Aktualności
24.06.2019
KTS postawił się Arce!
Ten sparing zapowiadany był od miesięcy. Gdy pierwszy raz usłyszeliśmy o takim pomyśle od Krzyśka Stanowskiego, popatrzyliśmy się na siebie, jeszcze raz na Krzyśka i ponownie na siebie. Ale ostatecznie Stan nie żartował. Mieliśmy zmierzyć się z Arką Gdynia. Tak, z tą Arką, z tej Gdyni. Wiedzieliśmy, że nie wyjdzie na nas Luka Zarandia z Pavelsem Steinborsem, ale to nadal była Arka Gdynia, ekstraklasowicz.
Zgodnie z przewidywaniami, przegraliśmy. Bez wstydu, z podniesionymi głowami, ale przegraliśmy 1:4. Niemniej, gratulujemy naszym zawodnikom, dali z siebie maksa. I to maksa z maksa.
Do Gdyni ruszyliśmy skoro świt. Godzina 6:00 na zegarkach, a wesoły autokar z zawodnikami KTS-u przedzierał się przez kolejne przecznice letniej Warszawy. Tonowaliśmy emocje. Z jednej strony – cholera, delikatny stres, w końcu jechaliśmy do zespołu z Ekstraklasy, który w ostatnich trzech sezonach zdobył trzy puchary i był o krok od wyeliminowania Midtjylland, całkiem konkretnej drużyny z ligi duńskiej. Z drugiej, to była zabawa, ale przede wszystkim pomoc dla dzieci z dziecięcego Hospicjum Bursztynowa Przystań.
Do Trójmiasta pojechała duża grupa Weszlaków – około trzydziestu samych zawodników. Do tego zarząd i kilku naszych fanatycznych kibiców. Sam Wojtek Kowalczyk przed meczem mówił, że nie wszyscy zagrają. Niektórzy pojechali po prostu na wyjazd – powiedzmy – służbowy.
Ilu chłopaków jedzie do Gdyni?
Z tego, co widziałem, trzydziestu. Wiadomo, nie wszyscy zagrają. Zarząd wykupił nam nocleg w Trójmieście, więc wygląda na to, że po sparingu trochę się pokąpiemy w Bałtyku. Niektórzy pojadą na mecz, niektórzy na wycieczkę.
Czego ty oczekujesz od tego sparingu?
Zabawy, zabawy i jeszcze raz zabawy. Nie będę nikogo czarował – zderzamy się z Ekstraklasą. I okej, oni dopiero zaczynają przygotowania, ale oni wcześniej do nich się jeszcze przygotowywali. Wygląda to zupełnie inaczej niż na niższych szczeblach. Też mamy świadomość, iż nie wyjdzie na nas pierwsza drużyna Arki, tylko pewnie trochę uzupełniony z drugiego składu lub juniorów. Co oczywiście nie zmieni faktu, że będą od nas lepsi, bardziej zgrani, szybsi. My podchodzimy do tego ze spokojem, trochę dla zabawy. Na zakończenie sezonu, choć tu nie jestem pewien czy nie na początek nowego, taki fajny sparing z drużyną, która jest w Ekstraklasie. Chłopaki mają się pobawić i zobaczyć, jak to wygląda na tle zespołu z polskiego topu.
Po przyjeździe do Gdyni, ruszyliśmy do hotelu, chwila odpoczynku, rozciągania i od razu na stadion. Znaczy obok stadionu, bo to na bocznym boisku Arki odbywał się cały festyn, o którym z kolei wspominał prezes Wojciech Pertkiewicz:
– O 11 zaczynamy spotkanie z Elaną i od pierwszego gwizdka powoli przygotujemy cały festyn. Mecz z KTS-em zaplanowany jest na 14, jednak my zapraszamy znacznie wcześniej. Animatorzy, atrakcje dla dzieci, pociechy będą mogły zostać w bezpiecznych rękach. A starsi obejrzą jedno i drugie starcie, wypiją piwo, zjedzą kiełbasę z grilla. Nie wiem, czy wyjdzie, ale planujemy konkurs pt:”Ograj Kowala”. Każda osoba, która wrzuci stówę do puszki, weźmie w nim udział. Wojtek postawi piłkę na środku boiska i da szansę strzelić do małej bramki. Za sam udział taka osoba dostanie szalik Arki i KTS-u, a jak trafi do siatki, to Kowal wypłaci strzelcowi 300 zł. Będzie zatem szansa, by ograć Wojtka Kowalczyka. Poza tym do wylicytowania damy (jedyna i niepowtarzalna okazja!) koszulkę Marko Vejinovica, koszulkę Luki Zarandii z podpisami i retro-piłkę jubileuszową z autografem trenera Zielińskiego. Cena wywoławcza za każdą z rzeczy to 500 zł. Jeden ze sponsorów już zarezerwował sobie maskę ochronną Maćka Jankowskiego i za każdą bramkę strzeloną wam, wrzuca do puszki na hospicjum 100 zł, ale nie mniej niż 1000 zł. Widziałem, że na Twitterze Boguś Leśnodorski zadeklarował wpłatę za bramki strzelone przez KTS. Tak czy inaczej musimy kilka bramek KTS-owi zapakować. Zapełnijmy puszki, ograjmy Wojtka Kowalczyka, wylicytujmy koszulki. Niech to będzie miły dzień z Arką i dwa ciekawe mecze.
Po przyjeździe pierwszy szok – równa murawa. Coś, czego na najniższych szczeblach rozgrywkowych w Polsce wcześniej nie spotykaliśmy. I zarazem coś, co mogło a nawet powinno spowodować, że ten mecz w naszym wykonaniu nie będzie wyglądał aż tak tragicznie, na jaki się zapowiadał.
Takim składem wyszliśmy na to spotkanie:
Wojtek Małecki – Piotrek Poteraj, Olek Fogler, Maciek Joczys, Michał Kropiewnicki – Aristote Otoka, Merveille Fundambu, Łukasz Kominiak, Damian Sawicki – Bartek Januszewski, Damian Ciechański
Na ławce: Wysocki, Gęściak, Grzesiak, Korona, Zaleski, Bormański, Anczarski
Pierwsze dwadzieścia minut – możecie nam wierzyć lub nie – naprawdę przyjemne, jeśli chodzi o grę zespołu KTS-u. Arka biła głową w mur, w bardzo dobrze zorganizowaną defensywę gości i miała spore problemy w kreowaniu tzw. „setek”. Od czasu do czasu prawą stroną urwał się Mateusz Stępień, Maksymilian Banaszewski zakręcił z raz Poterajem i to byłoby na tyle. A nasi grali swoje. Doskok, odbiór, przerzut do nikogo. Dawało oczekiwane rezultaty. Przynajmniej na chwilę oddalaliśmy zagrożenie.
Arka napoczęła nas dopiero w 27. minucie. Trochę pogubiliśmy się w defensywie, żółto-niebiescy wyszli dwa na dwa, poszło podanie górą do Michała Żebrakowskiego, który mocnym strzałem w sam środek bramki dał prowadzenie gospodarzom. Chwilę później poszliśmy z ładną akcją, zakończoną zablokowanym uderzeniem debiutanta Daniela Ciechańskiego. Przed przerwą kapitalną okazję zmarnował strzelec gola i na przerwę schodziliśmy z wynikiem 0:1. Cudów w bramce dokonywał Wojtek Małecki.
Po przerwie na lewej flance wylądował wspominany Stępień, zszedł do środka i zalutował pod poprzeczkę. I wówczas mogłoby się wydawać, że siądziemy, stracimy wszelkie chęci do gry. Nic bardziej mylnego. Od razu po stracie gola złapaliśmy kontakt. Damian Sawicki zrobił firmową akcję lewą stroną, a następne dorzucił w pole karne do Otoki. Ari skręcił obrońcę, wyłożył do swojego krajana, a Merveille pierdyknął do siatki.
Gdynianie podrażnieni, to gdynianie skuteczni. Minęło 120 sekund, już padła bramka na 3:1. Ładna akcja i wydaje się, że nasz golkiper Paweł Wysocki mógł zachować się deczko lepiej. KTS jest jak rekin – tak to nieszkodliwy, chyba że wyczuje krew. I wyczuł. Znów Otoka zakręcił rywalami na prawej stronie, wszedł w pole karne i sędzia odgwizdał… No właśnie, sędzia odgwizdał rzut wolny, zamiast karnego i czerwonej kartki. Z siedemnastu metrów atomowy strzał oddał Kominiak. Piłka ledwo doturlała się do rąk bramkarza gospodarzy.
Ostatecznie przegraliśmy 1:4. W końcówce Arka jeszcze raz nas rozklepała i wbiła piłkę do pustej bramki, ale my już oddychaliśmy rękawami, myśleliśmy o pójściu w tango. Nie ma co ukrywać – widać braki w technice, kondycji, czyli bez zaskoczeń. Jednak uważamy, że i tak zagraliśmy dobry mecz. Byliśmy nastawieni na coś w stylu 0:10, może wyżej. I faktycznie, nie wyszła na nas pierwsza drużyna, ale i tak kilka nazwisk kojarzyliśmy – Banaszewski, Sołdecki, Marić, Olczyk, Żebrakowski. I kilka, które warto kojarzyć w kontekście przyszłości – Mateusz Stępień chociażby.
Lekcja futbolu. My byliśmy na to przygotowani, a nieskromnie przyznamy, że napsuliśmy trochę krwi rywalom. Sparing wychodzi ostatecznie na duży plus i chłopakom należą się wielkie brawa.
Także, chłopaki, gratulacje. Daliście radę.
Arka Gdynia – KTS Weszło 4:1 (1:0)
Żebrakowski, Stępień, Nowicki, Wilczyński – Fundambu (as. Otoka)
Copyright Arka Gdynia |