Aktualności
18.11.2011
Przebudowa według Nemca.
ARKA GDYNIA. Praca, jaką wykonał z zupełnie nową drużyną trener Petr Nemec, przejdzie do annałów gdyńskiego klubu.
Grupę scaliłem przez pracę. Nie tracę czasu na godzinne pogadanki. Ale jeśli zawodnik nie wie, po co robi ćwiczenie, to zapraszam – będę go tak długo przekonywał, aż mi przyzna rację. A jeśli nie, to jeden z nas musi odejść. I ja zadecyduję który. U mnie obowiązuje zasada dwóch punktów. Punkt pierwszy: trener ma zawsze rację. Punkt drugi: jeśli zdarzy się, że trener nie ma racji, wróć do punktu pierwszego.
To Petr Nemec. Za chwilę zaznacza, że nie należy traktować tych słów śmiertelnie poważnie, że jest otwarty na rozmowę i do pewnej granicy można się z nim dogadać.
Mało czasu
Czeski trener przeprowadził bolesną, ale dość sprawną rekonstrukcję drużyny i dziś jego zespół ma jakąś szansę grać o awans do ekstraklasy. Jeszcze po 12. kolejce ekipa z Gdyni zajmowała 14. miejsce i szczytem pragnień wydawała się spokojna walka w środku stawki. Zwłaszcza gdy w gazetach pojawiały się artykuły o jednoznacznej wymowie: „Czy to ostatni mecz Nemeca?".
Arka Gdynia - wyniki i statystyki
Potem przyszła seria pięciu zwycięstw. I choć ostatnio wyniki znowu nie są zbyt obiecujące, to jednak położenie Arki jest nieporównywalnie lepsze niż kilka tygodni temu.
– Zabrakło mi czasu, myślałem, że szybciej to zaskoczy. Dziś gra wygląda lepiej od wyników. Liczyłem na więcej punktów, gdybyśmy mieli jeszcze cztery, pięć, spałbym spokojnie – przyznaje Nemec.
Czasu rzeczywiście miał mało, bo w ciągu kilku tygodni musiał przebudować zespół od podstaw. Wymienił całą podstawową jedenastkę. Gra Arki może się podobać, zespół potrafi w ciągu meczu stworzyć kilka interesujących szybkich akcji. Zupełnie odbiega to od obrazu stworzonego na początku sezonu, gdy Arka grała, mówiąc bez ogródek, futbol prymitywny, właściwie z pominięciem linii pomocy. Świadkowie zresztą opowiadali o sytuacji z meczu wyjazdowego z Kolejarzem, gdy Nemec zżymał się na żałosny stan boiska w Stróżach, zaś po meczu musiał wysłuchać kąśliwej uwagi od nieco zażenowanego kibica gospodarzy: „Po co ci lepsze boisko do takiej gry?".
– W Stróżach nie da się inaczej grać. Ja sam byłem technicznym zawodnikiem, zdobywałem sporo bramek, choć najbardziej cieszyły mnie asysty. Lubię grę piłką, lubię, gdy ona chodzi. Ale nasz styl wynikał z ustawienia i możliwości. Gdy jednak przyszli Benat z Jarzębowskim, ustabilizowali środek pola. To był przełomowy moment dla drużyny, choć było to też spore ryzyko. Jarzębowskiego w ogóle nie znałem. Ktoś powiedział, że jest wolny, więc sprawdziłem w internecie i zaryzykowałem. To był strzał w dziesiątkę. Z kolei Benata znałem jako młodego piłkarza. Wiedziałem, że jest pracowity, dobry technicznie i ma poukładane w życiu. Tyle że nie miałem pojęcia, w jakiej jest formie, bo ostatni raz oglądałem go 10 lat wcześniej – opowiada.
Copyright Arka Gdynia |