Aktualności
04.06.2020
Z nożem na gardle, ale i nowym obrońcą
Piłkarze Arki mają czego żałować. W niedzielnym spotkaniu w Gdańsku wypuścili z rąk znakomitą okazję do pierwszego zwycięstwa nad Lechią w ekstraklasie. Porażka – co naturalne – boli, ale to nie czas na rozdrapywanie ran. Jest zbyt wcześnie na sekcję zwłok, bo nadal wiele zależy od piłkarzy Ireneusza Mamrota.
– W piłce najważniejsze jest, aby utrzymać koncentrację w momencie, gdy zdobywa się bramkę. Żałuję zwłaszcza gola rywali na 3:3. Uważam, że był to przełomowy moment meczu. Zabrakło nam boiskowego cwaniactwa – mówił po derbach szkoleniowiec Arki.
Sportowa złość
– Trudno mi uwierzyć w to, co się stało. Nie jest łatwo strzelić trzy gole na boisku Lechii Gdańsk, a my tego dokonaliśmy. Powinniśmy ten wynik utrzymać, a straciliśmy głupie bramki. To bardzo boli – rozkładał ręce Marko Vejinović.
Podobne odczucia towarzyszyły Michałowi Nalepie.
– Nie rozumiem, co się wydarzyło w końcówce tego meczu. Jestem zły, że tak łatwo rywale strzelali nam gole. Wygraną mieliśmy na wyciągnięcie ręki, i to dwukrotnie, a za każdym razem traciliśmy bramki jak… nie wiem kto. Po każdej wrzutce z bocznego sektora był smród – mówił pomocnik.
Nalepie zapewne chodziło o prawą stronę formacji obronnej, gdzie wyraźnie brakowało Damiana Zbozienia. Ten pauzował na kartki, a z powodu środków ostrożności spowodowanych pandemią mecz zamiast z drużyną musiał oglądać w telewizji. W końcówce spotkania miał prawo wierzyć, że jego koledzy zdobędą trzy punkty.
– Że wierzyłem to mało powiedziane. Po nieuznanej bramce dla rywali byłem niemal pewny, że wreszcie uda się przełamać klątwę meczów z Lechią. Skończyło się jednak inaczej, w dodatku po kontrowersyjnym karnym. Jesteśmy zawiedzeni, bo oczekiwania były duże, ale trudno, trzeba iść dalej. Cieszę się, że będę mógł zagrać pierwszy raz po długiej przerwie. Zamierzam dać drużynie pozytywny impuls. Najbliższy mecz mamy u siebie, więc interesują nas tylko trzy punkty – mówi obrońca.
Tak, jak przed rokiem
Po porażce z Lechią margines błędu jest coraz mniejszy, ale obecna sytuacja nie jest dla arkowców żadną nowością. Chcąc zachować realne szanse na utrzymanie w ekstraklasie, zespół Mamrota musi w niedzielę wygrać ze Śląskiem Wrocław. Ostatnie trzy spotkania tych drużyn kończyły się zwycięstwem wrocławian, ale bilans ostatnich dziesięciu meczów jest remisowy. Każdy zespół wygrywał pięć razy. W poprzednim sezonie po
27. kolejkach Arka miała punkt więcej niż obecnie. Żółto-Niebiescy zajęli na koniec 13. miejsce, o które walczą również teraz. Gdyby gwarancją pozostania w lidze była ta sama liczba punktów, co przed rokiem, to łatwo policzyć, że do realizacji celu gdynianom brakuje 17 oczek. Mecz ze Śląskiem pokaże, na ile jest realne, że Arka po raz kolejny będzie skuteczna na finiszu.
– Wiadomo, że na pierwszym treningu dzień po meczu z Lechią wszyscy byli mocno przybici. Nie ma co się czarować, każdy z nas to wszystko bardzo przeżywa. Dużo rzeczy się skumulowało, sytuacja w tabeli, przegrane derby i kontrowersyjne decyzje sędziego. To musiało wpłynąć na spore emocje, ale na szczęście ten trudny dzień jest za nami. Od wczoraj przygotowujemy się już do meczu ze Śląskiem. Nie ma co dużo rozmyślać, bo znamy swoją sytuację. Trener też apeluje: wszystkie ręce na pokład, bo u siebie musimy wygrywać – mówi Zbozień.
Jakub Treć
Copyright Arka Gdynia |