Aktualności

26.11.2009
Derbowa klapa
"Wygląda na to, że trener Kafarski ma patent na Arkę" - tak zakończył swoją pomeczową wypowiedź Dariusz Pasieka. Trudno się z nim nie zgodzić. Piłkarze Lechii już po raz czwarty z rzędu bezwzględnie wykorzystali błędy zółto-niebieskich i wygrali prestiżowe derby Trójmiasta. Kibicom z Gdyni pozostaje wierzyć, że nowy stadion, który powstanie przy ul. Olimpijskiej, okaże się bardziej szczęśliwy.
Arka Gdynia - Lechia Gdańsk 1:2 (0:1)
Bramki: Wachowicz 69' - Zabłocki 6', Lukjanovs 53'
Arka:Bledzewski - Kowalski, Szmatiuk, Siebert, Sokołowski (46' Budziński) - Wilczyński, Mrowiec, Ława, Lubenov (67' Wachowicz) - Skaliev (58' Labukas), Trytko.
Lechia: Kapsa - Ćvirik, Kożans, Wołąkiewicz, Kaczmarek - Buzała (79' Pietrowski), Piątek, Surma, Nowak - Wiśniewski (72' Wiśniewski), Zabłocki (21' Lukjanovs)
Od pierwszego gwizdka sędziego widać większą agresywność i zdecydowanie u przyjezdnych. Arka zaczęła bojaźliwie i skupiła się na przyglądaniu poczynaniom gdańszczan. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Katastrofalne wznowienie gry z rzutu wolnego w 6 min. przez Tomasza Sokołowskiego wylądowało wprost na nodze Wiśniewskiego, co umożliwiło na przeprowadzenie szybkiej kontry Lechistom. Piłka powędrowała na prawe skrzydło do Buzały, a ten precyzyjnie obsłużył podaniem Zabłockiego, któremu pozostało już tylko przyłożyć nogę. Szok na trybunach, bo nie tak wyobrażali sobie początek tego meczu kibice w Gdyni.
Zszokowani byli chyba także zawodnicy Arki, bo przez następnych kilkanaście minut nie potrafili wymienić kilku celnych podań, o stworzeniu zagrożenia pod bramką Kapsy nawet nie wspominając. O różnicy w nastawieniu obu drużyn niech świadczy choćby ilość fauli w pierwszej fazie meczu - sędzia pierwsze przewinienie Arkowców odgwizdał dopiero w 16. minucie spotkania!
O pierwszych poważniejszych próbach stworzenia groźniejszych sytuacji można było mówić po strzale Lubenova z okolic narożnika pola karnego i oraz uderzeniu głową Trytki, lecz w obu tych sytuacjach piłka poszybowała daleko od bramki Lechii. Zawodnicy z Gdańska szybko odpowiedzieli strzałem z dystansu Nowaka, który jednak pewnie wyłapał Bledzewski, choć piłka dość nie przyjemnie przed nim skozłowała.
Najgroźniejszą sytuację w pierwszej połowie gospodarze stworzyli w 32 minucie. Piłkę ze skrzydła tuż przed pole karne zagrał Wilczyński, a Przemysław Trytko bez zastanowienie oddał groźny strzał, ale Kapsa nie dał się zaskoczyć. Wyróżniający się na tle kolegów z drużyny Trytko jeszcze dwukrotnie spróbował szczęścia strzałem zza pola karnego, ale tym razem przeniósł futbolówkę nad poprzeczką.
Lechia, tak jak mocnym akcentem rozpoczęła pierwszą odsłonę spotkania, tak mogła ja zakończyć. Mocny strzał z dystansu oddał Wiśniewski, ale skutecznie interweniował Bledzewski do spółki z Siebertem. Chwilę później kibice głośno odetchnęli, gdy techniczne uderzenie Surmy pod poprzeczkę na rzut rożny sparował bramkarz Arki.
Po zmianie stron gdyńscy kibice oczekiwali zdecydowanej odmiany w postawie swoich ulubieńców. I choć zmiana dokonana przez trenera Pasiekę, w której Budziński zastąpił Sokołowskiego, nieco ożywiła poczynania gdynian na prawej stronie boiska, lechiści wciąż skutecznie rozbijali wszelkie próby skonstruowania akcji ofensywnej przez podopiecznych trenera Pasieki. W 52. minucie udało się wreszcie przedrzeć przez zasieki obronne gości, gdy w pole karne wpadł Bartosz Ława, ale niestety jego strzał zatrzymał się na bocznej siatce.
Dwie minuty później Lechia prowadziła już 2:0. Prostopadłą piłkę w pole karne posłał Surma, co stworzyło idealną okazję dla Lukjanovsa, a Łotysz nie dał najmniejszych szans Bledzewskiemu na skuteczną interwencję i zdobył swoją pierwszą bramkę w barwach Lechii. Niestety w tej sytuacji błędu nie ustrzegł się Mateusz Siebert, który w niemal identyczny sposób jak w sobotę w Wodzisławiu nie upilnował uciekającego mu za plecy rywala.
Trener Arki już dłużej nie zwlekał ze zmianami i wprowadzeni na plac gry Labukas i Wachowicz wreszcie rozruszali swój zespół w formacji ofensywnej. Mecz stał się szybszy, a kibice wreszcie doczekali kilku składniejszych akcji gdynian. Marcin Wachowicz już trzy minuty po wejściu na boisko zdołał pokonać Kapsę i wlać odrobinę nadziei w serca kibiców, że jeszcze nie wszystko stracone, bo do zakończenia meczu zostało jeszcze wtedy ponad 20 minut. "Wachu" przyjął wyrzuconą z autu piłkę, przebiegł parę metrów w poprzek boiska i zdecydował się na potężną bombę z 20 metrów. Piłka nabrała przedziwnej rotacji i wpadła obok zdezorientowanego bramkarza Lechii do siatki, a gdyńskim kibicom przypomniał się Marcin Wachowicz sprzed dwóch sezonów, gdy na boiskach zaplecza Ekstraklasy był postrachem wszystkich bramkarzy między innymi za sprawą takich uderzeń.
W 74. minucie groźny strzał oddał Labukas, ale jemu nie udało się pójść śladem Lukjanovsa i zdobyć swojego premierowego gola na polskich boiskach. Kilka chwil później kibice Arki ściskali kciuki za Bartosza Ławę, bo kapitan Arki podszedł do wykonania rzutu wolnego z ok. 20m od bramki Kapsy. Szczęście było blisko, bo piłka ominęła mur, a bramkarz gości tylko wzrokiem odprowadzał piłkę, gdy ta przeleciała tuz obok słupka, ale niestety z jego niewłaściwej strony.
Ostatnie minuty stały już tylko pod znakiem częstych przerw w grze, głównie za sprawą Lechii, ale przy rezultacie, który widniał na tablicy wyników, nikogo to nie dziwiło. Wkrótce arbiter zakończył mecz, a Lechia już po raz czwarty mogła unieść ręce w geście triumfu.
Arka niestety w tym najważniejszym dla wielu kibiców meczu zagrała bardzo słabo i można mówić o sporym rozczarowaniu. Trener Pasieka po meczu nie ukrywał, że po kilku swoich zawodnikach oczekiwał znacznie więcej, spodziewał się większej agresywności, a tymczasem ten element był wyłącznie atutem Lechii. W ubiegły weekend Cracovia niespodziewanie wygrała derby z Wisłą i w zgodnej opinii obserwatorów, ta sztuka udała się jej właśnie dzięki większej agresywności i ogromnemu zaangażowaniu. Jak się okazało, te same czynniki odegrały zasadniczą rolę także w derby Trójmiasta.
Po ostatnim gwizdku sędziego kibice głośno wyrażali nadzieję, że być może nowy stadion, którego budowa rozpocznie się za niewiele ponad tydzień, będzie bardziej szczęśliwy dla jego gospodarza, zwłaszcza w tak prestiżowej rywalizacji jak derby.
Skubi
Link do meczu TUTAJ !
Arka Gdynia - Lechia Gdańsk 1:2 (0:1)
Bramki: Wachowicz 69' - Zabłocki 6', Lukjanovs 53'
Arka:Bledzewski - Kowalski, Szmatiuk, Siebert, Sokołowski (46' Budziński) - Wilczyński, Mrowiec, Ława, Lubenov (67' Wachowicz) - Skaliev (58' Labukas), Trytko.
Lechia: Kapsa - Ćvirik, Kożans, Wołąkiewicz, Kaczmarek - Buzała (79' Pietrowski), Piątek, Surma, Nowak - Wiśniewski (72' Wiśniewski), Zabłocki (21' Lukjanovs)
Od pierwszego gwizdka sędziego widać większą agresywność i zdecydowanie u przyjezdnych. Arka zaczęła bojaźliwie i skupiła się na przyglądaniu poczynaniom gdańszczan. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Katastrofalne wznowienie gry z rzutu wolnego w 6 min. przez Tomasza Sokołowskiego wylądowało wprost na nodze Wiśniewskiego, co umożliwiło na przeprowadzenie szybkiej kontry Lechistom. Piłka powędrowała na prawe skrzydło do Buzały, a ten precyzyjnie obsłużył podaniem Zabłockiego, któremu pozostało już tylko przyłożyć nogę. Szok na trybunach, bo nie tak wyobrażali sobie początek tego meczu kibice w Gdyni.
Zszokowani byli chyba także zawodnicy Arki, bo przez następnych kilkanaście minut nie potrafili wymienić kilku celnych podań, o stworzeniu zagrożenia pod bramką Kapsy nawet nie wspominając. O różnicy w nastawieniu obu drużyn niech świadczy choćby ilość fauli w pierwszej fazie meczu - sędzia pierwsze przewinienie Arkowców odgwizdał dopiero w 16. minucie spotkania!
O pierwszych poważniejszych próbach stworzenia groźniejszych sytuacji można było mówić po strzale Lubenova z okolic narożnika pola karnego i oraz uderzeniu głową Trytki, lecz w obu tych sytuacjach piłka poszybowała daleko od bramki Lechii. Zawodnicy z Gdańska szybko odpowiedzieli strzałem z dystansu Nowaka, który jednak pewnie wyłapał Bledzewski, choć piłka dość nie przyjemnie przed nim skozłowała.
Najgroźniejszą sytuację w pierwszej połowie gospodarze stworzyli w 32 minucie. Piłkę ze skrzydła tuż przed pole karne zagrał Wilczyński, a Przemysław Trytko bez zastanowienie oddał groźny strzał, ale Kapsa nie dał się zaskoczyć. Wyróżniający się na tle kolegów z drużyny Trytko jeszcze dwukrotnie spróbował szczęścia strzałem zza pola karnego, ale tym razem przeniósł futbolówkę nad poprzeczką.
Lechia, tak jak mocnym akcentem rozpoczęła pierwszą odsłonę spotkania, tak mogła ja zakończyć. Mocny strzał z dystansu oddał Wiśniewski, ale skutecznie interweniował Bledzewski do spółki z Siebertem. Chwilę później kibice głośno odetchnęli, gdy techniczne uderzenie Surmy pod poprzeczkę na rzut rożny sparował bramkarz Arki.
Po zmianie stron gdyńscy kibice oczekiwali zdecydowanej odmiany w postawie swoich ulubieńców. I choć zmiana dokonana przez trenera Pasiekę, w której Budziński zastąpił Sokołowskiego, nieco ożywiła poczynania gdynian na prawej stronie boiska, lechiści wciąż skutecznie rozbijali wszelkie próby skonstruowania akcji ofensywnej przez podopiecznych trenera Pasieki. W 52. minucie udało się wreszcie przedrzeć przez zasieki obronne gości, gdy w pole karne wpadł Bartosz Ława, ale niestety jego strzał zatrzymał się na bocznej siatce.
Dwie minuty później Lechia prowadziła już 2:0. Prostopadłą piłkę w pole karne posłał Surma, co stworzyło idealną okazję dla Lukjanovsa, a Łotysz nie dał najmniejszych szans Bledzewskiemu na skuteczną interwencję i zdobył swoją pierwszą bramkę w barwach Lechii. Niestety w tej sytuacji błędu nie ustrzegł się Mateusz Siebert, który w niemal identyczny sposób jak w sobotę w Wodzisławiu nie upilnował uciekającego mu za plecy rywala.
Trener Arki już dłużej nie zwlekał ze zmianami i wprowadzeni na plac gry Labukas i Wachowicz wreszcie rozruszali swój zespół w formacji ofensywnej. Mecz stał się szybszy, a kibice wreszcie doczekali kilku składniejszych akcji gdynian. Marcin Wachowicz już trzy minuty po wejściu na boisko zdołał pokonać Kapsę i wlać odrobinę nadziei w serca kibiców, że jeszcze nie wszystko stracone, bo do zakończenia meczu zostało jeszcze wtedy ponad 20 minut. "Wachu" przyjął wyrzuconą z autu piłkę, przebiegł parę metrów w poprzek boiska i zdecydował się na potężną bombę z 20 metrów. Piłka nabrała przedziwnej rotacji i wpadła obok zdezorientowanego bramkarza Lechii do siatki, a gdyńskim kibicom przypomniał się Marcin Wachowicz sprzed dwóch sezonów, gdy na boiskach zaplecza Ekstraklasy był postrachem wszystkich bramkarzy między innymi za sprawą takich uderzeń.
W 74. minucie groźny strzał oddał Labukas, ale jemu nie udało się pójść śladem Lukjanovsa i zdobyć swojego premierowego gola na polskich boiskach. Kilka chwil później kibice Arki ściskali kciuki za Bartosza Ławę, bo kapitan Arki podszedł do wykonania rzutu wolnego z ok. 20m od bramki Kapsy. Szczęście było blisko, bo piłka ominęła mur, a bramkarz gości tylko wzrokiem odprowadzał piłkę, gdy ta przeleciała tuz obok słupka, ale niestety z jego niewłaściwej strony.
Ostatnie minuty stały już tylko pod znakiem częstych przerw w grze, głównie za sprawą Lechii, ale przy rezultacie, który widniał na tablicy wyników, nikogo to nie dziwiło. Wkrótce arbiter zakończył mecz, a Lechia już po raz czwarty mogła unieść ręce w geście triumfu.
Arka niestety w tym najważniejszym dla wielu kibiców meczu zagrała bardzo słabo i można mówić o sporym rozczarowaniu. Trener Pasieka po meczu nie ukrywał, że po kilku swoich zawodnikach oczekiwał znacznie więcej, spodziewał się większej agresywności, a tymczasem ten element był wyłącznie atutem Lechii. W ubiegły weekend Cracovia niespodziewanie wygrała derby z Wisłą i w zgodnej opinii obserwatorów, ta sztuka udała się jej właśnie dzięki większej agresywności i ogromnemu zaangażowaniu. Jak się okazało, te same czynniki odegrały zasadniczą rolę także w derby Trójmiasta.
Po ostatnim gwizdku sędziego kibice głośno wyrażali nadzieję, że być może nowy stadion, którego budowa rozpocznie się za niewiele ponad tydzień, będzie bardziej szczęśliwy dla jego gospodarza, zwłaszcza w tak prestiżowej rywalizacji jak derby.
Skubi
Link do meczu TUTAJ !
|