Aktualności
21.11.2014
Łukasz Kowalski: Piłkarz Arki do zadań specjalnych.
Łukasz Kowalski rozegrał w Arce aż 271 oficjalnych meczów. Na klubowej liście wszech czasów zajmuje się pod tym względem na 5. miejscu. Jednak o kolejny awans może być prawemu obrońcy trudno, gdyż ostatnio stracił miejsce w podstawowym składzie. Jego niedawny kolega z boiska, Grzegorz Niciński uczynił z 33-latka piłkarza do zadań specjalnych i sięga po niego teraz głównie wówczas, gdy trzeba zabezpieczyć defensywę i bronić korzystnego wyniku.
Jacek Główczyński: Jak opowiada panu nowa rola w Arce?
Łukasz Kowalski: Nie wiem, czy jestem piłkarzem od zadań specjalnych. Trener pewnie liczy, że mogę doświadczeniem pomóc drużynie i cieszę się, że przynajmniej tyle mogę dać zespołowi. Jednak moje ambicje sięgają wyżej. Dlatego na pewno ta rola mnie nie zadowala. Nigdy nie chciałem być ratownikiem, a tym bardziej rezerwowym. W porównaniu z początkiem sezonu pozycja moja i "Glauberka" diametralnie się zmieniły. Niedawno było nie do pomyślenia, żeby trener do końca tygodnia czekał, czy Brazylijczyk się wyleczy i będzie zdolny do gry. To pokazuje, że teraz szkoleniowiec liczy bardziej na niego niż na mnie.
Rzeczywiście, gdy wchodzi pan na boisko, to drużyna otrzymuje polecenie bronienia wyniku?
Nie do końca. W Grudziądzu wszedłem na bok pomocy. Z drugiej strony wiadomo, że będę bardziej bronić niż atakować. Na pewno mam więcej zadań defensywnych. Jednak było tak, że gdy w ostatnim meczu jak i Antek Łukasiewicz wchodziliśmy w 46. minuty, to było założenie, że bronimy 1:0. Taki mecz już w Gdyni przeżyliśmy. Z Chojniczanką przez 70 minut rozpaczliwie broniliśmy wyniku i się nie udało. A teraz w drugiej połowie też stwarzaliśmy sytuacje i co najważniejsze wygraliśmy.
Jak sobie tłumaczycie to, że rutyniarzy coraz mniej w "11" Arki? Bo to nie tylko pan, czy wspomniany Łukasiewicz wypadli ze składu, ale Paweł Abbott nawet nie łapie się w "18"...
Szkoleniowiec jest moim znajomym od lat. Mam do niego zaufanie. Swoimi decyzjami pokazuje on, że nie ma kumpli w drużynie. Gra ten, który według jego oceny jest na daną chwilę w najlepszej dyspozycji. Jeśli drużynie nie idzie, to trener szuka zmian. Z Antkiem dostaliśmy jeszcze szanse w wyjściowym składzie w Lubinie, gdzie gładko przegraliśmy 0:4. Czy my akurat we dwóch byliśmy winni tej porażki? Ciężko mi obiektywnie ocenić, choć subiektywnie powiedziałbym, że nie. Trener podjął takie decyzje. Bronią go wyniki.
Gdy trener Niciński odsuwa piłkarza od składu, rozmawia z nim i tłumaczy swoją decyzję, czy o tym kto gra, a kto nie, dowiadujecie się na przedmeczowej odprawie?
Trener nie tłumaczy się z podejmowanych decyzji przed poszczególnymi piłkarzami. Po przegranej w Lubinie wszyscy usłyszeliśmy, że po takiej porażce muszą być zmiany. Okazało się, że wypadliśmy ze składu: ja, Antek czy Skowron. Drużyna zaczęła wygrywać, a zatem ciężko teraz wymagać od trenera, by nagle to pozmieniał i przywrócił nas do gry. Jednak, tak jak mówiłem, nie zmienia to naszego podejścia. Gdy wchodzimy z ławki, to na ile potrafimy, pomagamy drużynie. Bez względy na to co wydarzy się w dwóch najbliższych meczach, dla mnie ta runda będzie nieudana.
Jeśli nie w dwóch najbliższych kolejkach to czy wiosną widzi pan dla siebie miejsce w "11" Arki?
Do "Glaubiego" ciężko się o coś przyczepić. Gra solidnie, nie robi jakiś większych błędów, a drużyna wygrywa. On czekał cierpliwie przez dół rundy na swoją szansę. Doczekał się. Teraz ja czekam. Czy się doczekam? Nie wiem. Staram się jak najlepiej. Trenerzy są na treningach i widzą jak to wygląda. Gdy wypadałem ze składu moja dyspozycja była żadna, ale teraz wydaję mi się, że dochodzę do siebie.
Na decyzję personalne, które będzie podejmowała Arka po zakończeniu rundy, czeka pan spokojnie?
Co będzie, to będzie. Nie mam na to wpływu. Zima bywa okresem burzliwym. Nie wiem, w jakim stopniu Arka będzie chciała zmieniać kadrę. Mam nadzieje, że klub na tyle jest nauczony tym co było w przeszłości, że nie ma sensu co rundę zmieniać po 10-15 zawodników, bo to niczego dobrego nie przyniesie. Są kluby, które pokazały, że wytrzymały ciśnienie, gdy nie szło i potem zaczęły punktować.
Przed dwoma ostatnimi meczami tego roku robicie sobie założenie, ile punktów należy dołożyć, by ta zima była naprawdę spokojna?
Ameryki nie odkryję, jak powiem, że oba mecze chcemy wygrać. Dolcan jest bardzo nieprzyjemnym zespołem, przegrał raptem w sezonie dwa razy, bardzo mało traci bramek. Jednak my zaczęliśmy wreszcie wykorzystywać atut własnego boiska. W sobotę chcemy potwierdzić, że twierdza Gdynia nie jest tak łatwo do zdobycia jak to miało miejsce w pierwszej części sezonu.
Sandecja wydaje się łatwiejszym rywalem?
Może być to egzotyczna wycieczka - kilometrów chyba z 700, gramy 30 listopada, a zatem może być już tam porządna zima. Jednak i z tym trzeba sobie poradzić, bo chcemy mieć tych punktów jak najwięcej na koniec roku. A czy ich liczba będzie miała przełożenie na personalia i nasz byt lub niebyt w Arce, to nie ma już większego znaczenia. Myślę, że już jakieś decyzje pozapadały. Ale nie dopytujemy się o to. Chcemy wygrać te mecze, by drużyna mogła sobie spokojnie przezimować, bez względu na to co wydarzy się w niej po zakończeniu rundy.
Edward Klejdinst, nowy dyrektor sportowy Arki już rozmawiał z piłkarzami?
Był w szatni z panem Globiszem. Przywitał się z każdym. Jednak indywidualnych rozmów nie było. Myślę zresztą, że przed podejmowaniem decyzji będzie słuchał szeregu osób, które będą mu podpowiadały. Będąc na jednym meczu, nie może ocenić, kto się nadaje z obecnych piłkarzy, a kto nie. Przecież mogło się tak zdarzyć, że ktoś grał dobrze 16 meczów, a ten 17. akurat mu nie wyszedł i co ma usłyszeć do wiedzenia? Pan Klejdinst na pewno zna się na swojej pracy i tak nie będzie robić.
8. miejsce, które obecnie zajmuje Arka to pozycja, która was zadowala, zwłaszcza, gdy przypomnimy sobie, że znajdowaliście się w tej rundzie w strefie spadkowej?
Ta lokata pozwala nam już nie tak mocno oglądać się za siebie. Jednak do utrzymania tradycyjnie będzie pewnie potrzeba 36-37 punktów. Zatem jeszcze dużo nam brakuje. Ponadto fajnie byłoby dalej gonić tę czołówkę I ligi, zabierać im punktu i piąć w hierarchii. Gdynia, samo przez siebie się rozumie, że tutaj trzeba grać o awans i wyższe cele niż tylko utrzymanie. Początek sezonu brutalnie sprowadził nas do parteru, ale podnieśliśmy się i z optymizmem patrzymy naprzód.
Bardziej patrzycie w tabeli na tych co przed wami, czy mimo wszystko zerkacie, gdzie ta strefa spadkowa i jak daleko od was?
Trzy lata temu byłem w Niecieczy. Po pierwszej rundzie byliśmy wiceliderem, mieliśmy 32 punkty, a trener Radolsky powtarzał: "mówcie wszystkim, że walczycie o utrzymanie". Tak naprawdę aż do końca sezonu biliśmy się o awans do ekstraklasy. Dlatego tak po cichu myślę, że może i w Gdyni ta strategia się powiedzie.
Nie lepiej powiedzieć - dalej gramy o awans?
Teraz na pewno nie możemy myśleć o walce o awans. Strata punktowa jest duża. Jednak na górze są zespoły, które mogą złapać serię 2-3 meczów przegranych. Wówczas przy naszych wygranych, można się zbliżyć na 3-4 punkty, a wtedy wszystko otworzy się od nowa.
Jacek Głowczyński
Copyright Arka Gdynia |