Aktualności
11.11.2012
Marcin Radzewicz "nie owija w bawełnę",
W fatalnych humorach byli piłkarze Arki po sobotniej porażce z Dolcanem. Zawodnicy zgodnie przyznają, że ich postawa woła o pomstę do nieba. Radzewicz ujął sprawę dosadnie. - To jest dramat! - mówił.
Piłkarz żółto-niebieskich nie czarował. Porażkę z Dolcanem Ząbki skomentował dosadnie. - Oczywiste, że po takim meczu nastroje są fatalne. Nie przeklinamy, nie mamy pretensji do siebie. Po prostu w szatni była cisza. Siedzieliśmy cicho i przeżywaliśmy porażkę. Jakieś niecenzuralne słowa nic tutaj nie zmienią. Chłopacy milczą, na gorąco trudno coś konstruktywnego powiedzieć, każdy z nas wciąż jest myślami na boisku. Myślimy - co się stało - mówił załamany Marcin Radzewicz.
Na konferencji prasowej trener Petr Nemec obwinił swoich podopiecznych. Czech uważał, że zrobił wszystko, aby wygrać, a z porażki mają się tłumaczyć zawodnicy. - Co mogę w takiej sytuacji powiedzieć? Bez komentarza - wymownie odpowiedział "Radza".
Radzewicz nie chciał wdawać się w polemikę. Grę zespołu skwitował w doraźny sposób. - Na temat gry nie chcę się wypowiadać, bo jej nie ma. Katastrofalnie to wszystko wygląda. Nie możemy grać w taki sposób! Jedyne co mi się ciśnie na usta, to dramat!
- Naprawdę nie będę się rozwodził czy dobrze się czułem na prawej pomocy, czy może lepiej dla mnie byłoby gdybym grał na lewej. Nie o to chodzi. Jeśli zawodnik jest w formie, to nie robi mu to różnicy. Chodzi o całokształt gry Arki. U nas jest inny problem. Obojętnie kto gdzie nie gra - gra tak samo, czyli nic! - dodał zawodnik żółto-niebieskich.
Doświadczony zawodnik gdyńskiej Arki sam dostrzega swoją słabszą postawę. - Człowiek nie jest ślepy, widzi swoją grę i wie, że gra słabo. Sam siebie nie poznaję. To nie jest tylko mój problem, to dotyczy całej drużyny. Muszę ten mecz jeszcze raz obejrzeć i dojść do pewnych wniosków. Po meczu dziennikarzom jest łatwiej ocenić, bo z perspektywy trybun widzicie więcej. Co by nie mówić - nasza gra jest fatalna - kontynuował.
Do tej pory mówiło się, że zespoły prowadzone przez trenera Nemca górują nad resztą dobrym przygotowaniem fizycznym. W sobotę i w poprzednich meczach nie było tego widać po Arce. Czy to znak, że piłkarze nie są w stanie już nic więcej z siebie wykrzesać? - Widocznie nie. Nie będę nikogo czarował. Przecież boisko to jasno pokazało. Może niektórzy odnieśli inna wrażenie, ale my chcieliśmy wygrać. Walczyliśmy na tyle, ile mogliśmy. Na analizę przyjdzie czas. Musimy znaleźć przyczynę nagłej obniżki formy i odpowiedzieć na pytanie dlaczego zaczęliśmy pikować w dół. Pod uwagę trzeba wziąć cały sezon, rok. Porównać jak graliśmy w poprzedniej rundzie, a jak teraz. A wygląda gorzej - jasno obrazował Radzewicz.
Tematu swojego ewentualnego transferu nie chciał zbytnio komentować. "Radza" bardzo przeżył porażkę, ze zwieszoną głową mówił, że po takim meczu to nawet nietaktowne byłoby myślenie o ewentualnych przenosinach. Pisało się, że Radzewiczem zainteresowane jest Podbeskidzie Bielsko-Biała. - Moja głowa nie jest w stanie myśleć o jakimkolwiek transferze. Taki mecz odbija się piętnem w psychice. Jestem w Arce, mam półtoraroczny kontrakt. W Gdyni czuję się bardzo dobrze. Chciałbym z Arką coś osiągnąć. Nie po to podpisywałem nowy kontrakt, żeby nagle stąd uciekać. Akurat mam takiego pecha, że jak trafię do klubu, który jest dobrze poukładany, pojawia się jakiś kryzys. Mam nadzieję, że wiosna będzie lepsza. Na pewno wszystkich nas stąd nie pogonią, choć wiemy, że gramy katastrofalnie! - zakończył doświadczony piłkarz.
Piotr Wiśniewski
Copyright Arka Gdynia |