykorzystany potencjał. To ciekawy, ambitny zespół, ale nie zaklinajmy rzeczywistości, że mamy drużynę, która powinna walcem przejechać się po lidze.

 

Każdy kij ma dwa końca. Nikt nam nie powie, że w tym sezonie jest choć jedna drużyna nie do ogrania...

 

I brawo, staram się to samo mówić chłopakom. Przekonać ich, że ciężką pracą i solidnością mogą ograć każdego. Oczywiście, do tego wszystkiego dochodzi dyspozycja dnia czy jakieś dodatkowe elementy, na które nie do końca mamy wpływ. Mam tu na myśli choćby mecz w Pruszkowie czy z Wigrami, gdy dominowaliśmy na boisku, a jeden nieodpowiedzialny faul zmienił obraz meczu.

 

Pan coś na ten temat wie... Wiele osób kojarzy pana wciąż z reprezentacją olimpijską. Kwalifikację do Aten przegraliście, gdy PZPN miał już przygotowane praktycznie bilety na turniej. Zadecydował jeden mecz, dyspozycja dnia...

 

Do dziś prześladuje mnie słowo Białoruś. Jak słyszę, że ktoś mówi w telewizji o Białorusi to zmieniam kanał (śmiech). Nazwisko Hleb męczyło mnie długo po nocach. W grupie nie przegraliśmy żadnego meczu, w pierwszym meczu barażowym na Białorusi padł wynik 1:1 i chyba wszyscy myśleli, że wszystko co najgorsze już za nami. Tymczasem, bracia Hleb i spółka strasznie nas rozbili i wygrali we Wronkach aż 4:0.

To dobry moment, żeby przypomnieć skład Polski z tego meczu (red.):

Kuszczak - Radler, Stasiak, Kowalczyk, Kazimierczak - Madej (46. Nowacki), Garguła, Burkhardt (46. Strąk), Smolarek - Ślusarski (73. Olszar), Jeleń.

To była bardzo mocna reprezentacja. Zdecydowanie wygraliśmy kwalifikacje, wyprzedziliśmy aż o 8 punktów Szwedów z takimi gwiazdami jak Kallstroem, Isaksson czy Elmander w składzie. Ci zawodnicy grali już wówczas z powodzeniem w lidze angielskiej i Champions League.

 

To prawda, że pan odrzucił ofertę prowadzenia reprezentacji Polski?

 

Prawda, jestem chyba jedynym trenerem w historii, który odrzucił taką propozycję (śmiech). Dlaczego? Trwały kwalifikacje olimpijskie i naprawdę byłem przekonany, że pojedziemy do Aten. Nie chciałem przerywać roboty w połowie i zostawiać chłopaków, z którymi byłem bardzo związany. To był naprawdę niesłychanie mocny zespół. Decyzja była cholernie trudna, najtrudniejsza z trudnych, ale ostatecznie zdecydowałem się zostać z reprezentacją olimpijską, a selekcjonerem został Paweł Janas.

 

Zdawał pan sobie wówczas sprawę, że taką propozycję ma się raz w życiu?

 

Hmm... Szczerze, nie wiem jak to wówczas odbierałem, czy liczyłem się z tym, czy może myślałem, że kiedyś jeszcze moja kandydatura powróci... Ostatecznie na mistrzostwa pojechałem, bo Paweł Janas włączył mnie i Macieja Skorżę do swojego sztabu. Dzisiaj wydaje mi się, że wszystko mogłoby się inaczej potoczyć, gdyby nie to spotkanie z Białorusią.

 

Ale wracając do Arki... Czasami zespół gra dobrze, ma szanse bramkowe, ale finalny efekt jest taki, że mówimy o „pięknej katastrofie”. I teraz pytanie do Was. Jak kibic patrzy na takie mecze? Co się dla niego liczy najbardziej?

 

W ostatecznym rozrachunku tylko wynik. Kibice zawsze docenią zespół, gdy walczy, gra ofensywnie, stwarza sytuacje ale co, jeśli w takim stylu przegra 3 mecze z rzędu? Każdy kibic na pierwszym miejscu stawia wynik. Reszta to wartość dodana.

 

Ano właśnie, bo przecież w piłce chodzi o to, żeby wygrywać. I tutaj na przykład moja rola jako dyrektora sportowego jest nieco inna. Muszę wszystko oceniać w dłuższym dystansie. Dlatego po meczach z Wigrami czy Pogonią byłem optymistą. To był dla mnie prognostyk, że drużyna wcale nie idzie w złym kierunku, chociaż dało się słyszeć takie głosy.

 

Ma pan satysfakcję z pracy w Arce?

 

Póki co częściową (śmiech). Wiadomo o czym wszyscy myślimy... Wtedy będę miał pełną satysfakcję i poczucie, że się udało. Mamy plan, mój kontrakt też został skonstruowany w oparciu o ten plan. Mamy taką sytuację, jaką mamy, a nuż się uda go zrealizować wcześniej...

 

Strasznie boicie się słowa „awans”. To słowo zakazane w gabinetach i szatni Arki?

 

Powiedzmy, że nie chcemy zapeszać (śmiech). My naprawdę widzimy, że przed Arką otwiera się pewna szansa. Każdy w klubie śledzi tabelę i widzi jaka jest sytuacja. Nie przegraliśmy kilku meczów i jesteśmy tuż za czołówką. Tak samo reagują kibice: „Oho, widziałeś? Wisła przegrała z Rozwojem”. Piłka nożna to nieustanna rywalizacja. Gdy wychodzą zawodnicy na boisko liczy się przez te dwie godziny tylko tu i teraz, mecz Arki. Ale chyba każdy po powrocie do domu sprawdzi jak poszło naszym przeciwnikom, kto stracił, kto zyskał... Kurczę, nie, to nie chodzi o strach przed definicją. Po prostu zobaczymy co czas przyniesie.

 

Nie wywieszacie jeszcze w szatni wielkiej kartki z pulą do zgarnięcia za awans?

 

Zawodnicy wiedzą o co grają, ale moim zdaniem to jest naprawdę bardzo ambitny zespół. Do końca rundy zostało 9 meczów (rozmawialiśmy przed meczem w Grudziądzu - red.), ale my już zastanawiamy się jak pomóc zimą drużynie. Ilu potrzeba zawodników, na jakie pozycje, czy młodszych czy starszych? Kibice Arki mogą być pewni, że jeśli uda się ten, nazwijmy to, bliski dystans utrzymać, w co głęboko wierzę, to kierownictwo Arki zrobi wszystko, żeby drużynę dodatkowo wzmocnić.

 

A czy uda się nie osłabić? Będzie pan jak Rejtan walczył, żeby z Arki nie odszedł Michał Nalepa, którym interesuje się Legia Warszawa?

 

Zacznę od tego, że musimy liczyć się z tym, że zawodnicy pokroju Nalepy będą wzbudzać zainteresowanie bogatszych klubów. Tak było ze Szwochem, tak jest teraz z Nalepą. Nie słyszałem nic o zainteresowaniu Legii, a już na pewno nie ma takiej oferty na stole, ale my zrobimy wszystko, żeby Michała w Gdyni zatrzymać. A jeśli nadejdzie taki moment, że Michał odejdzie z Arki to musi być spełnionych kilka warunków. Ewentualny transfer musi oznaczać korzyść dla klubu i samego zawodnika, a dodatkowo musimy być gotowi, żeby zachować wartość sportową drużyny i umiejętnie go zastąpić.

 

Na chwilę obecną Michał jest dla Arki niezastąpiony, co zresztą pokazały ostatnie mecze.

 

Zgadzam się. Wartość Michała nie podlega dyskusji i byłoby go bardzo ciężko zastąpić. Mam dla niego wiele sympatii, ale trzeba czasami studzić tę jego brawurę. Miałem kiedyś w swojej karierze kilku równie dobrych, a może nawet lepszych 20-latków, którzy nie wykorzystali talentu.

 

Porówna pan go do któregoś z pana wychowanków?

 

Trudne pytanie... Kiedyś z reprezentacją U-18 wygraliśmy wszystkie mecze kwalifikacyjne i miałem w drużynie Michała Biskupa. Też taki mocno zbudowany, dynamiczny i uniwersalny zawodnik. Michał musi okrzepnąć, zautomatyzować wiele zachowań, ale na pewno ma zadatki na bardzo dobrego piłkarza.

 

Michał Nalepa przez kilka lat był szkolony w naszym klubie, chociaż podkreślić trzeba, że jest wychowankiem Jedynki Reda. Temat wprowadzania wychowanków zasygnalizowaliśmy w tym tygodniu na naszej stronie, to ważna kwestia. Dziś utalentowany zawodnik musi w Arce przebić się do pierwszego zespołu przez rezerwy. To optymalne rozwiązanie?

 

My generalnie tego optymalnego rozwiązania wciąż szukamy. Wielu zawodników z roczników 97 i 98, czyli w praktyce jeszcze juniorów, trenuje z drugim zespołem pod okiem doświadczonych i kompetentnych trenerów - Roberta Wilczyńskiego, Darka Ulanowskiego, Krzysia Janczaka, Kuby Frydrycha, Łukasza Radzimińskiego czy Arka Zagórskiego. Ponadto, cały czas funkcjonują grupy uzdolnionych zawodników, robocze nazywane "grupami Talent” (w tym momencie dyrektor podchodzi do tablicy, na której ma rozpisane na pozycje nazwiska poszczególnych zawodników – red.), w której znajdują się naszym zdaniem najlepiej rokujący młodzi piłkarze.

 

Praktycznie sami ofensywni zawodnicy.

 

No tak się złożyło (śmiech). To jest grupa 9-10 zawodników, która raz lub dwa razy w tygodniu spotyka się na dodatkowe zajęcia techniczno-taktyczne pod okiem naszych trenerów. Dośrodkowania, wykańczanie akcji, podania prostopadłe. Warunek podstawowy – ta grupa musi trenować na bocznym boisku z naturalną trawą. W dobrych, komfortowych warunkach. Po każdym weekendzie spotykamy się w gabinecie pana prezesa i omawiamy wszystkie mecze. Analizujemy kto się wyróżnił i kogo można nagrodzić zaproszeniem na trening pierwszego zespołu. W tym tygodniu byli to na przykład Maks Hebel czy Jakub Bach, nie pierwszy raz zresztą.

 

Obaj grają często w rezerwach. Arkę stać na rezerwy w nowej III lidze?

 

Być może PZPN będzie dopłacać część pieniędzy, w związku z dalszymi wyjazdami. Nie wiemy jak będzie, ale na pewno nie ma założenia, że nie chcemy tam grać, bo to wyższe koszty. Pod względem szkoleniowym musimy spróbować utrzymać się w III lidze, bo to jednak znacznie wyższy poziom do ogrywania naszych wychowanków.

 

Tylko czasami tych wychowanków można policzyć na palcach jednej ręki, tak jak w sobotnim meczu z Chwaszczynem? Jaki jest sens zsyłania do III ligi Tadeusza Sochy, który w miarę regularnie gra wyżej?

 

Taki jest wymóg mikrocyklu treningowego. Mecz jest finalnym i najważniejszym momentem całego

mikrocyklu. Z punktu widzenia psychologicznego czy fizjologicznego, tydzień treningów musi zwieńczyć mecz. Drużyna to nie tylko pierwsza jedenastka, ale i rezerwowi, którym też musimy zapewnić grę. Żadnej wielkiej imprezy, a taką są dla nas w tej chwili rozgrywki I ligi, nie da się wygrać grupą jedenastu zawodników.

 

Trudno w takim razie wymagać od trenera rezerw określonych wyników, skoro nie ma praktycznie wpływu na skład, który wystawia na mecz.

 

Wynik jest sprawą o tyle ważną, że nie chcemy spaść z III ligi i taki mamy cel. Natomiast, żeby krótko wyjaśnić ten temat – chciałbym, żeby każdy zawodnik schodzący do rezerw chciał nie tylko pograć, ale i wygrać. Mam trochę zastrzeżeń co do meczu z Chwaszczynem, zgadzam się z Wami, że nie każdy potraktował ten mecz poważnie. Mieliśmy już wewnętrzne rozmowy na ten temat.

 

Wracając do młodych zawodników. Czy zaczną się w większej liczbie pojawiać na treningach pierwszego zespołu? Tego między innymi dotyczył nasz tekst na stronie.

 

Tak, planujemy, żeby zaczęli nieco szerszą grupą i częściej wchodzić na te treningi. Mamy trenerów, którzy opiniują komu należy się szansa, ale też musimy robić to ostrożnie i sprawiedliwie. Chcemy uniknąć sytuacji, że ktoś potrenuje cztery czy pięć razy z „jedynką”, a potem wróci na treningi do swoich i będzie mówił „Ty, weź mi zawiąż buty”. Miałem takie sytuacje w reprezentacjach młodzieżowych, że niektórzy potrafili poczuć się zbyt mocno i zbytnio ponosiła ich brawura. Owszem, czasami zdarzają się wyjątki jak Darek Formella – reprezentant Polski, który przechodzi od razu z juniorów do pierwszego zespołu, ale generalnie chłopakom trzeba dać trochę czasu, żeby to przejście było płynne.

 

Ostatnim tematem, który chcielibyśmy poruszyć jest szeroko rozumiany skauting. Aktualnie Arka posiada jednego skauta – Janusza Kupcewicza.

 

Tak, Janusz Kupcewicz pracuje jako skaut, jeździ, obserwuje i składa nam raporty. Ja zlecam mu obserwacje poszczególnych spotkań, ale on sam też ma pomysły, gdzie warto się udać na obserwację. W skautingu obowiązuje taka zasada, że wybranego zawodnika trzeba obejrzeć kilkukrotnie, tego się trzymamy. W mojej karierze skauta zdarzyło się tylko raz powiedzieć po jednej obserwacji „bierzemy go!”. Zawodnik nazywał się Maor Melikson. Janusz ma pod obserwacją mecze Gryfa Wejherowo, Kotwicy Kołobrzeg, ale też III ligę podlasko-warmińsko-mazurską.

 

W Wejherowie oglądał ostatnio Stal Mielec. Tacy zawodnicy jak, przykładowo, Sebastian Łętocha, Jakub Żubrowski czy Bartosz Nowak są już na pewno w Waszym notesie?

 

Łętochę bardzo dobrze znamy. Rozmawiałem nawet na jego temat z Januszem Białkiem, trenerem Stali Mielec, ale na tę chwilę interesują nas w największym stopniu młodzieżowcy, którzy zasygnalizowali już swoją obecność na szczeblu II czy III ligi. I tutaj jest też spora rola wszystkich naszych trenerów. Przecież zdarza się, że gramy mecz i w zespole przeciwnika wyróżnił się jakiś chłopak, którego później wstawiamy do bazy i sprawdzamy. Ostatnio przyjęliśmy kilku nowych zawodników do zespołu juniorów młodszych. Kwaterujemy ich w internacie i sprawdzamy postępy, być może któryś z nich wykorzysta szansę.

 

Jak Arka jest aktualnie postrzegana na rynku transferowym? Piłkarze chcą tu grać?

 

Zdecydowanie! Arka jest nadal klubem medialnym, dobrze postrzeganym. Jeśli jakiś piłkarz rozważa grę w I lidze to na pewno Arka jest jednym z pierwszych wyborów. Na sam koniec może jeszcze powiem, że jak uda nam się awansować i poprzemy to dobrymi, ambitnymi występami to uważam, że na ten stadion będzie przychodzić regularnie po 10 tysięcy widzów. Jestem o tym przekonany, ale by tak się stało przed nami dużo ciężkiej pracy. Arka potrzebuje sukcesu i wierzę, że jest w stanie go osiągnąć.

 

I tym optymistycznym akcentem dziękujemy za spotkanie i życzymy samych sukcesów w Arce.

 

Dziękuję bardzo, pozdrawiam serdecznie wszystkich kibiców. Zapraszam na mecze, razem musi nam się udać!

 

Rozmawiali: Dejfid, mazzano

 








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia