Jak się pan czuje w roli strażaka? Znów musi pan gasić pożar w klubie.
JACEK ZIELIŃSKI: Ostatnio faktycznie trafiają mi się takie prace, ale nie uważam się za żadnego strażaka. Zdaję sobie sprawę, że sytuacja Arki jest trudna, ale gdyby taka nie była, to nikt by nie zmieniał trenera. Wchodzę do klubu po kimś, często było tak, że ktoś wchodził po mnie. Normalne. Cieszę się, że moje nazwisko jest jeszcze na giełdzie trenerskiej.
Ile czasu zastanawiał się pan nad ofertą z Arki?
Dużo czasu nie miałem, bo pierwszy kontakt był dopiero we wtorek. Wcześniej moje nazwisko pojawiało się w mediach, ale to były tylko spekulacje, ja z nikim nie rozmawiałem. Mieliśmy dwa i pół dnia, by wszystko dopiąć. Mi zależało, by wrócić do trenowania, tym bardziej w ekstraklasie. Gdynia to fajne miasto, stadion, kibice. I na to patrzę.
Ostatnio to jednak teren dość gorący – trener Zbigniew Smółka został zwolniony godzinę przez meczem, jest dużo wersji, jakie były przyczyny tej decyzji... Nie odstraszało?
Patrzyłem na to wszystko z daleka, nie chcę się na ten temat wypowiadać, bo nie wiem, jaka jest prawda. Wiele razy bywałem w Gdyni na meczach jako trener drużyny przeciwnej, obserwowałem Arkę, gdy była naszym rywalem i widziałem, że atmosfera na trybunach jest fajna, kibice nieśli piłkarzy dopingiem z trybun. I przede wszystkim właśnie to mam z tyłu głowy. Wiadomo, że coś musiało się dziać, skoro w taki sposób zwolniono trenera, ale ja tej sprawy nie znam. Przyjeżdżam na miejsce i zaczynam szukać diagnozy, co i jak poprawić w grze tego zespołu.
Umowa do końca sezonu z opcją przedłużenia, jeśli Arka utrzyma się w ekstraklasie?
Umówiliśmy się w ten sposób, utrzymanie warunkuje kolejne decyzje. Gdy zostaniemy w ekstraklasie, przyjdzie czas, by stworzyć zespół, który co roku nie będzie drżał do końca rozgrywek o to, czy się utrzyma.
Jak będzie wyglądał sztab?
Do końca sezonu pozostał miesiąc, więc będę pracował z tą ekipą, która została w Gdyni. Gdy się utrzymamy, zastanowimy się, jak to powinno dalej wyglądać.
Utrzymanie to trudne zadanie?
Nie ma co ukrywać, Arka jest poważnie zagrożona spadkiem. Znam wielu z tych chłopaków i wiem, że oni potrafią grać w piłkę, trzeba zrobić wszystko, by sami znów w to uwierzyli. Nie można jednak wprowadzać takiej narracji, że przyjdzie Zieliński, pstryknie palcami i wszystko naprawi. Do tego potrzeba czasu, co nie zmienia faktu, że wierzę, że ten zespół jest w stanie się utrzymać.
Efekt nowej miotły zadziała?
Często się sprawdza, ale spokojnie do tego podchodzę. Wiadomo, że zawodnicy inaczej podejdą do meczu, że zespół będzie pobudzony, gdy nowa osoba wejdzie do szatni. Ale chodzi o to, by nie był to jednorazowy zryw, tylko by ten zespół z meczu na mecz grał coraz lepiej. A może nawet nie lepiej grał, tylko punktował, bo w obecnej sytuacji styl schodzi na dalszy plan. Trzeba zbierać punkty, to priorytet.
Dziś rano przylatuje pan do Gdyni. Szykuje się szalony dzień.
Najpierw podpisanie umowy, konferencja prasowa, trening, potem zgrupowanie, bo chcę mieć czas, by z zawodnikami spokojnie porozmawiać. Niektórych chcę poznać lepiej, z niektórymi odświeżyć znajomości. Z Adasiem Marciniakiem i Maćkiem Jankowskim już pracowałem. Chcę pogadać ze sztabem o tym, co się działo ostatnio. Na wielkie zmiany nie będzie czasu, bo zostanie nam tylko jeden trening, rozruch. Gdy się chce zrobić zbyt wiele, można sporo popsuć, dlatego teraz liczy się dotarcie do głów. Już w sobotę czeka nas mecz z Miedzią, ważny dla układu w tabeli, bo wygrana może sprawić, że w grupie spadkowej będziemy rozgrywali cztery mecze na własnym boisku. Musimy to zrobić.
Z trenerem Smółką zamierza się pan spotkać, a może rozmawialiście już telefonicznie?
Wszystko tak szybko się działo, że nie miałem takiej możliwości, ale gdy znajdziemy wolniejszą chwilę, to z chęcią porozmawiam, bo jestem zwolennikiem takich rozwiązań. Sam też nigdy nie miałem problemu, by spotkać się z trenerami, którzy mnie zastępowali.
Jak się wraca po siedmiu miesiącach?
To był czas na reset, pozałatwianie wielu spraw prywatnych. Cały czas śledziłem jednak, co się dzieje w lidze i wierzyłem, że do niej wrócę. To czas się przydaje, ale nie jestem zwolennikiem zbyt długich przerw. A siedem miesięcy to było już dużo.
Iza Koprowiak