TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

26.04.2010

Arka sięgnęła dna (Gazeta Wyborcza)

Już tylko niepoprawni optymiści wierzą, że Arka Gdynia nie spadnie z ligi. Piłkarze Dariusza Pasieki grają najgorszy futbol w ekstraklasie i są głównym kandydatem do spadku.

Mecz z Koroną miał dać odpowiedź czy żółto-niebiescy są w stanie skutecznie walczyć o pozostanie w ekstraklasie. Jak się okazało nie są. Arka gra w tej chwili prymitywny futbol, oparty na przypadkowości i zatrważającej wręcz nieudolności wszystkich niemal piłkarzy. Nic w tym dziwnego, bowiem aktualnie nie ma w kadrze nawet jednego piłkarza, który dobrą formą odstawałby znacznie od swoich kolegów z drużyny.

Wiosną Norbert Witkowski nie jest w stanie wybronić kilku punktów, tak jak w rundzie jesiennej czynił to Andrzej Bledzewski. Osłabiona brakiem Mateusza Sieberta i Michała Płotki formacja obronna jest dziurawa, a beznadziejnie spisujących się Roberta Bednarka i Łukasza Kowalskiego po prostu nie ma kim zastąpić. W pomocy zawodzi przede wszystkim Miroslav Bożok, który miał być wielkim wzmocnieniem, a tymczasem nawet na przyzwoitym poziomie nie zagrał dotąd ani jednego meczu. W ataku męczy się Przemysław Trytko a więcej problemów, niż korzyści stwarza Joel Tshibamba (jego skandaliczne zachowanie w meczu z Koroną, kiedy bez piłki uderzył w twarz jednego z rywali, zamiast żółtą powinno zakończyć się czerwoną kartką).

Wreszcie pogubił się Dariusz Pasieka, przeprowadzając w meczu nielogiczne zmiany, stawiając na piłkarzy kompletnie nieprzygotowanych do gry (od całej defensywy aż po Mawaye). Ponadto przez słabe wyniki trener Arki stracił zaufanie kibiców, którzy w sierpniu 2009, kiedy Pasieka przychodził do Gdyni nosili go na rękach. Dzisiaj, po tym jak zsunął się z drużyną na dno tabeli, wzywają go do natychmiastowej dymisji, nic nie robiąc sobie z jego przedmeczowego apelu o pozytywne wsparcie i doping do samego końca. Oliwy do ognia dolewa zarząd klubu, który na mecze Arki na Stadionie Narodowym Rugby ustalił niemal zaporowe ceny (50 zł za bilet), oficjalnie tłumacząc to faktem małej pojemności obiektu (ok. 2,7 tys.).

Do końca sezonu zostało pięć meczów (dwa u siebie i trzy na wyjeździe). W środę Arka zagra w Białymstoku z Jagiellonią i wydaje się, że nie ma ani jednego racjonalnego argumentu, by mogła wrócić nad morze z punktami. Tym bardziej że bezpośrednio ze stolicy Podlasia piłkarze Pasieki udadzą się do Wodzisławia na mecz z Odrą i co jeszcze do niedawna wydawało się niemożliwe - faworytem również nie będą.

Oceny Arki

Norbert Witkowski. Niby nie można mieć do niego pretensji o stracone bramki, ale też trudno wskazać interwencje godne pochwał. Nie gra źle, ale nie robi też nic ponad to, czego się od niego wymaga.

Łukasz Kowalski. Jeden z najsłabszych obrońców w lidze. Cały mecz gra w jednostajnym tempie, bez względu na to, czy biegnie z piłką, czy bez. Niepewny w defensywie, bezużyteczny w ataku. Jeśli Arka ma spaść do I ligi, niech w pięciu ostatnich meczach ogrywa się lepiej bardziej perspektywiczny Piotr Robakowski. Tym bardziej że za cztery żółte kartki w Białymstoku Kowal nie zagra.

Maciej Szmatiuk. Sympatyczny facet, ale ekstraklasa też go chyba przerasta. Z młokosem Siebertem tworzył zgrany duet, a wiosną u boku weterana Ulanowskiego popełnia paradoksalnie więcej błędów. Błędów, które Arkę kosztują zbyt dużo.

Dariusz Ulanowski. Przy pierwszej bramce razem z kolegami (3 na 1!) dał się ośmieszyć Jackowi Kiełbowi. Później zbyt często ratował się faulami, które wynikały bardziej z bezradności niż twardej walki. W poprzednich meczach niemal bezbłędny, ale mimo swojego doświadczenia im dłużej gra, tym więcej popełnia błędów.

Robert Bednarek. Wiosną zawalił w Arce chyba najwięcej bramek, ale wobec braku klasowego dublera gdyński zespół jest na niego skazany. W 59. minucie zdrzemnął się na własnej połowie, przez co Korona strzeliła zwycięską bramkę. Do kalendarzowych wakacji jeszcze dwa miesiące, ale jego forma na wczasach jest od dawna.

Tadas Labukas. Jedyny piłkarz Arki, któremu nie sposób odmówić ambicji i zaangażowania. Gdyby dorzucił do tego odrobinę więcej umiejętności, byłby solidnym piłkarzem. A póki co Litwin, który przed meczem otrzymał powołanie do reprezentacji, biega i walczy. Niby niewiele, ale na tle kolegów z drużyny to i tak dużo.

Adrian Mrowiec. Jak pokazały poprzednie mecze, może grać lepiej. Kilka lekkomyślnych zagrań (m.in. tuż przed pierwszą bramką fatalne podanie wszerz boiska zakończone bramką Kiełba) i jedno przytomne - asysta przy bramce Trytki.

Bartosz Ława. Choroba go osłabiła i widać było, że nie jest sobą. Po godzinie poprosił o zmianę i zszedł z boiska. Zastąpił go Marcin Budziński i po raz kolejny udowodnił, że po odejściu obecnego kapitana w środku pola zostanie czarna dziura.

Miroslav Bożok. Póki co - transferowy niewypał. Miał wnieść do drużyny powiew świeżości, a tymczasem dostroił się do mizerii żółto-niebieskich. Na tle Pawła Sobolewskiego z Korony wyglądał jak junior.

Joseph Mawaye. O tym, dlaczego zagrał od pierwszych minut, wie chyba tylko trener Pasieka. Fatalny występ Kameruńczyka, który był jednym z najsłabszych, jeśli nie najsłabszy na boisku. Po stracie piłki, zamiast walczyć o jej odzyskanie, z irytującą konsekwencją okazywał zupełną obojętność.

Przemysław Trytko. Strzelił bramkę, kasując ponad dziewięciogodzinną passę bez gola, ale w całym meczu nie zachwycił. Przed przerwą aktywny, ale w drugiej połowie zniknął z pola widzenia. Wobec beznadziejnie słabego Mawaye i lekkomyślnego Tshibamby daje nadzieję na normalność.

Marcin Budziński, Joel Tshibamba i Filip Burkhardt grali zbyt krótko, aby ich oceniać.

Maciej Karolczuk - Gazeta Wyborcza







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia