Po zwycięstwie z Piastem Arka wydostała się ze strefy spadkowej, ale do utrzymania brakuje jeszcze kropki nad "i". - Jedziemy wygrać ze Śląskiem. Nic innego nie ma znaczenia - mówi trener Dariusz Pasieka.

W rundzie wiosennej tabela podzieliła się na kilka części. W jednej znalazły się zespoły walczące o mistrzostwo, w innej niemal połowa ligi, która do ostatniego meczu nie mogła być pewna utrzymania. Wydawało się, że przepaść między czołówką a rozwlekłym peletonem nie będzie miała wpływu na obraz końcowej tabeli. Ostatnie kolejki pokazały, że drużyny walczące o utrzymanie (w tym mimo dwóch zwycięstw z rzędu Arka) muszą patrzeć w górę tabeli. Jednak najwięcej zamieszania wprowadziła bramka Mariusza Jopa z Wisły Kraków, który w ostatniej minucie derbów z Cracovią strzelił samobójczą bramkę. - Widziałem tę bramkę w telewizji i do tej pory zastanawiam się, co on chciał zrobić - mówi Pasieka. - Ten gol nie tylko skomplikował sytuację Wisły, ale i dał Cracovii utrzymanie. Rozluźnieni piłkarze Oresta Lenczyka grają w sobotę z walczącym o życie Piastem, co nie jest dla nas bez znaczenia.

Arka nie może tylko liczyć na rywali. Gdynianie jadą do Wrocławia na mecz ze Śląskiem, który we wtorek wygrał w Wodzisławiu z Odrą i zapewnił sobie utrzymanie. - Nie będziemy kalkulować. Jedziemy tam po trzy punkty, bo tylko zwycięstwo da nam spokój. Nie wiem, czy na stadionie Śląska spiker będzie informował o wyniku. W meczu z Piastem ja tego zabroniłem, bo to mogłoby zdekoncentrować piłkarzy - tłumaczy Pasieka i dodaje: - Znałem wyniki do przerwy. Pod koniec meczu, jeden z kibiców siedzących nad naszą ławką rezerwowych krzyknął, że Śląsk wygrywa z Odrą 4:2 i to była jedyna tego typu informacja. Moi piłkarze dowiedzieli się o pozostałych rozstrzygnięciach dopiero po końcowym gwizdku sędziego. Na to, co się będzie działo z wiadomościami z innych boisk we Wrocławiu, nie mam wpływu.

Ze Śląskiem Arka może zagrać osłabiona brakiem Wojciecha Wilczyńskiego i Tadasa Labukasa (obaj odnieśli kontuzje w meczu z Piastem). - Nie znam jeszcze diagnozy lekarzy, ale mam nadzieję, że będę mógł z nich skorzystać. Na szczęście dziwne przepisy w Polsce pozwalają grać po czerwonej kartce [jeśli żółta kartka ją poprzedzająca nie była czwartą lub ósmą w sezonie] więc będzie mógł grać Marcin Budziński. Na Zachodzie już miałby wakacje - żartuje Pasieka.

Trener Arki, mimo zwycięstwa z Piastem, nie zgadza się z decyzjami arbitra Huberta Siejewicza, według ekspertów uznawanego za jednego z najlepszych sędziów w Polsce. - Podjął kilka kontrowersyjnych decyzji. Przed meczem najwyraźniej naczytał się spekulacji, że to będzie mecz na noże i kilkoma szybkimi żółtymi kartkami chciał ustawić sobie mecz, utemperować zawodników. Pech chciał, że w dwóch sytuacjach trafiło na Budzińskiego - dodaje Pasieka.

Szkoleniowiec żółto-niebieskich nie kryje pochwał swoim zawodnikom. - Ponownie byli kolektywem, pomagali sobie na boisku, mądrze nabijali przeciwników. Nie zawiodło żadne ogniwo. Cieszę się, tym bardziej że rzadko się zdarza, aby drużyna grająca w dziesiątkę podwyższała wynik. Teraz musimy odpocząć, bo w sobotę czeka nas trudne zadanie. Wierzę, że postawimy kropkę nad "i".

Jeśli Arka wygra ze Śląskiem, nie musi oglądać się na wynik Odry i Piasta. Przy remisie Arki, Piast nie może wygrać z Cracovią, a Odra może wygrać z Wisłą (gdynianie mają z Odrą korzystniejszy układ meczów bezpośrednich). W razie porażki Arki obaj rywale muszą co najmniej zremisować (zwycięstwo jednego z nich będzie oznaczać spadek Arki do I ligi). - Interesująco to wszystko wygląda, ciągle coś się dzieje. Powtórzę to jeszcze raz: we Wrocławiu zrobimy wszystko, aby to, co jeszcze do niedawna wydawało się nieprawdopodobne, stało się możliwym - kończy Pasieka.

Maciej Karolczuk - Gazeta Wyborcza Trójmiasto