TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

09.11.2018

Christian Maghoma-Dickson Choto z Tottenhamu

Nastolatek koncentrował się na jednym zawodniku – Belgu Moussie Dembele. – W Tottenhamie grało wielu świetnych defensywnych piłkarzy, ale Dembele był wyjątkowy. On na treningu w ogóle nie tracił piłek. Często atakowało go jednocześnie trzech rywali, a on sobie z nimi radził.

 

To było niesamowite – opowiada nam Christian Maghoma. Siedzimy w klubowym budynku Arki Gdynia, do której obrońca z Demokratycznej Republiki Konga trafił przed tym sezonem. W latach 2006-2018, z przerwą na krótkie wypożyczenie do Yeovil Town, grał w słynnym klubie z Londynu.

 

„To twój brat?”

Christian miał osiem lat. Występował z rówieśnikami w rozgrywkach Sunday League. Pamięta, że radził sobie dobrze. Mecz oglądali jego starszy brat Jacques, wtedy wyróżniający się gracz młodzieżowych drużyn Tottenhamu, i jeden ze skautów Kogutów. Po spotkaniu łowca talentów podszedł do Jacquesa. – To twój brat czy tylko ma tak samo na nazwisko? – spytał go. Gdy okazało się, że o przypadku nie ma mowy, Christian został zaproszony do szkółki Tottenhamu.

 

Swojemu bratu zawdzięcza wiele. Siedem lat później chodził na mecze występującego na czwartym szczeblu Burton Albion, w którym błyszczał Jacques. – Bratu nie udało się spełnić marzeń w Tottenhamie. Nagle wylądował dużo niżej. Wielu zawodników nie miałoby motywacji, a on w sezonie 2012/2013 strzelił 15 goli i miał siedem asyst. Dzięki jego świetnej postawie zespół dostał się do play-offów. Gole i asysty Jacquesa sprawiły, że zacząłem trenować ze zdwojoną energią – wspomina Christian.

 

Postępy Rashforda

W szkółce Tottenhamu grał u boku i przeciwko zawodnikom, którzy później zaszli daleko. W wieku 15 lat regularnie trenował z Harrym Winksem, dwukrotnym reprezentantem Anglii. Z tamtego czasu pamięta też spotkanie przeciwko Manchesterowi United, w którym nieźle spisywał się jeden z napastników.

 

– To był Marcus Rashford. Rozegrał przyzwoite spotkanie, ale nie był najlepszy na boisku. W tym samym roku zaczął występować w pierwszym zespole United. Byliśmy zaskoczeni, pytaliśmy się wzajemnie z chłopakami: „To naprawdę on? Co oni aż takiego w nim widzą?”. Rashford rozwinął się błyskawicznie – opowiada Maghoma. O niesamowitym rozwoju mówiło się też w ostatnich latach w przypadku Harry'ego Kane'a, którego obrońca Arki miał okazję obserwować z bliska.

 

– Dziś wszyscy mówią, że on nagle stał się czołowym napastnikiem świata. Opisują Kane'a, jakby to było takie proste. Ale to inny przypadek. Pamiętam, że trzy razy w tygodniu, gdy większość piłkarzy wychodziła już z klubu na parking, Harry zostawał na boisku, układał piłkę i trenował uderzenia z dystansu. Znalazł się na bardzo wysokim poziomie, ale to wzięło się z wielkiej determinacji – opisuje obrońca Arki.

 

Wielbiciel Mourinho

Kane wiele razy wspominał, że od dziecka trzymał kciuki za Tottenham. W przypadku Maghomy było zupełnie inaczej. Grał dla Kogutów, identyfikował się z drużyną, ale od dziecka kibicował Chelsea. Miłość do The Blues zaszczepił w nim ojciec, pan Edmond, który dziś jest agentem Jacquesa, Christiana i Parisa. Ten ostatni, najmłodszy, występuje w drużynie Tottenhamu do lat 18 i regularnie pytają o niego wysłannicy świetnych klubów.

 

– Ojciec nigdy nie uprawiał sportu, ale kochał futbol. Uwielbiał Jose Mourinho. Powtarzał mi wiele razy, że Portugalczyk jest mistrzem gier psychologicznych i fantastycznie zarządza ludźmi. A tak się złożyło, że wtedy akurat prowadził Chelsea – wspomina Maghoma, który kilkanaście razy w życiu, z ojcem albo najlepszym kolegą, chodził na mecze na Stamford Bridge.

 

Opinia Kuszczaka

W Premier League jak dotąd nie zagrał. Przed tym sezonem miał kilka konkretnych ofert. Jedną z holenderskiego FC Twente, ale nie był zainteresowany, bo klub właśnie spadł z Eredivisie. Drugą z Queens Park Rangers, ale tam działacze powiedzieli mu szczerze: „Na razie weźmiemy cię do drugiej drużyny. Jeżeli będziesz się wyróżniał, trafisz do pierwszej”. Wiedział, że w Tottenhamie nie ma szansy się przebić. Została Arka, której działacze byli zdeterminowali. Pomogły znajomości. Właściciel klubu z Gdyni, Dominik Midak, ma w Londynie dobrego kolegę, a ten zna się z agentem, który świetnie kojarzy tamtejszych młodych piłkarzy. W ten sposób Arce polecono Maghomę.

 

Jego wskaźniki na InStacie imponowały, gracz spodobał się też na nagraniach. Do Anglii poleciał ówczesny dyrektor sportowy Arki Edward Klejndinst. Na meczu młodzieżowych drużyn Tottenhamu i Manchesteru United spotkał Tomasza Kuszczaka. Wspólnie oglądali Maghomę, a po spotkaniu były bramkarz Czerwonych Diabłów skomentował: „Powinniście go wziąć. To będzie drugi Dickson Choto”.

 

Obrońca czuje się już zżyty z gdyńskim klubem. Gdy pytamy go o ostatnie derby Trójmiasta przeciwko Lechii, od razu się ożywia. – To wstyd, że przegraliśmy. Ale jestem przekonany, że gdyby do końca meczu było nas na boisku jedenastu, mogliśmy wygrać. W pierwszej połowie Lechia stworzyła sobie kilka okazji, ale w drugiej to my kontrolowaliśmy mecz. Moim zdaniem sędzia popełnił błąd, wyrzucając z boiska Sochę. Lukaš Haraslin jest bardzo sprytny. Wiedział, że Tadzio ma kartkę i po minimalnym kontakcie efektownie upadł. Byłem blisko tej sytuacji, oglądałem też powtórki. Widać na nich, że Socha nie chciał go dotknąć. Rozmawiałem z nim: on wiedział, czym to grozi i chciał obiec Haraslina. Sędzia powinien to zrozumieć – przekonuje ożywionym tonem Maghoma.

 

Za młody, by zrozumieć

Urodził się w kongijskim Lubumbashi, położonym blisko granicy z Zambią. Miał dwa lata, gdy z rodzicami i Jacquesem uciekli do Anglii, bo w Kongu trwała straszliwa wojna domowa.

 

– Do szóstego roku życia nie wiedziałem, dlaczego znaleźliśmy się w Londynie. Byłem za młody, by to zrozumieć. Później zacząłem słuchać opowieści rodziców i brata, dużo też czytałem o tamtym konflikcie. To straszne, że ludzie mogą tak się mordować w jakimś bezsensownym celu. Wiele osób zginęło, ale ja nie chcę zapominać o tamtych czasach. Gdy o nich myślę, dochodzę do wniosku, że jestem szczęściarzem, bo gram w piłkę i mogę sprawić, by ten kraj był kojarzony z czymś dużo bardziej pozytywnym. To teraz moja misja – kończy Maghoma.

 

Jakub Radomski








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia