TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

05.11.2020

Arka lepsza od Korony

Na przerwę Arka schodziła z jednobramkowym prowadzeniem. W drugiej części czerwoną kartkę otrzymał Bartosz Kwiecień, ale piłkarze Korony Kielce nie byli w stanie odwrócić losów spotkania. Drugą bramkę zdobył Maciej Jankowski, tym samym pozbawiając gości nadziei na korzystny rezultat.

 

Starzy dobrzy znajomi

17 kwietnia 2018 roku oba zespoły spotkały się ze sobą w rewanżowym starciu półfinału Pucharu Polski. W Kielcach wygrali piłkarze Gino Lettieriego (2:1), więc gdynianom wystarczyła skromna wygrana.

 

Arka długo nie mogła poradzić sobie ze szczelnie grającą Koroną. Euforia nastąpiła dopiero pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry. Wówczas Zlatana Alomerovicia z bliska pokonał Marcus Da Silva i stało się jasne, że finał na Stadionie Narodowym po raz drugi z rzędu zagrają piłkarze Leszka Ojrzyńskiego. To spotkanie z trybun oglądał Maciej Bartoszek, obecny trener kielczan. Jego żółto-czerwone serce było złamane, a jedynym pocieszeniem mogła być bramka jego byłego zawodnika. Z Da Silvą współpracowali w Zdroju Ciechocinek, a później w GKS-ie Bełchatów. Gdy po wygranej z Koroną pomocnik gdynian wyszedł z szatni, to Bartoszek przytulił go jak syna i pogratulował.

 

Dzisiaj na równie wzruszające obrazki nie było szans z przynajmniej kilku względów. Po pierwsze drużyny obu panów ze sobą rywalizowały, poza tym żyjemy w czasach, w których zachowanie dystansu weszło wszystkim w krew. W trakcie spotkanie trener Bartoszek otrzymał jeszcze jeden powód do tego, żeby przynajmniej przez jakiś czas nie rozmawiać z zawodnikiem Arki.

 

Aktywny Marcus

Obaj trenerzy zapowiadali przed meczem, że dokonają kilku zmian w składzie, względem ostatnich spotkań, na które obie drużyny czekają wyjątkowo długo. Arka od 21 października, Korona o dziesięć dni dłużej.

 

- Droga do finału tylko pozornie jest krótka, bo nie ma żadnego marginesu błędu. Każdy słabszy występ powoduje, że się odpada z rozgrywek. Chcemy jak najwięcej ugrać w pucharze i traktujemy go bardzo poważnie. Oczywiście jakieś drobne zmiany w składzie będą, ale nie drastyczne. Nawet mając na uwadze kolejne spotkanie za cztery dni – zapewniał przed spotkaniem Ireneusz Mamrot.

 

I jak pokazał wyjściowy skład gospodarzy nie była to zasłona dymna, bo z podstawowych zawodników Arki brakowało jedynie Daniela Kajzera i Juliusza Letniowskiego. Szansa gry dla Kacpra Krzepisza w bramce była zrozumiała, podobnie jak oszczędzanie wracającego po kontuzji Letniowskiego. 22-latek zdobył ostatnią bramkę dla Arki. W pięciu spotkaniach gdynianie strzelili tylko jednego gola, właśnie po rzucie karnym wykorzystanym przez Letniowskiego w meczu ze Stomilem Olsztyn (1:1). Maciej Bartoszek podobnie jak opiekun gospodarzy dokonał zmiany w bramce, na pozostałych pozycjach trudno mówić o eksperymentach. Szkoleniowiec podkreślał, że nie będzie mógł postawić od pierwszej minuty na kilku zawodników, którzy zmagali się z koronawirusem. Pierwszy bramkarz Marek Kozioł nie znalazł się nawet w kadrze meczowej. Zastąpił go młody Jakub Osobiński, ale to nie wina 20-latka, że jego zespół przegrywał.

 

Themistoklis Tzimopoulos sfaulował w polu karnym Mateusza Młyńskiego. Młodzieżowiec Arki dopadł do piłki przed kapitanem, który popełnił błąd. Sędziujący to spotkanie Wojciech Myć nie miał wątpliwości, że gospodarzom należy się jedenastka. Arbiter nie podbiegał nawet do monitora, aby obejrzeć powtórki. Da Silva skutecznie zmylił Osobińskiego i dał swojej drużynie prowadzenie.

 

Zmarnowana szansa Korony

Trener Mamrot podkreślał, że dłuższą przerwę wykorzystał z zespołem właśnie na poprawę skuteczności. Zanim padła pierwsza bramka, to gdynianie stworzyli sobie dwie dobre okazje do strzelenia gola. Już w 1. minucie szczęścia próbował aktywny tego dnia Da Silva. Chwilę później stuprocentową sytuację zmarnował Maciej Jankowski, który spudłował z kilku metrów. Trzeba przyznać, że 30-latek dokonał nie lada sztuki, bo przed sobą miał pustą bramkę.

 

Kielczanie nie pozostawali dłużni, ale w bramce Arki świetnie spisywał się Kacper Krzepisz. Najpierw obronił uderzenie głową Kornela Kordasa, a następnie Pawła Łysiaka. Po zaangażowaniu jednej i drugiej drużyny widać było, że zawodnikom brakowało rywalizacji. Kwarantanna oraz same treningi dały się jednak we znaki. W pierwszej części gry tempo spotkania było wysokie, co zmieniło się po przerwie.

 

Arka pozwoliła kielczanom na przejęcie inicjatywy i mogło się to dla niej źle skończyć. Sędzia Myć często sięgał do kieszeni po kartki, być może zbyt pochopnie, ale w stosunku do Bartosza Kwietnia nie mógł podjąć innej decyzji. Wychowanek Korony szybko uzbierał dwie kartki i w konsekwencji musiał opuścić plac gry. W tym momencie gospodarze cofnęli się jeszcze bardziej, ale goście nie mieli pomysłu na zagrożenie bramce Krzepisza. Bardziej konkretna była za to Arka, a dokładnie Jankowski, który wykazał się największą przytomnością umysłu w polu karnym. Była to pierwsza od dawna bramka Arki zdobyta z gry.

 

Po tym trafieniu z kielczan wyraźnie uszło powietrze. Niewątpliwie dziwić mogły decyzje trenera Bartoszka, który długo wstrzymywał się z dokonaniem zmian. Zamiast wpuścić wypoczętych zawodników liczył na to, że piłkarze będący na boisku dadzą radę zmienić oblicze meczu.

 

Arka Gdynia - Korona Kielce 2:0 (1:0)

 

Bramki: 18’ Marcus Da Silva (rzut karny), 76’ Maciej Jankowski

 

Awans: Arka

 

 








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia