TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

09.03.2019

Zbigniew Smółka: To najgorszy czas

TOMASZ WŁODARCZYK: Widać zmęczenie na pana twarzy. Długo siedzi pan w klubie?

ZBIGNIEW SMÓŁKA: Od rana do nocy.

 

To na pewno zna pan odpowiedź na pytanie, dlaczego Arka gra tak słabo?

Wiem, dlaczego tak jest, ale nie chcę zdradzać wszystkich detali, które analizujemy.

 

Dlaczego?

Jesteśmy w procesie dużej przebudowy pod nową wizję, taktykę i strategię. Chcieliśmy zrobić piłkę bardziej ofensywną. To nam się udawało. Natomiast wystarczyło, że wypadł nam Aleksandar Kolev i zaczęło się mnóstwo pośrednich problemów, których nie dało się załatać, bo nie możemy sobie pozwolić na podwojenie wszystkich pozycji. Kolev to piłkarz niedoceniany. Chronił nas przed stałymi fragmentami gry, potrafił utrzymać piłkę, żeby inne formacje podeszły wyżej. Ma bardzo dobre warunki fizyczne i dużo biega. Od listopada, gdy wypadł ze składu Alek, wygraliśmy jeden mecz.

 

I to jest przyczyną takiego kryzysu? Nie wygraliście od ośmiu spotkań.

W grudniu ustaliliśmy w klubie, że muszę dostać do tej szatni dwóch zawodników o dobrych parametrach fizycznych – napastnika i defensywnego pomocnika. Wykonaliśmy mnóstwo pracy w tym kierunku. Przeanalizowaliśmy ok. sześćdziesięciu piłkarzy, zaakceptowałem ok. piętnastu. Byliśmy krok od zakontraktowania napastnika z Portugalii, ale finalnie nie udało się nikogo pozyskać.

 

Ma pan o to pretensje do działaczy?

Nie, są taką samą częścią klubu jak ja. Niestety, nie jesteśmy w stanie sobie pozwolić na robienie kominów płacowych. Nawet, jeśli piłkarz chce do nas przyjść, nie może dyktować swoich warunków co do pensji i długości kontraktu.

 

Frustruje to pana?

Wiedziałem, gdzie przychodzę. Arka ma swoje limity, ale udało nam się przebudować zespół latem. Przeszliśmy przez proces zmiany trenera i systemu gry dość płynnie. Wiele w klubie zmieniło się na lepsze pod względem organizacyjnym. To już zupełnie inny projekt. Chciałem wziąć w nim udział i na pewno nie zejdziemy z tej drogi.

 

Projekt się chwieje.

Od początku celem było utrzymanie w ekstraklasie i dalsza przebudowa drużyny, jej odmładzanie. Nie oszukujmy się, z tego zespołu odeszły m.in. takie ogniwa, które trzymały szatnię – Antek Łukasiewicz czy Krzysztof Sobieraj. Wielu innych zawodników, którzy stanowili o jakości. Cieszę się, że do klubu przyszli Michał Janota czy Adam Deja, a w tym okienku Maksymilian Banaszewski czy Michael Olczyk. Zachowaliśmy proporcję Polaków. Dzięki części z nich zagraliśmy dobre mecze, ale w piłce o wyniku decydują detale.

 

Jakie?

Wypada jeden wysoki zawodnik i sypie się plan. Albo robimy indywidualne, proste błędy w defensywie. Zaczęły się urazy i kartki. Zabrakło zmienników na poziomie. Nie mogłem sobie pozwolić na wiele rotacji.

 

A okres przygotowawczy?

Wykonaliśmy świetną pracę. Mogę pokazać panu wyniki badań i testów wydolnościowych. Wszyscy zrobili progres w motoryce. Przyczyną porażek u siebie były gole po stałych fragmentach gry. Nie zbieraliśmy drugich piłek, przegrywaliśmy pojedynki powietrzne plus nie mieliśmy zmienników kreujących grę. Ci nie udźwignęli meczu w Sosnowcu. Gdy wypadł Deja i Janota, drużyna mentalnie poszła w dół. Dostaliśmy obie bramki z kontrataku, gdy prowadziliśmy. Tak nie można.

 

Mimo kryzysu dostał pan wotum zaufania.

Z dyrektorem sportowym rozmawiam po pięć razy dziennie, z prezesem Pertkiewiczem co najmniej raz w tygodniu. Podobny kontakt jest z właścicielem. Ufają mi. Mamy wspólne zadanie. Do końca się wspieramy. Nie martwię się, że jakiś mecz będzie moim ostatnim. To nie w moim stylu. Każdego dnia mam być przygotowany i zaangażowany. Pracować uczciwie. Przyszła taka chwila, że jest najciężej w życiu, ale dalej trzeba robić swoje. Z pełnym przekonaniem. Nigdy nie zostałem zwolniony, ale jeśli do tego dojdzie, rozstaniemy się na dżentelmeńskich zasadach.

 

To faktycznie najtrudniejszy moment?

Tak. Trzeba to sobie otwarcie powiedzieć. Nigdy nie miałem tak złej serii. To jest oczywiście jakieś doświadczenie i nauka, ale w tym momencie nie ma sensu się w to zagłębiać. Nie ja jestem najważniejszy. Liczy się tylko Arka. Robię wszystko, żeby Arkę utrzymać i ją rozwijać.

 

Pytałem prezesa Pertkiewicza. Jeśli to nie medialna fasada, wierzy, że pan to jeszcze ogarnie.

Robimy wszystko wspólnie. Tu nie ma chaosu, że ktoś mi nie dał zawodników czy nie spełnił jakiegoś życzenia. Wszyscy zastanawialiśmy się, co będzie dobre dla Arki. Byli piłkarze, którzy nie satysfakcjonowali mnie sportowo i tacy, których Arka nie była w stanie udźwignąć finansowo. Mamy pewne kłopoty kadrowe, ale ciszę się, że udało się wprowadzić kilku młodych zawodników. Mateusz Młyński był przewidywany do pierwszego składu na wiosnę, ale doznał kontuzji. Jankowi Łosiowi też cały czas coś się przytrafia. Trzeba temu sprostać. Walka o utrzymanie będzie ciężka, ale jestem przekonany, że będziemy zdobywać punkty i zostaniemy w lidze.

 

Zaczął pan od pokonania Legii w Superpucharze, a teraz wciągnął Was wir porażek. Piłka jest przewrotna.

Nie lubi próżni. Gdy osiągasz dobre wyniki, i tak cały czas szatnia potrzebuje świeżej krwi. Po kontuzji Alka wszyscy wiedzieliśmy, że potrzebujemy zawodnika do podwyższenia zespołu. To się nie udało. Marko Velijnović doszedł za późno. Przegrywamy mecze na styku – wszystkie na wiosnę różnicą jednej bramki. Ale już z Lechem widziałem, że wracamy na dobre tory. Były momenty dominacji, operowania piłką tak jakbym sobie tego życzył, mieliśmy okazje podbramkowe. Każda seria powoduje, że nerwowość jest większa, ale trzeba temu sprostać. Brakuje nam przełamania. Jeśli zapunktujemy, przyjdzie luz.

 

Optymistycznie.

Nie ma z mojej strony paniki. Widzę, jak zawodnicy pracują, jaki robią progres, jakie mają podejście. Niestety nie wszyscy takie samo... Oczywiście, w grupie zawsze ktoś będzie niezadowolony. W takiej sytuacji, gdy przyszedłem realizować długofalową wizję właścicieli, w odpowiednim czasie wyciągnę swoje wnioski. Na niektórych się zawiodłem. Będę pamiętał kwestie, o których nie chcę teraz mówić, a które w tych trudnych momentach się zdarzają.

 

Ma pan uwagi do pracy części piłkarzy?

Pierwszy i ostatni piłkarz w selekcji jest dla mnie tak samo ważny. Jeśli zespołowi nie idzie, oczekuję, że ten, który nie otrzymał szansy będzie pracował ze zdwojoną siłą. Pokaże: „Trenerze, jestem. Może pan na mnie liczyć!”. Niewielu jest takich zawodników. Podobnie jak piłkarzy, którzy chcą brać ciężar gry na siebie – proszą o piłkę, pokazują się do gry, robią mądry ruch bez piłki, są odpowiedzialni taktycznie, ustawiają się odpowiednio przy stałych fragmentach gry.

 

Dopadła pana duża krytyka.

Nie przejmuję się tym. Nie zajmuję się ludźmi, którzy oceniając chcą wykorzystać słabszy moment – mój czy klubu. Koncentruję się na pracy. Cały mój czas poświęcam Arce. Liczy się zespół, 90-letnia tradycja, a nie przysłowiowy Kowalski, który hejtuje i mąci. Jeśli coś się nie podoba, zastanów się i spójrz na lewą pierś. Tam jest herb. Powtarzam to wszystkim moim współpracownikom – zawodnikom i sztabowi.

 

Ale podstawy do krytyki jak najbardziej są.

Oczywiście. Poza Lechem zagraliśmy katastrofalne spotkania. Natomiast czy Lech zagrał lepiej od nas z Piastem? Nie. My, przy łucie szczęścia, mogliśmy zremisować. Nie strzeliliśmy karnego, a Piast stworzył sobie dwie okazje i je wykorzystał. Jest na szczycie, my na dnie. Taka jest piłka. Lechia i Piast postawiły rok temu na stabilizację, choć walczyły o utrzymanie. Dziś zbierają tego owoce. Ich sytuacja pokazuje, że warto wstrzymać się z oceną także do mnie. Wykonuję ze sztabem wiele pracy nie po to, żeby w chwili słabości się poddać. Nie po to wykonujemy ten trudny zawód. Jesteśmy mężczyznami.

 

Krytyka pana boli?

Z konstruktywnej opinii można wiele wyciągnąć. Natomiast jak każdy człowiek nie lubię szydery, ironicznych podtekstów itd. Gdy nie idzie, do głosu dochodzą ludzie, którzy nie mają kompletnie pojęcia o tym, jak wygląda moja praca, jak wygląda przebudowa zespołu, jak wszyscy tu ciężko pracują. Skupiam się na tym, na co mam wpływ. Jak przywrócić do formy kilku zawodników. Jak złapać dyscyplinę i przekazać piłkarzom, że są w bardzo fajnym mieście i historycznym klubie, w którym muszą angażować się na maksa. Dopóki jestem tu trenerem, żaden zawodnik nie przyjedzie do Gdyni na wakacje.

 

Cały czas szuka pan odpowiedniego składu personalnego. Co mecz, to inna obrona.

Tu pana zaskoczę. Z gry w defensywie jestem zadowolony. Zmiany wynikały z urazów czy zawieszeń za kartki – Marciniak, Marić czy Helstrup wypadali z różnych przyczyn. To normalne. Nieszczęście jednego jest szansą drugiego. Po przegranej w Sosnowcu, gdzie straciliśmy trzy gole, nie miałem pretensji do obrońców.

 

A do kogo?

Do defensywnych pomocników, którzy nie sprostali zadaniu. Nie byli odpowiedzialni. Nie zrealizowali założeń taktycznych i będę mówił to otwarcie. Byliśmy lepszym zespołem, strzeliliśmy gola, prowadziliśmy grę. W takim momencie, z takimi piłkarzami trzeba to wygrać. Mieliśmy przygotowaną strategię, żeby przejść na grę z kontrataku, pilnować strefy dzięki dwóm szóstkom i to nie wypaliło. Po meczu dużo rozmawialiśmy i analizowaliśmy. Zawodnicy zdają sobie sprawę z popełnionych błędów. Pracujemy mimo ciężkich warunków, ale nie mam zamiaru narzekać już na murawę, bo potem pan Wojciech Kowalczyk powie, że trawa nie rośnie tylko w Gdyni.

 

Murawa jest taka sama dla jednej i drugiej drużyny.

Ale jeśli ma się wizję gry technicznej i pracuje się nad tym na treningu, to jak kontynuować to w meczu? Ok, tu stawiam kropkę co do stanu płyty... Złapaliśmy dołek, ale przegrywamy nieznacznie i wierzę, że wydostaniemy się z tej spirali porażek.

 

Z Legią może być trudno.

Przeciwnie. Możemy się przełamać właśnie z nimi. Lech był dobrym impulsem. Analizowaliśmy już ten mecz bardzo wnikliwie. Zagraliśmy w Poznaniu lepiej niż Legia.

 

Po meczu z Cracovią Sa Pinto też narzekał na murawę. Jak zobaczy tą w Gdyni, chyba dostanie zawału.

Wie pan, możemy z tego szydzić, ale mnie nie interesuje fakt, czy ktoś pośmieje się ze mnie czy Sa Pinto. To są słabi ludzie, którzy nie mają zajęcia i są od tego, aby urządzać pośmiewisko. Nie oszukujmy się. W naszym kraju czyta się najgłupsze gazety, ogląda najgłupsze programy, wchodzi na najgłupsze portale. Sprzedaje się wszystko, co jest kontrowersyjne, śmieszne i krzywdzi drugiego człowieka. Nie zmienimy tego, dlatego jaki jest sens się tym przejmować?

 

Zupełnie serio. O co chodzi z waszą płytą, która nawet w telewizji wygląda koszmarnie?

Rozmawiam z innymi trenerami, jeździmy po stadionach i co mam powiedzieć? Nie jest dobrze. Nasz partner, który zajmuje się płytą, robi wszystko co w jego mocy, ale chyba niewiele da się tu zrobić. Murawa ma już 8 lat. Zbliżają się mistrzostwa świata do lat 20. Jeśli chcemy pokazać się z dobrej strony, muszą zostać podjęte jakieś decyzje. Szczerze mówiąc myślałem, że nowa trawa trafi tu na tyle szybko, że jeszcze my na tym skorzystamy. Mówię, co widzę. Zawsze prawdę. Jak murawa jest dobra, chwalę. Jak zła, nie będę tego ukrywał. A gdy ktoś traktuje to jako usprawiedliwienie? Trudno, nie zmienię się.

 

Dwa razy znalazł pan sposób na mistrza Polski.

Zdobyliśmy Superpuchar, gdy ich zespół był totalnie rozbity. Każda bramka mentalnie ciągnęła ich w dół. Natomiast w zremisowanym 1:1 spotkaniu w lidze, gdy gra Legii już zaskoczyła, byliśmy równorzędnym zespołem. Do kontuzji Adasia Dei byliśmy lepszą drużyną. W ekstraklasie nie trzęsiemy gaciami przed nikim. Czy jest to Legia lub Lech, które mają wielkie budżety i rozbudowane sztaby. My jesteśmy Arka Gdynia i wychodzimy na mecz z podniesioną głową.

 

Tomasz Włodarczyk








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia