Aktualności
20.04.2009
Arka potrzebuje lidera (Gazeta Wyborcza)
Zmiana trenera w Arce na niewiele się zdała. Drużyna wciąż nie ma lidera, który w ciężkich chwilach weźmie na siebie ciężar gry.
Po kolejnej ligowej porażce gdyńscy piłkarze znaleźli się nad przepaścią. Mecz z Wisłą miał dać odpowiedź Markowi Chojnackiemu, ile pracy czeka go przy Olimpijskiej. Zawodnicy pod okiem nowego szkoleniowca mieli grać ambitnie w obronie, odważnie w ataku, konsekwentnie realizując plan taktyczny. Tymczasem w niedzielnym meczu żółto-niebiescy wprawiali swoich kibiców w głęboką irytację, nieodpowiedzialne tracąc piłkę, popełniając przy tym proste (niewymuszone przez rywala) błędy w ustawieniu, a nawet przyjęciu piłki!
- Nasza nerwowość na boisku bierze się z sytuacji w tabeli, i to ona pęta nam nogi - tłumaczy pomocnik Arki Maciej Scherfchen. - Boimy się stracić bramkę, nie stwarzamy sobie sytuacji strzeleckich. Nasza gra sprowadza się do przeszkadzania rywalom, a tak wygrać meczu się nie da - dodaje "Szeryf".
Gołym okiem widać, że drużyna potrzebuje wyraźnego lidera. Chojnacki tuż po tym, jak został trenerem Arki, mówił, że w każdej formacji chciałby mieć "szeryfa", który będzie odpowiadał za grę i ustawienie. - To musi być piłkarz z charakterem, który będzie pilnował całej formacji. Ktoś, kto w razie potrzeby krzyknie na kolegów, obudzi ich, zmusi do dyscypliny - wylicza trener Arki. Szkoleniowiec podał przykład, kiedy na boisku zabrakło lidera. Konkretnie - w linii obrony (przy bramce Takesure'a Chinyamy w meczu z Legią). Obrońcy Arki wybiegali ze swojego pola karnego, ale z tyłu został spóźniony Michał Łabędzki. Z tego powodu Chinyama nie był na pozycji spalonej, gdy strzelał gola głową, choć na początku tak się wydawało. - Gdyby lider obrony - np. Darek Żuraw - zauważył, że Michał został bliżej bramki, to nie wybiegałby z całą defensywą do przodu, ale zostałby z tyłu i tym samym stałby tuż przy Chinyamie. Na tym właśnie miałaby polegać rola "szeryfa". Musi to być piłkarz, który będzie miał oczy dookoła głowy - podkreśla Chojnacki.
W obronie idealnym kandydatem do roli "przywódcy stada" wydaje się być właśnie Żuraw. Z ogromnym doświadczeniem zdobytym na boiskach Bundesligi, 37-letni stoper żółto-niebieskich - jeśli tylko nie pauzuje za kartki albo nie leczy kontuzji - wybiega w podstawowym składzie. Poza tym, grając na pozycji środkowego obrońcy, dysponuje też najlepszym przeglądem pola.
W meczu z Wisłą, zamiast "etatowego" kapitana Bartosza Ławy, drużynę na boisko wyprowadził Olgierd Moskalewicz. Ale Arki nie zbawił. "Olo" wyraźnie nie nadążał za tempem gry narzuconym przez wiślaków, w efekcie czego ratował się faulami (w 19. min, po trzech kolejnych przewinieniach w krótkim czasie, sędzia spokojnie mógł sięgnąć po czerwoną kartkę).
W drugiej linii naturalnym liderem powinien być Scherfchen, najlepszy jesienią piłkarz Ruchu Chorzów. Niestety w meczu z Wisłą nie było widać nie tylko chęci do gry i zadziorności, a więc znaków firmowych "Szeryfa", ale - co najgorsze - defensywny pomocnik żółto-niebieskich unikał twardej walki, kompletnie odpuszczając środek pola. Tam, gdzie miał stawić czoła Radosławowi Sobolewskiemu, najczęściej widać było Ławę i Moskalewicza, bazujących na technice i szybkości, a nie sile fizycznej.
- Starałem się grać bliżej naszych obrońców, zresztą podobnie jak Radek po przeciwnej stronie boiska. Może dlatego częściej walczyli z nim Ława i Moskalewicz? - zastanawia się były piłkarz Ruchu.
Trener Chojnacki ma tydzień na znalezienie lidera zespołu. Kibice nie wybaczą mu porażki w derbach z Lechią Gdańsk, w tak marnym stylu, jak w ostatnich meczach z ŁKS-em czy Wisłą.
Maciej Karolczuk
Po kolejnej ligowej porażce gdyńscy piłkarze znaleźli się nad przepaścią. Mecz z Wisłą miał dać odpowiedź Markowi Chojnackiemu, ile pracy czeka go przy Olimpijskiej. Zawodnicy pod okiem nowego szkoleniowca mieli grać ambitnie w obronie, odważnie w ataku, konsekwentnie realizując plan taktyczny. Tymczasem w niedzielnym meczu żółto-niebiescy wprawiali swoich kibiców w głęboką irytację, nieodpowiedzialne tracąc piłkę, popełniając przy tym proste (niewymuszone przez rywala) błędy w ustawieniu, a nawet przyjęciu piłki!
- Nasza nerwowość na boisku bierze się z sytuacji w tabeli, i to ona pęta nam nogi - tłumaczy pomocnik Arki Maciej Scherfchen. - Boimy się stracić bramkę, nie stwarzamy sobie sytuacji strzeleckich. Nasza gra sprowadza się do przeszkadzania rywalom, a tak wygrać meczu się nie da - dodaje "Szeryf".
Gołym okiem widać, że drużyna potrzebuje wyraźnego lidera. Chojnacki tuż po tym, jak został trenerem Arki, mówił, że w każdej formacji chciałby mieć "szeryfa", który będzie odpowiadał za grę i ustawienie. - To musi być piłkarz z charakterem, który będzie pilnował całej formacji. Ktoś, kto w razie potrzeby krzyknie na kolegów, obudzi ich, zmusi do dyscypliny - wylicza trener Arki. Szkoleniowiec podał przykład, kiedy na boisku zabrakło lidera. Konkretnie - w linii obrony (przy bramce Takesure'a Chinyamy w meczu z Legią). Obrońcy Arki wybiegali ze swojego pola karnego, ale z tyłu został spóźniony Michał Łabędzki. Z tego powodu Chinyama nie był na pozycji spalonej, gdy strzelał gola głową, choć na początku tak się wydawało. - Gdyby lider obrony - np. Darek Żuraw - zauważył, że Michał został bliżej bramki, to nie wybiegałby z całą defensywą do przodu, ale zostałby z tyłu i tym samym stałby tuż przy Chinyamie. Na tym właśnie miałaby polegać rola "szeryfa". Musi to być piłkarz, który będzie miał oczy dookoła głowy - podkreśla Chojnacki.
W obronie idealnym kandydatem do roli "przywódcy stada" wydaje się być właśnie Żuraw. Z ogromnym doświadczeniem zdobytym na boiskach Bundesligi, 37-letni stoper żółto-niebieskich - jeśli tylko nie pauzuje za kartki albo nie leczy kontuzji - wybiega w podstawowym składzie. Poza tym, grając na pozycji środkowego obrońcy, dysponuje też najlepszym przeglądem pola.
W meczu z Wisłą, zamiast "etatowego" kapitana Bartosza Ławy, drużynę na boisko wyprowadził Olgierd Moskalewicz. Ale Arki nie zbawił. "Olo" wyraźnie nie nadążał za tempem gry narzuconym przez wiślaków, w efekcie czego ratował się faulami (w 19. min, po trzech kolejnych przewinieniach w krótkim czasie, sędzia spokojnie mógł sięgnąć po czerwoną kartkę).
W drugiej linii naturalnym liderem powinien być Scherfchen, najlepszy jesienią piłkarz Ruchu Chorzów. Niestety w meczu z Wisłą nie było widać nie tylko chęci do gry i zadziorności, a więc znaków firmowych "Szeryfa", ale - co najgorsze - defensywny pomocnik żółto-niebieskich unikał twardej walki, kompletnie odpuszczając środek pola. Tam, gdzie miał stawić czoła Radosławowi Sobolewskiemu, najczęściej widać było Ławę i Moskalewicza, bazujących na technice i szybkości, a nie sile fizycznej.
- Starałem się grać bliżej naszych obrońców, zresztą podobnie jak Radek po przeciwnej stronie boiska. Może dlatego częściej walczyli z nim Ława i Moskalewicz? - zastanawia się były piłkarz Ruchu.
Trener Chojnacki ma tydzień na znalezienie lidera zespołu. Kibice nie wybaczą mu porażki w derbach z Lechią Gdańsk, w tak marnym stylu, jak w ostatnich meczach z ŁKS-em czy Wisłą.
Maciej Karolczuk
Copyright Arka Gdynia |