TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

13.08.2007

Tak jak z Wartą

II liga - 4. kolejka:

Arka Gdynia - Pelikan Łowicz 4:0 (0:0)

SKŁADY

Zobacz relację "live"


Dopiero przebieg drugich 45 minut meczu był zgodny z tym, czego oczekiwał Wojciech Stawowy, jego piłkarze i kibice zgromadzeni na stadionie w Gdyni. Właśnie wtedy Arka zaaplikowała rywalom cztery gole i zgarnęła kolejny komplet punktów.

Dokładnie tydzień wcześniej cztery bramki arkowcy strzelili Warcie Poznań. Jednak drużyna z Wielkopolski zagrała zdecydowanie odważniej, nie trzymała się kurczowo swojego pola karnego i żółto-niebiescy mieli tym samym ułatwione zadanie. Dzisiaj Pelikan Łowicz już taką odwagą się nie wykazał i gdynianie byli zmuszeni wyczekiwać na błędy gości i szukać choćby najmniejszej szczeliny w zwartym, prawie dziesięcioosobowym bloku obronnym. W pierwszych trzech kwadransach ta sztuka się nie udała – dwóch, a niekiedy i trzech piłkarzy z Łowicza atakowało każdego zawodnika w żółtej koszulce, który zapędzał się w okolice szesnastego metra od bramki Jędrzejewskiego. Inna sprawa, że Arka choć zdecydowanie przeważała i długo utrzymywała się przy piłce, to jednak zbyt prostymi środkami chciała otworzyć wynik w sobotnim meczu.

Małym usprawiedliwieniem dla chłopców Stawowego na ich słabszą postawę w pierwszej połowie może być kontuzja pleców Marcina Chmiesta, którą napastnik gospodarzy złapał na przedmeczowej rozgrzewce. Szkoleniowiec Arki błyskawicznie musiał przemeblować swoją drużynę i wprowadził do wyjściowego składu debiutanta Marka Szyndrowskiego, środkowego obrońcę, a Pawła Weinara przesunął na pozycję defensywnego pomocnika. Miejsce Chmiesta na środku ataku zajął Marcin Wachowicz, mając na bokach Bazlera i grającego pierwszy raz w wyjściowym składzie Karwana.

To właśnie Karwan mógł po raz kolejny stać się bohaterem całej Gdyni i już w 3. minucie wpakować piłkę do siatki. Strzał Moskalewicza spoza pola karnego odbił bramkarz Pelikana, a do futbolówki doszedł Karwan, który chyba jeszcze przed oddaniem strzału widział piłkę w bramce, bo z kilku metrów katastrofalnie spudłował.

Później godne odnotowania były tylko strzały Wachowicza z ok. 16 metrów i Sobieraja głową po rzucie rożnym wykonywanym przez Bartka Ławę, ale oba wylądowały w rękawicach Jędrzejewskiego. Krzysztof Sobieraj pod koniec pierwszej części spotkania popisał się jeszcze jedną bardzo efektowną, ale zarazem nietypową jak na środkowego obrońcę akcją. Przejmując piłkę jeszcze na połowie Arki, rozpoczął slalom niczym alpejski narciarz pomiędzy piłkarzami Pelikana i powstrzymał go dopiero ostatni stoper tuż przed bramką gości. Choć po tej szarży nie oddano strzału, Sobieraj i tak zgarnął gromkie brawa od przeszło siedmiotysięcznej gdyńskiej widowni.

To, co nie udało się Karwanowi na początku pierwszej połowy, udało się tuż po zmianie stron. W 48 min. Grzegorz Niciński, który pojawił się na boisku zastępując Weinara, w walce o piłkę mocno przepychał się z kilkoma rywalami w okolicach pola bramkowego, powstało ogromne zamieszanie, a najlepiej odnalazł się w nim właśnie były piłkarz Legii Warszawa i po jego trąceniu futbolówki, ta wylądowała w siatce. Na trybunach zapanowała oczywiście ogromna radość, bo stało się jasne, że tego dnia Arka znów powinna sięgnąć po trzy punkty.

Stracona bramka zmusiła do wyjścia spod własnego pola karnego podopiecznych Jacka Cyzio i zaowocowała pierwszym, i jak się okazało, jedynym strzałem w światło bramki Arki. Jego autorem był Czerbniak, ale Bledzewski nie miał problemów ze złapaniem piłki.

Odrobina większej przestrzeni w defensywie Pelikana stała się jednocześnie doskonałą okazją dla gospodarzy na stwarzanie bramkowych sytuacji. W odstępie kilku sekund dwoma pięknymi dośrodkowaniami popisał się Tomasz Sokołowski, ale ani Wachowicz, ani Karwan nie zdołali trafić w bramkę.

W 58 min. było już jednak 2:0. Kapitalną, można by rzec pierwszoligową akcję zademonstrowali żółto-niebiescy. Ława do Nicińskiego, Niciński do Kalouska, a ten idealnie dośrodkował na długi słupek do nadbiegającego Wachowicza i po strzale głową byłego lechity znów stadion w Gdyni oszalał z radości.

Kilka chwil później przypomniał o sobie Piotr Bazler. Dopadł do bezpańskiej piłki na 18. metrze, kropnął bez zastanowienia ale minimalnie chybił. Podobną akcję tego zawodnika z identycznym skutkiem oglądaliśmy raz jeszcze, w 65 minucie.

120 sekund później powinno być 3:0. Koronkową akcję zainicjował Ława i to właśnie pomocnik Arki zakończył ją strzałem z 14 metrów. Przeniósł piłkę nad poprzeczką, a szkoda, bo to mogła być bramka meczu!

W drużynie gości, w której wyraźnie już brakowało wiary w wywiezienie znad morza jakiegoś korzystnego rezultatu, zaczęły mnożyć się błędy. Najwięcej ich zdarzało się z prawej strony, skąd poszły trzy dośrodkowania zakończone golem. Drugi z nich, a trzeci tego wieczora, był autorstwa Grześka Nicińskiego, podającym tym razem był Wachowicz. Strzelec tej bramki pozostał zupełnie osamotniony kilka metrów przed Jędrzejewskim i precyzyjnym strzałem podwyższył wynik.

Czwarty gol dla gospodarzy padł w ostatniej minucie spotkania i był niemal kopią bramki na 2:0. Strzelec tamtego gola tym razem dośrodkowywał, a na długi słupek nabiegał Olgierd Moskalewicz, który zademonstrował przepięknego „szczupaka” i w ten sposób ustalił końcowy rezultat.

Pelikan, po efektownym 5:0 ze Stalą Stalowa Wola, tym razem w odwrocie. Arka w drugim meczu przed własną publicznością aplikuje rywalom cztery bramki i wykazuje swoją wyższość niemal w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Za tydzień udaje się do Zabierzowa i trudno przypuszczać, by tam znalazła przeciwnika, który będzie w stanie ją zastopować.

Skubi







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia