TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

14.05.2007

ŁKS znów przegrał u siebie (Gazeta Wyborcza)

Ełkaesiacy prezentują tak mierny poziom, że gdyby nie zdobyte wcześniej punkty, trudno byłoby im wywalczyć utrzymanie w lidze.

W ostatni czwartek ŁKS znalazł nowego sponsora, ale nawet to nie było w stanie zmobilizować drużyny w spotkaniu ze zdegradowaną za korupcję Arką Gdynia. Nic tego nie zapowiadało, bo goście nigdy jeszcze nie wygrali przy al. Unii meczu ligowego, a do tego trener Marek Chojnacki mógł wreszcie wystawić najsilniejszy skład.

Tymczasem żaden z łódzkich zawodników nie zagrał tak, jak potrafi. Tomasz Hajto uważa, że gdyby w 10 sekundzie Ensar Arifović pokonał Kamila Witkowskiego, spotkanie ułożyłoby się inaczej. Trudno się zgodzić z tą teorią, bo gdynianie przez całe spotkanie byli lepsi. Po pierwsze - zagrali bardzo ambitnie, czego nie można powiedzieć o łodzianach, po drugie - w składzie mieli Bartosza Karwana, a po trzecie - w ataku wystąpiło aż trzech napastników, mimo że Arka grała na wyjeździe. Trudno się dziwić zadowoleniu Wojciecha Stawowego, który z dumą mówił: - Moi zawodnicy żegnają się z ligą z honorem i w dobrym stylu.

- U nas z kolei sytuacja jest odwrotna. Prowizorki nigdy nie są trwałe i po pewnym czasie wszelkie niedociągnięcia odbijają się na wynikach - tłumaczył Chojnacki.

Różnice w poziomie gry obu drużyn były widoczne niemal przez całe spotkanie. Wprawdzie ŁKS próbował atakować, ale to Arka opanowała środek boiska, gdzie bardzo aktywny był Karwan. Goście pokazywali, na czym polega gra kombinacyjna. Długo utrzymywali się przy piłce, zmuszając ełkaesiaków do biegania.

Akcjom gospodarzy brakowało precyzji, większość podań była niedokładna. Jednym z najgroźniejszych zawodników był defensywny pomocnik Robert Łakomy, który dopiero drugi raz występował w ekstraklasie. W 12 min jego mocny strzał z dystansu z trudem obronił Witkowski, a sześć minut później piłka minimalnie ominęła bramkę.

Gol dla gości padł niespodziewanie. Po niegroźnej - jak się wydawało - akcji Radosława Wróblewskiego z Davidem Kalouskiem, ten ostatni spod linii bocznej kopnął w kierunku bramki. Bogusław Wyparło spodziewał się dośrodkowania i wszedł przed linię bramkową. Zaskoczony sparował pikę, która jednak odbiła się od słupka, a Marcin Wachowicz z bliska strzelił do siatki. Goście powinni prowadzić już 2:0, bo wcześniej po uderzeniu Karwana piłka odbiła się od poprzeczki.

W 24 min nastąpiło oberwanie chmury, lecz sędzia Marcin Borski nie przerwał spotkania. - Gdyby była burza z piorunami, dopiero wtedy można byłoby zarządzić przerwę - tłumaczył Krzysztof Smulski, delegat PZPN. Dlatego przez prawie kwadrans na boisku nic się nie działo. Kiedy deszcz przestał padać, gospodarze ruszyli do ataku. Nadal jednak grali chaotycznie. W 35 min w dobrej sytuacji znalazł się Marius Kiżys, ale strzelił zbyt lekko.

Gdynianie w tym czasie imponowali walecznością. W 39 min Radosław Wróblewski jednak mocno przesadził. Atakując wślizgiem piłkę, kopnął w twarz Cezarego Wilka. Ta sytuacja omal nie skończyła się bójką na boisku. Sędzia Borski okazał się bardzo tolerancyjny i napastnika Arki ukarał tylko żółtą kartką, choć powinien wyrzucić go z boiska.

W drugiej połowie trener Chojnacki postawił wszystko na jedną kartę: zamiast sześciu obrońców wystawił... pięciu, bo Adama Marciniaka zastąpił pomocnik Miroslav Opsenica. Słabego Kiżysa zmienił zaś napastnik Adam Cieśliński. Gospodarze uzyskali przewagę, ale nie byli w stanie zdobyć gola. Dobrych sytuacji nie wykorzystali Łakomy, Opsenica, Tomasz Kłos i Cieśliński.

Goście nie ograniczyli się tylko do przeszkadzania. Mało tego, byli bliscy podwyższenia wyniku. W 88 min - po kiksie Sebastiana Przybyszewskiego - w idealnej sytuacji znalazł się Wachowicz, ale Wyparło zrehabilitował się za wcześniejszy błąd i tym razem wybił piłkę poza boisko.

W ŁKS trudno kogoś wyróżnić. O występie Kiżysa i Opsenicy należy szybko zapomnieć. Obaj grali chaotycznie, byli bojaźliwi, nie stanowili żadnego zagrożenia dla gości. Trener Chojnacki do drugiej linii desygnował Łakomego, który zastąpił Zdzisława Leszczyńskiego. Z lewej i prawej strony mieli nękać defensywę gości Mariusz Magiera i Łukasz Madej, lecz obaj wypadli słabo. Pierwszy zamiast dośrodkowywać do będących w lepszej sytuacji kolegów, niepotrzebnie próbował sam strzelać. Osamotniony w ataku Arifović sporo biegał, ale nie miał wsparcia. Trudno się więc dziwić, że ŁKS przegrał trzecie spotkanie z rzędu na własnym stadionie. Gdyby nie dorobek z rundy jesiennej, Chojnacki miałby chyba spore kłopoty z utrzymaniem posady.

ŁKS 0
Arka Gdynia 1 (1)
STRZELEC BRAMKI

Wachowicz (22, dobitka po strzale Kalouska)

Widzów: 5 tys.

Sędziował: Marcin Borski (Warszawa).

ŁKS: Wyparło 2 - Przybyszewski 2, Hajto 2 Ż, Kłos 2, Marciniak 1 (46. Opsenica 1) - Madej 2 Ż (78. Ostalczyk 1), Łakomy 2.5, Wilk 2.5, Kiżys 1 Ż (46. Cieśliński 1), Magiera 2 - Arifović 2 Ż.

Arka: Witkowski Ż - Sokołowski, Weiner Ż, Jakosz, Kalousek - Mazurkiewicz, Ulanowski Ż (88. Bazler), Ława - Karwan, Wachowicz (90. Niciński), Wróblewski Ż.

ŁKS Arka
7 strzały 4
4 strzały celne 3
15 faule 16
2 rzutu rożne 3
1 spalone 4

Jerzy Walczyk







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia