Tomasz Mazurkiewicz zagrał w Arce cztery mecze. Dwa pucharowe i dwa ligowe. Bilans, to trzy zwycięstwa i remis. Po raz pierwszy jednak całe spotkanie zagrał dopiero w miniona sobotę w Zabrzu, gdzie żółto-niebiescy zwyciężyli 2:0.
- W pucharowych meczach wchodziłem z ławki rezerwowych, a mój pobyt na boisku przedłużyła zwycięska dogrywka ze Stalą Sanok - opowiada Mazurkiewicz. - W ekstraklasie ponad godzinę grałem w Bełchatowie i rzeczywiście pierwszy cały mecz dopiero przeciwko Górnikowi. Spotkanie z Zabrzu na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci. Po pierwsze z uwagi na nietypowe śnieżne warunki, a po drugie dlatego, że... my się zimy nie boimy i po raz pierwszy w tym sezonie wygraliśmy na wyjeździe. Po końcowym gwizdku sędziego cieszyliśmy się z kolegami jak dzieci. Dużo nie brakowało, a ulepilibyśmy z radości, na boisku, bałwana. Warunki ku temu były doskonałe. To prawda, że mogłem w Zabrzu strzelić gola. Nie zgadzam sie jednak z opinią, że zrobiłem jeden zwód za dużo. Tym zwodem ominąłem leżącego już bramkarza, ale później trafiłem piłką w nogę jednego z piłkarzy gospodarzy. Pech, ale mam nadzieję, że dostane jeszcze szansę gry i tego gola dla Arki - może nawet nie jednego - zdobędę. Jak dotychczas grałem w Arce tylko mecze wyjazdowe. Przyznam, że czekam na debiut przed gdyńską publicznością. Przed nami jednak spotkanie w Poznaniu i wierzę, że stać nas na sprawienie w meczu przeciwko Lechowi miłej dla naszych sympatyków niespodzianki - zakończył Mazurkiewicz.
Warto może przypomnieć, że Mazurkiewicz walczy o swoja przyszłość w Arce. Do końca roku ma status piłkarza amatora, a na rozmowy kontraktowe mają się odbyć w grudniu.

jaw