Aktualności
15.03.2010
Klątwa trenera Fornalika trwa (SportoweFakty.pl)
W meczu o przysłowiowe "sześć" punktów podopieczni Marka Bajora, dzięki skuteczności Ilijana Micanskiego, bezlitośnie wypunktowali żółto-niebieskich i zanotowali awans w tabeli. Tymczasem Arka po raz kolejny nie zdobyła punktu, a nawet bramki na swoim nowym, Narodowym Stadionie Rugby i staje się powoli głównym kandydatem do spadku.
Arka rozpoczęła mecz tradycyjnie 4-4-2 z jedną tylko ale za to zaskakującą zmianą - w miejsce Wojciecha Wilczyńskiego, dobrze spisującego się w Krakowie trener Dariusz Pasieka desygnował do gry Lubomira Ljubenowa - choć ponoć zwycięskiego składu się nie zmienia. Ponieważ Bułgar zagrał bardzo słabo toteż po przerwie na boisku już się nie pojawił. Natomiast goście pod batuta Marka Bajora inspirowanego przez selekcjonera Franciszka Smudę zastosowali tzw. choinkę czyli system: 4-3-2-1 z wysuniętym Ilijanem Micanskim co jak się okazało było przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.
Gospodarze rozpoczęli nawet z impetem i już w 2 minucie mogli objąć prowadzenie, gdy po uderzeniu Bartosza Ławy z dystansu, Przemysław Trytko zmienił lot piłki i całkowicie zmylił serbskiego golkipera Bojana Isailovica ale futbolówka trafiła tylko w słupek. Kolejne minuty to nieporadna i chaotyczna gra z obu stron przerywana nielicznymi okazjami podbramkowymi - aż do 35 minuty, kiedy to słabiutki Ljubenow stracił piłkę na prawej stronie boiska, ta trafiła do Łukasza Hanzela, a ofensywny pomocnik lubinian popędził w pole karne gospodarzy, gdzie znakomitym balansem ciała zwiódł obrońców żółto-niebieskich i oszukany w ten sposób Maciej Szmatiuk zahaczył go nogą - za co arbiter podyktował słuszny rzut karny. Pewnym egzekutorem okazał się najlepszy gracz na sztucznej murawie - Bułgar Micanski.
Tuż po przerwie zmobilizowani gospodarze ponownie zaatakowali i byli bliscy szczęścia w 48 minucie, kiedy to po uderzeniu Trytki ewidentnie ręką zagrał Kolumbijski defensor Miedziowych Sergio Reina i sędzia Szymon Marciniak powinien wskazać na wapno, ale tego nie zrobił! Najdogodniejsza okazję żółto-niebiescy mieli w 64 minucie gdy po dośrodkowaniu Wilczyńskiego z najbliższej odległości głowa uderzał Trytko, ale Isailovic pokazał, że nie od parady jest trzecim bramkarzem reprezentacji Serbii i w czerwcu wybiera się na Czempionat do RPA.
Niewykorzystane okazje najczęściej lubią się w futbolu zemścić i tak też było w Gdyni - w 72 minucie spotkania kontrę gości wyprowadził Martins Ekweume, który wypuścił w uliczkę Micanskiego, a ten z dużym spokojem posłał piłkę między nogami Andrzeja Bledzewskiego. Od tego momentu Arkowcy zachowywali się jak pijani marynarze we mgle, nie mając kompletnie pomysłu na grę. Dziwnie też zachował się trener Pasieka, który nie wiadomo dlaczego czekał ze zmianami aż do końcówki meczu. Lubinianie i tak byli litościwi, bo w ostatnim kwadransie mogli strzelić jeszcze kolejne gole ogrywając bezradnych gospodarzy, ale albo mieli rozregulowane celowniki albo na posterunku stał Bledzewski. Tym samym goście podtrzymali doskonały bilans meczów z Arką, a jednocześnie zanotowali swoją 250 wygrana w ekstraklasie.
Tuż po drugim golu Micanskiego w Gdyni na stadionie zgasły jupitery co powinno być ostrzeżeniem dla Arki, że z taką grą wkrótce i dla nich zgaśnie ostatnia nadzieja, bo na dzień dzisiejszy zarówno kadrowo jak i pod względem prezentowanej na wiosnę gry, razem z Piastem Gliwice są głównymi kandydatami do spadku. Na pustym stadionie rugby, z braku emocji wśród przedstawicieli mediów żartowano, że i tak jest progres w grze Arki, bo z Ruchem było trzy w plecy, a z Miedziowymi już tylko dwa! Aktualna pozostaje więc tytułowa "klątwa" trenera Niebieskich Waldemara Fornalika, który po meczu swojego Ruchu w Gdyni stwierdził, że to Arkowcy będą mieli większe problemy z grą na sztucznej murawie niż goście. Spotkanie w Gdyni po raz drugi odbyło się bez udziału publiczności co tylko dodatkowo dopełniło smutnego obrazu całości. Trener Pasieka musi szybko znaleźć sposób na to jak pobudzić swoją drużynę, bo w następnej kolejce gdynianie grają kolejny mecz o życie z Cracovią i w przypadku ewentualnej porażki w klubie zrobi się naprawdę "gorąco".
Ocena meczu: 2,5 Spotkanie stało na miernym poziomie i nie mogło się podobać. Mało było sytuacji podbramkowych. Mały plusik dla lubinian za to, że chcieli wygrać i dopięli swego. Mecze bez udziału publiczności tracą na atrakcyjności, a gdy obie drużyny nie prezentują wysokiej formy i popełniają dużo błędów własnych to dopełnia to tylko obrazu całości.
Aleksander Wójcik - SportoweFakty.pl
Arka rozpoczęła mecz tradycyjnie 4-4-2 z jedną tylko ale za to zaskakującą zmianą - w miejsce Wojciecha Wilczyńskiego, dobrze spisującego się w Krakowie trener Dariusz Pasieka desygnował do gry Lubomira Ljubenowa - choć ponoć zwycięskiego składu się nie zmienia. Ponieważ Bułgar zagrał bardzo słabo toteż po przerwie na boisku już się nie pojawił. Natomiast goście pod batuta Marka Bajora inspirowanego przez selekcjonera Franciszka Smudę zastosowali tzw. choinkę czyli system: 4-3-2-1 z wysuniętym Ilijanem Micanskim co jak się okazało było przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.
Gospodarze rozpoczęli nawet z impetem i już w 2 minucie mogli objąć prowadzenie, gdy po uderzeniu Bartosza Ławy z dystansu, Przemysław Trytko zmienił lot piłki i całkowicie zmylił serbskiego golkipera Bojana Isailovica ale futbolówka trafiła tylko w słupek. Kolejne minuty to nieporadna i chaotyczna gra z obu stron przerywana nielicznymi okazjami podbramkowymi - aż do 35 minuty, kiedy to słabiutki Ljubenow stracił piłkę na prawej stronie boiska, ta trafiła do Łukasza Hanzela, a ofensywny pomocnik lubinian popędził w pole karne gospodarzy, gdzie znakomitym balansem ciała zwiódł obrońców żółto-niebieskich i oszukany w ten sposób Maciej Szmatiuk zahaczył go nogą - za co arbiter podyktował słuszny rzut karny. Pewnym egzekutorem okazał się najlepszy gracz na sztucznej murawie - Bułgar Micanski.
Tuż po przerwie zmobilizowani gospodarze ponownie zaatakowali i byli bliscy szczęścia w 48 minucie, kiedy to po uderzeniu Trytki ewidentnie ręką zagrał Kolumbijski defensor Miedziowych Sergio Reina i sędzia Szymon Marciniak powinien wskazać na wapno, ale tego nie zrobił! Najdogodniejsza okazję żółto-niebiescy mieli w 64 minucie gdy po dośrodkowaniu Wilczyńskiego z najbliższej odległości głowa uderzał Trytko, ale Isailovic pokazał, że nie od parady jest trzecim bramkarzem reprezentacji Serbii i w czerwcu wybiera się na Czempionat do RPA.
Niewykorzystane okazje najczęściej lubią się w futbolu zemścić i tak też było w Gdyni - w 72 minucie spotkania kontrę gości wyprowadził Martins Ekweume, który wypuścił w uliczkę Micanskiego, a ten z dużym spokojem posłał piłkę między nogami Andrzeja Bledzewskiego. Od tego momentu Arkowcy zachowywali się jak pijani marynarze we mgle, nie mając kompletnie pomysłu na grę. Dziwnie też zachował się trener Pasieka, który nie wiadomo dlaczego czekał ze zmianami aż do końcówki meczu. Lubinianie i tak byli litościwi, bo w ostatnim kwadransie mogli strzelić jeszcze kolejne gole ogrywając bezradnych gospodarzy, ale albo mieli rozregulowane celowniki albo na posterunku stał Bledzewski. Tym samym goście podtrzymali doskonały bilans meczów z Arką, a jednocześnie zanotowali swoją 250 wygrana w ekstraklasie.
Tuż po drugim golu Micanskiego w Gdyni na stadionie zgasły jupitery co powinno być ostrzeżeniem dla Arki, że z taką grą wkrótce i dla nich zgaśnie ostatnia nadzieja, bo na dzień dzisiejszy zarówno kadrowo jak i pod względem prezentowanej na wiosnę gry, razem z Piastem Gliwice są głównymi kandydatami do spadku. Na pustym stadionie rugby, z braku emocji wśród przedstawicieli mediów żartowano, że i tak jest progres w grze Arki, bo z Ruchem było trzy w plecy, a z Miedziowymi już tylko dwa! Aktualna pozostaje więc tytułowa "klątwa" trenera Niebieskich Waldemara Fornalika, który po meczu swojego Ruchu w Gdyni stwierdził, że to Arkowcy będą mieli większe problemy z grą na sztucznej murawie niż goście. Spotkanie w Gdyni po raz drugi odbyło się bez udziału publiczności co tylko dodatkowo dopełniło smutnego obrazu całości. Trener Pasieka musi szybko znaleźć sposób na to jak pobudzić swoją drużynę, bo w następnej kolejce gdynianie grają kolejny mecz o życie z Cracovią i w przypadku ewentualnej porażki w klubie zrobi się naprawdę "gorąco".
Ocena meczu: 2,5 Spotkanie stało na miernym poziomie i nie mogło się podobać. Mało było sytuacji podbramkowych. Mały plusik dla lubinian za to, że chcieli wygrać i dopięli swego. Mecze bez udziału publiczności tracą na atrakcyjności, a gdy obie drużyny nie prezentują wysokiej formy i popełniają dużo błędów własnych to dopełnia to tylko obrazu całości.
Aleksander Wójcik - SportoweFakty.pl
Copyright Arka Gdynia |