Aktualności
14.11.2014
Marcin Warcholak: Na deklaracje przyjdzie czas po rundzie jesiennej.
W Olsztynie 25-latek spędził tylko jedną rundę. Uchodził za jednego z lepszych piłkarzy na swojej pozycji, jeśli nawet nie najlepszego defensora zaplecza ekstraklasy. W 13 meczach zdobył dwie bramki. Na gole w Arce wciąż czeka.
Piotr Wiśniewski: Rozmiary zwycięstwa w Grudziądzu są chyba zaskoczeniem dla was samych?
Marcin Warcholak: Tak naprawdę mecz mógł się potoczyć zupełnie inaczej. W drugiej minucie - bodajże ja - źle wybiłem piłkę, Marcin Kaczmarek dośrodkował do Arkadiusza Aleksandra, a ten nie trafił z trzech metrów. Gdyby trafił, to musielibyśmy gonić wynik. Ewidentnie szczęście było przy nas. Patrząc jednak na przebieg całego spotkania, uważam, że wygraliśmy zasłużenie.
Po dwóch zwycięstwach z rzędu [wcześniej 1:0 z Chrobrym Głogów] można chyba mówić o przełamaniu Arki. Czy to odpowiednia pora na składanie deklaracji co dalej?
- Na deklaracje przyjdzie czas po ostatnim meczu rundy jesiennej. Gramy jeszcze trzy mecze [GKS, Dolcan Ząbki, Sandecja Nowy Sącz], a my skupiamy się na najbliższym - w niedzielę z GKS Katowice [godz. 16.45]. Tracimy do nich tylko trzy punkty, dlatego wiemy, jak ważny to mecz dla Arki. Jesteśmy po dwóch zwycięstwach z rzędu, z GKS będziemy chcieli potwierdzić dobrą dyspozycję.
Tylko dwóch piłkarzy Arki rozegrało w tej rundzie wszystkie mecze od początku do końca. Dokładnie 16 spotkań. To pan i Bartosz Ława. W pana przypadku bardziej wynika to z braku konkurencji czy może trenerzy doceniają ciężką pracę na treningu?
- Akurat na swojej pozycji nie mam zbyt dużej konkurencji. Inny lewy obrońca Maciej Dampc od początku tego sezonu jest kontuzjowany i zostałem jedynym lewonożnym piłkarzem w drużynie. Cieszę się, że razem z Bartkiem udało nam się rozegrać wszystkie mecze w pełnym wymiarze czasowym.
Piłkarz typowo lewonożny to rzadkie zjawisko w polskiej piłce. Akurat pan nie wpisuje się w schemat często praktykowany przez polskich trenerów, którzy z lewej strony defensywy często zmuszani są stawiać na zawodników prawonożnych.
- Może rzeczywiście. Z racji predyspozycji najlepiej czuję się na lewej stronie. Czy to w obronie, czy w pomocy.
A kiedy wróci ten Marcin, którego kibice znają ze Stomilu Olsztyn? Tam słynął pan z potężnych uderzeń z dystansu. Teraz tych bramek w Arce brakuje. Z czego to wynika?
- Szczerze, to sam czekam na bramkę w Arce. I mam nadzieję, że stanie się to jak najszybciej. Może nawet w niedzielę? Czuję, że nie jestem w takiej formie jak w Stomilu. Mieliśmy słaby początek sezonu i jako cały zespół zawodziliśmy w ataku. Chyba przez to baliśmy się otworzyć.
Brakuje też pana dośrodkowań z lewej strony. Sporo bramek dla Arki pada z prawego skrzydła.
- To prawda. Ostatnimi czasy przy golach asystują Łukasz Kowalski i Glauber. Nie jest też tak, że w ogóle się nie podłączam do ofensywny. Staram się w meczu przeprowadzić przynajmniej kilka rajdów lewą stroną. Najczęściej kończy się na tym, że albo źle dośrodkowuję, albo koledzy z drużyny nie trafiają w piłkę.
Czego się spodziewacie po GKS, który całkiem dobrze radzi sobie na wyjazdach (trzy wygrane i cztery porażki)?
- Nie mieliśmy jeszcze dokładanej analizy gry GKS. To nas czeka w czwartek lub piątek.
A jak wspomina pan mecz z poprzedniego sezonu?
- Dobrze go pamiętam nie tylko z racji niezłego mojego występu. Wygraliśmy 3:1. W niedzielę spodziewam się fajnego meczu. Z tego co wiem, GKS też próbuje grać piłką. Tak samo jak Olimpia Grudziądz. Poza tym Arka także potrafi grać w piłkę. A przy tak grających drużynach łatwiej o dobre widowisko.
To będzie otwarty mecz czy może partia szachów?
- Na pewno musimy się skupić na sobie. Jesteśmy dobrze przygotowani do tego meczu. Zrobimy wszystko, żeby wygrać trzeci mecz z rzędu przed własną publicznością.
A jest jakiś ogólny cel przed Arką na koniec rundy jesiennej?
- Nie. Dla nas liczy się tylko najbliższy mecz. Dopiero potem spojrzymy w tabelę i zastanowimy się, co dalej.
Copyright Arka Gdynia |