Aktualności
26.11.2009
Lechia wygrywa derby Trójmiasta.(Gazeta Wyborcza)
Czwarte derby Arka - Lechia w ekstraklasie i czwarta wygrana zespołu z Gdańska. Tak jednostronnego meczu nie było jednak już dawno. Arka obudziła się tylko na chwilę, a przez cały mecz dominowała Lechia
Lechia zaczęła od piorunującego uderzenia. Ostrzeżeniem dla Arki były już dwie akcje w pierwszych trzech minutach, gdy Piotr Wiśniewski schodził z lewego skrzydła do środka i strzelał z prawej nogi. Oba uderzenia były niecelne. Gdynianom zdecydowanie nie udzielił się luz, którym próbuje ich zarazić trener Dariusz Pasieka. Byli spięci, zdenerwowani, przestraszeni i Lechia to wykorzystała.
W 6. minucie Tomasz Sokołowski wykonywał rzut wolny ze swojej połowy. Kopnął jak trampkarz. Piłka ledwo przekroczyła środkową linię boiska, spadła na nogę Wiśniewskiego i ten zaczął kontrę. Znów zszedł do środka i zagrał do Pawła Buzały, za którym nie zdążył wrócić... Sokołowski. Buzała mógł strzelać, miał dobrą okazję, ale zdecydował się zagrać do Jakuba Zabłockiego. To była genialna decyzja, bo napastnik Lechii strzelił do pustej bramki. Była to - uwaga! - pierwsza bramka jakiegokolwiek napastnika Lechii w tym sezonie.
Po straconym golu odnaleźć nie potrafił się nie tylko Sokołowski (zszedł w przerwie), ale i cała Arka, która w pierwszym kwadransie nawet nie walczyła (zero fauli przy siedmiu Lechii). Gdynianie atakowali lewym skrzydłem (na prawej obronie Lechii niespodziewanie zagrał Hubert Wołąkiewicz), ale nic z tego nie wynikało. W pierwszej połowie gospodarze mieli tylko jedną niezłą okazję, kiedy w 33. minucie strzał Przemysława Trytki pewnie obronił Paweł Kapsa.
Lechia grała bardziej dojrzale. W środku pola rządzili Łukasz Surma, Karol Piątek i Paweł Nowak, którzy znów zagrali razem po dłuższej przerwie. Gdańszczanie byli lepsi technicznie i taktycznie. Arka odpowiedziała w końcu walką, a po jednej z takich akcji powstało duże zamieszanie. W 18. minucie Adrian Mrowiec zaatakował Zabłockiego. Napastnik Lechii zwijał się z bólu, wołał lekarza, ale Arka grała dalej. Dopiero kiedy straciła piłkę po dośrodkowaniu Ljubomira Ljubenova, sędzia przerwał grę. Kiedy do Zabłockiego pobiegła pomoc, do Ljubenova doskoczyli piłkarze Lechii. Bułgar przepychał się głównie z Peterem Cvirikiem i Łukaszem Surmą. Skończyło się na żółtych kartkach dla Ljubenova i Surmy. A Zabłocki zszedł z boiska.
W jego miejsce pojawił się Ivans Lukjanovs, który po raz pierwszy w tym sezonie zaczął mecz na ławce. Ale chwilowy pobyt na rezerwie tylko pomógł Łotyszowi. W 51. minucie dobrą okazję miała Arka. Ljubenov zagrał do Bartosza Ławy, ten strzelił po ziemi, ale trafił w boczną siatkę. Dwie minuty później mieliśmy bliźniaczą akcję po drugiej stronie boiska, kiedy Surma zagrywał do Lukjanovsa. Różnica między tymi akcjami była jedna, ale kluczowa - napastnik Lechii wykorzystał podanie i on też strzelił swoją pierwszą bramkę w sezonie.
Arka kompletnie się załamała, przestała grać. Aż nadeszła 70. minuta. Gdynianie mieli rzut wolny przy linii bocznej, piłka trafiła do Marcina Wachowicza (trzy minuty wcześniej wszedł na boisko), a ten zdecydował się na potężny strzał zza pola karnego. Piłka leciała w środek bramki, ale Kapsa popełnił błąd i jej nie odbił. Kontaktowy gol obudził Arkę.
W 76. minucie mocno strzelał Tadas Labukas, ale Kapsa obronił. W 78. minucie Cvirik sfaulował Labukasa i Arka miała rzut wolny 20 m od bramki. Do piłki podszedł Ława, który w tym sezonie strzelił już dwie ładne bramki z wolnych. Pomocnik Arki uderzył nad murem, ale piłka o centymetry minęła bramkę Arki.
Więcej okazji gospodarze już nie mieli, w końcówce Lechia kontrolowała grę i zasłużenie wygrała.
więcej: trojmiasto.gazeta.pl
Lechia zaczęła od piorunującego uderzenia. Ostrzeżeniem dla Arki były już dwie akcje w pierwszych trzech minutach, gdy Piotr Wiśniewski schodził z lewego skrzydła do środka i strzelał z prawej nogi. Oba uderzenia były niecelne. Gdynianom zdecydowanie nie udzielił się luz, którym próbuje ich zarazić trener Dariusz Pasieka. Byli spięci, zdenerwowani, przestraszeni i Lechia to wykorzystała.
W 6. minucie Tomasz Sokołowski wykonywał rzut wolny ze swojej połowy. Kopnął jak trampkarz. Piłka ledwo przekroczyła środkową linię boiska, spadła na nogę Wiśniewskiego i ten zaczął kontrę. Znów zszedł do środka i zagrał do Pawła Buzały, za którym nie zdążył wrócić... Sokołowski. Buzała mógł strzelać, miał dobrą okazję, ale zdecydował się zagrać do Jakuba Zabłockiego. To była genialna decyzja, bo napastnik Lechii strzelił do pustej bramki. Była to - uwaga! - pierwsza bramka jakiegokolwiek napastnika Lechii w tym sezonie.
Po straconym golu odnaleźć nie potrafił się nie tylko Sokołowski (zszedł w przerwie), ale i cała Arka, która w pierwszym kwadransie nawet nie walczyła (zero fauli przy siedmiu Lechii). Gdynianie atakowali lewym skrzydłem (na prawej obronie Lechii niespodziewanie zagrał Hubert Wołąkiewicz), ale nic z tego nie wynikało. W pierwszej połowie gospodarze mieli tylko jedną niezłą okazję, kiedy w 33. minucie strzał Przemysława Trytki pewnie obronił Paweł Kapsa.
Lechia grała bardziej dojrzale. W środku pola rządzili Łukasz Surma, Karol Piątek i Paweł Nowak, którzy znów zagrali razem po dłuższej przerwie. Gdańszczanie byli lepsi technicznie i taktycznie. Arka odpowiedziała w końcu walką, a po jednej z takich akcji powstało duże zamieszanie. W 18. minucie Adrian Mrowiec zaatakował Zabłockiego. Napastnik Lechii zwijał się z bólu, wołał lekarza, ale Arka grała dalej. Dopiero kiedy straciła piłkę po dośrodkowaniu Ljubomira Ljubenova, sędzia przerwał grę. Kiedy do Zabłockiego pobiegła pomoc, do Ljubenova doskoczyli piłkarze Lechii. Bułgar przepychał się głównie z Peterem Cvirikiem i Łukaszem Surmą. Skończyło się na żółtych kartkach dla Ljubenova i Surmy. A Zabłocki zszedł z boiska.
W jego miejsce pojawił się Ivans Lukjanovs, który po raz pierwszy w tym sezonie zaczął mecz na ławce. Ale chwilowy pobyt na rezerwie tylko pomógł Łotyszowi. W 51. minucie dobrą okazję miała Arka. Ljubenov zagrał do Bartosza Ławy, ten strzelił po ziemi, ale trafił w boczną siatkę. Dwie minuty później mieliśmy bliźniaczą akcję po drugiej stronie boiska, kiedy Surma zagrywał do Lukjanovsa. Różnica między tymi akcjami była jedna, ale kluczowa - napastnik Lechii wykorzystał podanie i on też strzelił swoją pierwszą bramkę w sezonie.
Arka kompletnie się załamała, przestała grać. Aż nadeszła 70. minuta. Gdynianie mieli rzut wolny przy linii bocznej, piłka trafiła do Marcina Wachowicza (trzy minuty wcześniej wszedł na boisko), a ten zdecydował się na potężny strzał zza pola karnego. Piłka leciała w środek bramki, ale Kapsa popełnił błąd i jej nie odbił. Kontaktowy gol obudził Arkę.
W 76. minucie mocno strzelał Tadas Labukas, ale Kapsa obronił. W 78. minucie Cvirik sfaulował Labukasa i Arka miała rzut wolny 20 m od bramki. Do piłki podszedł Ława, który w tym sezonie strzelił już dwie ładne bramki z wolnych. Pomocnik Arki uderzył nad murem, ale piłka o centymetry minęła bramkę Arki.
Więcej okazji gospodarze już nie mieli, w końcówce Lechia kontrolowała grę i zasłużenie wygrała.
więcej: trojmiasto.gazeta.pl
Copyright Arka Gdynia |