Aktualności
26.04.2019
Wygrana w kierunku utrzymania
– Margines błędu nam się skończył – powiedział swoim zawodnikom Jacek Zieliński, trener Arki Gdynia.
– Musimy w końcu tę serię zakończyć – apelował przywrócony do pierwszej drużyny Marcus da Silva.
– Głęboko wierzę, że potrzebujemy jednego meczu, by odzyskać wiarę w siebie – dodał.
Z Miedzią gdynianie spotkali się drugi raz w ciągu dwóch tygodni. Pierwszego żółto-niebiescy nie będą wspominać najlepiej. O ile wówczas prowadzili i wydawało się, że wcześniej przełamią zwycięską niemoc, o tyle marzenia do gdyńskiej szuflady schował Juan Camara fenomenalnym strzałem w 89. minucie. Padł remis. Podłamani tym faktem arkowcy, przybici jeszcze bardziej byli po meczu w Zabrzu, skąd wrócili na tarczy (0:1 z Górnikiem).
Drugie starcie z legniczanami było więc kluczowe. Wygrywając można było doskoczyć do stawki i dalej, jak równy z równym, walczyć o ligowy byt. Brak kompletu punktów mógł zaś definitywnie pogrzebać szanse na utrzymanie.
– Wiem, jak to zabrzmi, ale jesteśmy jeszcze na tyle w dobrej sytuacji, że los ciągle zależy tylko od nas. Nie możemy dopuścić, by wpadł w inne ręce – przestrzegał szkoleniowiec Arki.
Na murawie widać było stawkę meczu. Arka powściągliwa w atakach, Miedź wyraźnie nastawiona na remis. Nic dziwnego, był on jej bardzo na rękę. To gospodarze musieli schylać się po trzy punkty. Styl nie grał roli, liczył się efekt końcowy.
Powtórka, lecz już z happy endem
Gol po rzucie karnym odkurzył wspomnienia sprzed kilkunastu dni. Idąc dalej, można było przeżyć niemałe deja vu. Ponownie winowajcą gości był Elton Monteiro. To on nieprzepisowo powstrzymywał w pierwszym meczu w szesnastce Aleksandyra Kolewa; to on również nie pozostawił sędziemu wątpliwości, faulując tym razem Lukę Zarandię. Dość powiedzieć, że był to jego trzeci występ w pierwszej drużynie z Legnicy, drugi przeciwko Arce i drugi sprokurowany rzut karny. Portugalczyka w Gdyni zdecydowanie dało się polubić.
Symboliczne było zaś wykonanie „jedenastki”. Do piłki podbiegł ten, który nie tak dawno był siódmym wyborem u byłego trenera, Zbigniewa Smółki, a zatem Marcus da Silva. Strzelił pewnie, a stęsknieni za nim kibice zareagowali niezwykle euforycznie.
By nie rozdrapywać ciągle świeżych legnickich ran, gdynianie musieli myśleć o podwyższeniu prowadzenia. Ale pałeczkę przejęli przyjezdni, a tuż po przerwie w stuprocentowej dla nich sytuacji instynktem musiał wykazywać się Pavels Steinbors i ratować skórę kolegom.
Miedź przejęła kontrolę, Arka starała się kontrować. Pierwszym do końca meczu już nic jednak nie wyszło – bili głową w twardy gdyński mur, drudzy dobili odkrytych przeciwników, a wynik ustalił Marko Vejinović. Kibice głęboko odetchnęli. Po pierwsze, koszmary o miedzianej końcówce nie powtórzyły się, po drugie natomiast, czarna seria, ciążąca na żółto-niebieskich od 26 listopada 2018, właśnie dobiegła końca. Milowy krok w kierunku utrzymania? Zbyt wcześnie by to stwierdzić, zaś bez wątpienia piłkarze zrzucili z karku najcięższy balast w swoich karierach.
Copyright Arka Gdynia |