Aktualności

19.08.2008
Górnik przegrał w Gdyni 0:1, a mógł wyżej (Gazeta Wyborcza)
Ostatni mecz ligowy Górnik Zabrze wygrał w Gdyni w 1982 roku. W piątek też był bez szans i powinien być zadowolony, że nie przegrał z Arką wyżej.
Piłkarze Górnika zapowiadali dobry wynik w Gdyni. Był im potrzebny, bo sezon rozpoczęli od bezbramkowego remisu na własnym boisku z Ruchem Chorzów.
Szczególnie na pokonaniu Arki zależało chyba Piotrowi Madejskiemu. Grał w Arce w 2006 roku, ale nie wywalczył miejsca w składzie i odszedł do Zabrza. Wczoraj Madejski tylko na początku stwarzał problemy prawemu obrońcy Arki Tomaszowi Sokołowskiemu. Kilka razy przedarł się lewą stroną, dogrywał piłki w pole karne, ale dość szybko stracił siły i ochotę do gry. Podobnie zresztą jak cała drużyna Górnika.
Zabrzanie ograniczali się do wyprowadzania kontrataków, ale im dłużej trwał mecz, tym czynili to coraz rzadziej. Zaatakowali jeszcze tylko w końcówce, ale bez wiary i pomysłu.
Mecz toczył się w trudnych warunkach. Piłka grzęzła w kałużach, a zawodnicy ślizgali się na nasiąkniętej murawie niczym po lodowisku. Arka już do przerwy mogła, a nawet powinna prowadzić 3:0, choć wszystkie najlepsze okazje stworzyła sobie dopiero po zdobyciu bramki. W 39. minucie Marcin Wachowicz przyjął piłkę przed polem karnym, ustawił ją sobie jeszcze na swoją mocniejszą lewą nogę i mocnym strzałem pokonał Sebastiana Nowaka.
Wachowicz już w II lidze strzelił w ten sposób kilka bramek dla Arki, teraz robi to także w ekstraklasie. Już dwie minuty później powinno być 2:0. W polu karnym sfaulowany został aktywny i dużo biegający Zbigniew Zakrzewski i Arka miała rzut karny. Do piłki podszedł Bartosz Ława, który strzelił zbyt lekko, po ziemi i Nowak odbił piłkę.
Ale to nie był koniec gorących chwil pod bramką Górnika. Już w doliczonym czasie pierwszej połowy w sytuacji sam na sam z Nowakiem był Zakrzewski. Napastnik Arki miał mnóstwo czasu. Strzelił jednak na tyle źle, że Nowak zdołał odbić piłkę. Po przerwie Zakrzewski zmarnował jeszcze jedną stuprocentową okazję.
Gdynianie grali z polotem. Starali się non stop atakować bramkę Górnika. Problemem była tylko skuteczność, a konkretnie jej brak. Z tego powodu gospodarze do końca musieli się martwić o wynik.
Najlepszą sytuację dla Górnika miał zaraz po wejściu na boisko Marcin Wodecki, który zastąpił niewidocznego kadrowicza Tomasza Zahorskiego. Górnik grał słabo, ale ostro, często faulował i to zdecydowanie. Z tego powodu nasi piłkarze już po 27 minutach mieli trzy żółte kartki. Dostali je kolejno obrońcy: Michał Pazdan, Adam Danch i Tomasz Hajto. Później gracze Górnika jeszcze kilka razy ryzykowali ostrzejsze wejścia, ale skończyli mecz w komplecie.
Arka Gdynia - Górnik Zabrze 1:0 (1:0)
Bramka: Wachowicz (39.).
Arka: Witkowski - Sokołowski, Żuraw, Łabędzki, Płotka - Przytuła, Ulanowski - Karwan (62. Nawrocik), Ława (80. Trytko), Wachowicz (86. Niciński) - Zakrzewski.
Górnik: Nowak - Pazdan Ż, Hajto Ż, Danch Ż, Papeckys - Bonin (60. Malinowski), Bajić (60. Kołodziej), Brzęczek, Madejski - Pitry, Zahorski (73. Wodecki).
Sędzia: Piotr Wasielewski (Kalisz). Widzów: 8000
Zdaniem trenerów
Ryszard Wieczorek, Górnik Zabrze
Oba zespoły mimo fatalnej pogody stworzyły świetne widowisko. Cały czas grały szybką piłkę, to cieszy. Niestety, pierwsi straciliśmy gola, a w takich warunkach - piłka stawała często w miejscu - ciężko było nadrobić stratę. Najbardziej zawiodła mnie gra w ofensywie. Widać, że niektórzy zawodnicy nie są jeszcze odpowiednio przygotowani do sezonu. Nad tym trzeba popracować, bo mecze uciekają, a punktów ciągle mamy mało.
Czesław Michniewicz, Arka Gdynia
Szybka gra - to najbardziej rzucało się w oczy. Przez 90 minut Arka grała pressingiem. Wachowicz zrehabilitował się za wcześniejszy nieudany mecz z Jagiellonią. Niestrzelony karny to efekt dobrego zachowania bramkarza Górnika, nie tylko błąd strzelca Ławy.
Gdyby Ława wykorzystał tę jedenastkę, mogło być po meczu. Zakrzewski też mógł wcześniej przesądzić o naszym zwycięstwie.
Piłkarze Górnika zapowiadali dobry wynik w Gdyni. Był im potrzebny, bo sezon rozpoczęli od bezbramkowego remisu na własnym boisku z Ruchem Chorzów.
Szczególnie na pokonaniu Arki zależało chyba Piotrowi Madejskiemu. Grał w Arce w 2006 roku, ale nie wywalczył miejsca w składzie i odszedł do Zabrza. Wczoraj Madejski tylko na początku stwarzał problemy prawemu obrońcy Arki Tomaszowi Sokołowskiemu. Kilka razy przedarł się lewą stroną, dogrywał piłki w pole karne, ale dość szybko stracił siły i ochotę do gry. Podobnie zresztą jak cała drużyna Górnika.
Zabrzanie ograniczali się do wyprowadzania kontrataków, ale im dłużej trwał mecz, tym czynili to coraz rzadziej. Zaatakowali jeszcze tylko w końcówce, ale bez wiary i pomysłu.
Mecz toczył się w trudnych warunkach. Piłka grzęzła w kałużach, a zawodnicy ślizgali się na nasiąkniętej murawie niczym po lodowisku. Arka już do przerwy mogła, a nawet powinna prowadzić 3:0, choć wszystkie najlepsze okazje stworzyła sobie dopiero po zdobyciu bramki. W 39. minucie Marcin Wachowicz przyjął piłkę przed polem karnym, ustawił ją sobie jeszcze na swoją mocniejszą lewą nogę i mocnym strzałem pokonał Sebastiana Nowaka.
Wachowicz już w II lidze strzelił w ten sposób kilka bramek dla Arki, teraz robi to także w ekstraklasie. Już dwie minuty później powinno być 2:0. W polu karnym sfaulowany został aktywny i dużo biegający Zbigniew Zakrzewski i Arka miała rzut karny. Do piłki podszedł Bartosz Ława, który strzelił zbyt lekko, po ziemi i Nowak odbił piłkę.
Ale to nie był koniec gorących chwil pod bramką Górnika. Już w doliczonym czasie pierwszej połowy w sytuacji sam na sam z Nowakiem był Zakrzewski. Napastnik Arki miał mnóstwo czasu. Strzelił jednak na tyle źle, że Nowak zdołał odbić piłkę. Po przerwie Zakrzewski zmarnował jeszcze jedną stuprocentową okazję.
Gdynianie grali z polotem. Starali się non stop atakować bramkę Górnika. Problemem była tylko skuteczność, a konkretnie jej brak. Z tego powodu gospodarze do końca musieli się martwić o wynik.
Najlepszą sytuację dla Górnika miał zaraz po wejściu na boisko Marcin Wodecki, który zastąpił niewidocznego kadrowicza Tomasza Zahorskiego. Górnik grał słabo, ale ostro, często faulował i to zdecydowanie. Z tego powodu nasi piłkarze już po 27 minutach mieli trzy żółte kartki. Dostali je kolejno obrońcy: Michał Pazdan, Adam Danch i Tomasz Hajto. Później gracze Górnika jeszcze kilka razy ryzykowali ostrzejsze wejścia, ale skończyli mecz w komplecie.
Arka Gdynia - Górnik Zabrze 1:0 (1:0)
Bramka: Wachowicz (39.).
Arka: Witkowski - Sokołowski, Żuraw, Łabędzki, Płotka - Przytuła, Ulanowski - Karwan (62. Nawrocik), Ława (80. Trytko), Wachowicz (86. Niciński) - Zakrzewski.
Górnik: Nowak - Pazdan Ż, Hajto Ż, Danch Ż, Papeckys - Bonin (60. Malinowski), Bajić (60. Kołodziej), Brzęczek, Madejski - Pitry, Zahorski (73. Wodecki).
Sędzia: Piotr Wasielewski (Kalisz). Widzów: 8000
Zdaniem trenerów
Ryszard Wieczorek, Górnik Zabrze
Oba zespoły mimo fatalnej pogody stworzyły świetne widowisko. Cały czas grały szybką piłkę, to cieszy. Niestety, pierwsi straciliśmy gola, a w takich warunkach - piłka stawała często w miejscu - ciężko było nadrobić stratę. Najbardziej zawiodła mnie gra w ofensywie. Widać, że niektórzy zawodnicy nie są jeszcze odpowiednio przygotowani do sezonu. Nad tym trzeba popracować, bo mecze uciekają, a punktów ciągle mamy mało.
Czesław Michniewicz, Arka Gdynia
Szybka gra - to najbardziej rzucało się w oczy. Przez 90 minut Arka grała pressingiem. Wachowicz zrehabilitował się za wcześniejszy nieudany mecz z Jagiellonią. Niestrzelony karny to efekt dobrego zachowania bramkarza Górnika, nie tylko błąd strzelca Ławy.
Gdyby Ława wykorzystał tę jedenastkę, mogło być po meczu. Zakrzewski też mógł wcześniej przesądzić o naszym zwycięstwie.
|