Aktualności
29.11.2009
Arka Gdynia - Śląsk Wrocław (sportowefakty.pl)
Arka Gdynia znów bez zwycięstwa na własnym stadionie. Mimo ambitnej postawy i walki do ostatnich minut meczu gdynianie dzielą się punktami ze Śląskiem Wrocław. Żółto-niebiescy stworzyli w tym meczu kilka sytuacji stuprocentowych, ale zawiodła skuteczność.
Podopieczni trenera Pasieki przystępowali do tego meczu z zadaniem zmazania plamy za słaby występ w derbach Trójmiasta. Okazja do rehabilitacji była podwójna, gdyż było to zarazem ostatnie spotkanie Arki na starym stadionie. W grudniu bowiem rozpocznie się budowa nowego obiektu w Gdyni.
Zgodnie z zapowiedziami trener Pasieka w porównaniu do meczu z Lechią dokonał w swoim zespole kilku zmian. Od pierwszych minut na placu gry pojawił się: Michał Płotka, Marcin Budziński oraz Tadas Labukas. Zastąpili oni kolejno: Tomasza Sokołowskiego, Adriana Mrowca i Stojko Sakalijewa. Roszady te miały poprawić jakoś gry Arki, a tym samym godnie pożegnać się ze starym obiektem.
Po przegranych derbach wiele osób zgodnie stwierdziło, że w zespole konieczne są zmiany. Wiedzieli o tym także kibice, którzy wywiesili przed meczem ze Śląskiem dość wymowny transparent skierowany do prezesa klubu. "Co dalej? Panie Prezesie - Chcemy transferów!". Takie hasło ma wymusić na klubowych włodarzach transferów, które w obecnej sytuacji są jak najbardziej potrzebne.
Treść hasła wzięli sobie do serca chyba także piłkarze Arki, którzy od pierwszych minut spotkania zdominowali przebieg boiskowych wydarzeń. Gospodarze narzucili podopiecznym trenera Tarasiewicza wysoki pressing, podparty niebywałą agresją i walką o każdy metr boiska. Taka gra przyniosła efekt już na początku spotkania. Wtedy to gdynianie objęli prowadzenie za sprawą Przemysława Trytki.
Gdy wydawało się, iż Arka pójdzie za ciosem niespodziewanie tuż po wznowieniu gry Śląsk wyrównał. Z prawej strony dośrodkowywał Madej, a błędy obrońców Arki wykorzystał Sebastian Mila, który zdobył bramkę uderzeniem głową. W pierwszych fragmentach meczu obie drużyny narzuciły szaleńcze tempo gry. Dawno już w Gdyni nie oglądano tak szybkiego spotkania. Tuż po utracie bramki Arka ponownie mogła w tym pojedynku wyjść na prowadzenie. Jednak po wrzutce z autu minimalnie niecelny strzał oddał Bułgar Lubenov. Po chwili kolejne zamieszanie w polu karnym gości, ale próbę Kowalskiego blokują defensorzy gości.
W pierwszym kwadransie odnotować należy także ładną indywidualną akcję kapitana Arki Bartosza Ławy oraz uderzenie zza pola karnego Janusza Gancarczyka. Gdynianie wciąż nie zwalniali jednak tempa i stwarzali kolejne sytuacje. W 18. minucie bliski szczęścia po lobie Labukasa był Przemysław Trytko, ale w ostatniej chwili uprzedził go Tadeusz Socha.
Goście odgryźli się niecelnym uderzeniem młodszego z rodu Gancarczyków. Niesamowite tempo gry narzucone przez Arkę zakończyła próba ostrego dośrodkowania Lubenova, które nie bez problemu piąstkuje Kaczmarek. O dużym szczęściu golkiper Śląska mógł mówić dwie minuty później kiedy to z bliskiej odległości minimalnie niecelnie główkował Labukas. Goście najlepszą sytuację, nie licząc bramki stworzyli w 35. minucie, ale strzał Szewczuka wylądował wprost w rękach Bledzewskiego.
Dużo zamieszania pod koniec pierwszej połowy wywołało wprowadzenie Wachowicza w miejsce Lubenova. Pięć minut przed końcem tej części gry pomocnik Arki ładnie szarżował lewą strona, ale jego dośrodkowanie pewnie wyłapał Kaczmarek. Jeszcze lepiej piłkarz ten zachował się w 43. minucie kiedy to ładnym podaniem obsłużył Labukasa. Ten jednak z sobie tylko wiadomych powodów fatalnie wykończył ładną akcję kolegi z zespołu.
Druga połowa, podobnie jak pierwsza rozpoczęła się od zdecydowanych ataków gospodarzy. Już w 46. minucie przed kolejną dobrą okazją znalazł się Labukas, ale miast strzelać zaczął przekładać futbolówkę, w efekcie czego cała akcja spaliła na panewce. Gdynianie mieli wyraźnie rozregulowane celowniki tego wieczora, bo jak inaczej wyjaśnić próbę strzału Wachowicza w 50. minucie? Będąc 10 metrów od bramki gości strzelił fatalnie, wysoko ponad poprzeczką bramki.
Druga połowa to popis bramkarza gości Kaczmarka. To on uchronił swój zespół przed porażką w Gdyni. Najpierw w 56. minucie fantastycznie obronił z bliskiej odległości uderzenie głową Kowalskiego, by następnie dwukrotnie w fantastycznym stylu obronić strzały Trytki w 74. oraz 79. minucie!
W międzyczasie próbował atakować Śląsk za sprawą aktywnego Madeja. Sytuacje te nie zdeprymowały gospodarzy, którzy wciąż groźnie atakowali, ale ich wysiłki nie osiągnęły upragnionego celu i do końca meczu wynik nie uległ już zmianie. Żółto-niebiescy żegnają się więc ze starym stadionem remisem, ale trzeba to podkreślić po bardzo dobrej grze. Tym razem do zwycięstwa brakowało niewiele. Stary obiekt przechodzi do historii tak samo jak tegoroczna seria Arki na własnym stadionie, która wygrała tylko dwa mecze, w tym oba z Odrą Wodzisław Śląski.
Podopieczni trenera Pasieki przystępowali do tego meczu z zadaniem zmazania plamy za słaby występ w derbach Trójmiasta. Okazja do rehabilitacji była podwójna, gdyż było to zarazem ostatnie spotkanie Arki na starym stadionie. W grudniu bowiem rozpocznie się budowa nowego obiektu w Gdyni.
Zgodnie z zapowiedziami trener Pasieka w porównaniu do meczu z Lechią dokonał w swoim zespole kilku zmian. Od pierwszych minut na placu gry pojawił się: Michał Płotka, Marcin Budziński oraz Tadas Labukas. Zastąpili oni kolejno: Tomasza Sokołowskiego, Adriana Mrowca i Stojko Sakalijewa. Roszady te miały poprawić jakoś gry Arki, a tym samym godnie pożegnać się ze starym obiektem.
Po przegranych derbach wiele osób zgodnie stwierdziło, że w zespole konieczne są zmiany. Wiedzieli o tym także kibice, którzy wywiesili przed meczem ze Śląskiem dość wymowny transparent skierowany do prezesa klubu. "Co dalej? Panie Prezesie - Chcemy transferów!". Takie hasło ma wymusić na klubowych włodarzach transferów, które w obecnej sytuacji są jak najbardziej potrzebne.
Treść hasła wzięli sobie do serca chyba także piłkarze Arki, którzy od pierwszych minut spotkania zdominowali przebieg boiskowych wydarzeń. Gospodarze narzucili podopiecznym trenera Tarasiewicza wysoki pressing, podparty niebywałą agresją i walką o każdy metr boiska. Taka gra przyniosła efekt już na początku spotkania. Wtedy to gdynianie objęli prowadzenie za sprawą Przemysława Trytki.
Gdy wydawało się, iż Arka pójdzie za ciosem niespodziewanie tuż po wznowieniu gry Śląsk wyrównał. Z prawej strony dośrodkowywał Madej, a błędy obrońców Arki wykorzystał Sebastian Mila, który zdobył bramkę uderzeniem głową. W pierwszych fragmentach meczu obie drużyny narzuciły szaleńcze tempo gry. Dawno już w Gdyni nie oglądano tak szybkiego spotkania. Tuż po utracie bramki Arka ponownie mogła w tym pojedynku wyjść na prowadzenie. Jednak po wrzutce z autu minimalnie niecelny strzał oddał Bułgar Lubenov. Po chwili kolejne zamieszanie w polu karnym gości, ale próbę Kowalskiego blokują defensorzy gości.
W pierwszym kwadransie odnotować należy także ładną indywidualną akcję kapitana Arki Bartosza Ławy oraz uderzenie zza pola karnego Janusza Gancarczyka. Gdynianie wciąż nie zwalniali jednak tempa i stwarzali kolejne sytuacje. W 18. minucie bliski szczęścia po lobie Labukasa był Przemysław Trytko, ale w ostatniej chwili uprzedził go Tadeusz Socha.
Goście odgryźli się niecelnym uderzeniem młodszego z rodu Gancarczyków. Niesamowite tempo gry narzucone przez Arkę zakończyła próba ostrego dośrodkowania Lubenova, które nie bez problemu piąstkuje Kaczmarek. O dużym szczęściu golkiper Śląska mógł mówić dwie minuty później kiedy to z bliskiej odległości minimalnie niecelnie główkował Labukas. Goście najlepszą sytuację, nie licząc bramki stworzyli w 35. minucie, ale strzał Szewczuka wylądował wprost w rękach Bledzewskiego.
Dużo zamieszania pod koniec pierwszej połowy wywołało wprowadzenie Wachowicza w miejsce Lubenova. Pięć minut przed końcem tej części gry pomocnik Arki ładnie szarżował lewą strona, ale jego dośrodkowanie pewnie wyłapał Kaczmarek. Jeszcze lepiej piłkarz ten zachował się w 43. minucie kiedy to ładnym podaniem obsłużył Labukasa. Ten jednak z sobie tylko wiadomych powodów fatalnie wykończył ładną akcję kolegi z zespołu.
Druga połowa, podobnie jak pierwsza rozpoczęła się od zdecydowanych ataków gospodarzy. Już w 46. minucie przed kolejną dobrą okazją znalazł się Labukas, ale miast strzelać zaczął przekładać futbolówkę, w efekcie czego cała akcja spaliła na panewce. Gdynianie mieli wyraźnie rozregulowane celowniki tego wieczora, bo jak inaczej wyjaśnić próbę strzału Wachowicza w 50. minucie? Będąc 10 metrów od bramki gości strzelił fatalnie, wysoko ponad poprzeczką bramki.
Druga połowa to popis bramkarza gości Kaczmarka. To on uchronił swój zespół przed porażką w Gdyni. Najpierw w 56. minucie fantastycznie obronił z bliskiej odległości uderzenie głową Kowalskiego, by następnie dwukrotnie w fantastycznym stylu obronić strzały Trytki w 74. oraz 79. minucie!
W międzyczasie próbował atakować Śląsk za sprawą aktywnego Madeja. Sytuacje te nie zdeprymowały gospodarzy, którzy wciąż groźnie atakowali, ale ich wysiłki nie osiągnęły upragnionego celu i do końca meczu wynik nie uległ już zmianie. Żółto-niebiescy żegnają się więc ze starym stadionem remisem, ale trzeba to podkreślić po bardzo dobrej grze. Tym razem do zwycięstwa brakowało niewiele. Stary obiekt przechodzi do historii tak samo jak tegoroczna seria Arki na własnym stadionie, która wygrała tylko dwa mecze, w tym oba z Odrą Wodzisław Śląski.
Copyright Arka Gdynia |