TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

01.10.2018

Błyskawiczny cios Arki. Legia nie potrafiła wygrać

Lotto Ekstraklasa. Na dwóch z rzędu ligowych zwycięstwach zatrzymał się licznik Legii Warszawa. Po wygranych z Lechem i Miedzią stołeczny zespół przy Łazienkowskiej tylko zremisował z Arką Gdynia 1:1 (1:1). Goście objęli szybkie prowadzenie za sprawą bramki Macieja Jankowskiego.
 
Wyrównał Michał Kucharczyk. Na piątkowy mecz z Arką Gdynia kibice Legii Warszawa musieli czekać z wielką niecierpliwością. Drużyna mistrzów Polski po intensywnie przepracowanym okresie w przerwie reprezentacyjnej zaczęła pokazywać się z dobrej strony i odniosła dwa przekonujące zwycięstwa, w tym z Lechem Poznań u siebie. Sympatykom podobać się mogły nie tylko wyniki, ale gra zespołu, który wreszcie wyglądał jak faworyt do triumfu w lidze.

Narzekać nie mogli także kibice gości. Ich co prawda zabrakło w piątkowy w Warszawie, jednak po ostatnim zwycięstwie nad Lechem Poznań mogli mieć pewne powody do optymizmu przed wyjazdem na stadion Legii. Ponadto wszyscy pamiętają zwycięstwo Arki w Superpucharze, w meczu, w którym gdynianie kompletnie obnażyli wszelkie braki rozbitej przed startem ligi Legii.
 
Zdecydowanym faworytem spotkania była mimo to drużyna gospodarzy. Jak wielkie było więc zdziwienie kibiców przy Łazienkowskiej, gdy Legia straciła gola już na samym początku spotkania? W trzeciej minucie gry Maciej Jankowski przyjął piłkę w polu karnym po prostym błędzie przy wybiciu futbolówki z szesnastki Legii i delikatnym strzałem z mniej więcej dwunastu metrów zdobył pierwszą bramkę w tym spotkaniu.
 
Wydawało się, że nieco więcej w tej sytuacji mógł zrobić Radosław Cierzniak, który raz jeszcze dostał szansę gry w pierwszym składzie Wojskowych. Co na początku spotkania zaskoczyło mistrzów Polski? Przede wszystkim to, że Arka nie miała najmniejszych problemów z dorównaniem im pod względem przygotowania fizycznego. Arkowcy biegali naprawdę sporo i procentowało to w postaci delikatnej przewagi na placu gry. Piłkarze prowadzeni przez Ricardo Sa Pinto mieli problem, aby przedostać się w pobliże pola karnego gości. Dość powiedzieć, że najgroźniejsza sytuacja z udziałem Legii przez pierwsze 20 minut spotkania to... zderzenie głowami Artura Jędrzejczyka i Mateusza Wieteski we własnym polu karnym, po którym sędzia od razu przerwał grę i wydawało się, że kapitan Legii będzie musiał opuścić boisko.
 
Do rozgrzewki ruszył już Michał Pazdan, ale Jędrzejczyk po chwili podniósł się i był w stanie kontynuować grę, choć trzeba przyznać, że z wysokości trybun zderzenie stoperów Legii wyglądało makabrycznie. Tak samo zresztą wyglądała dyspozycja legionistów na przestrzeni reszty pierwszej połowy. Drużyna prowadzona przez Zbigniewa Smółkę dobrze przygotowała się do meczu ligowego z Legią i zneutralizowała jej ofensywne zapędy przed przerwą. Z przodu dobrze prezentował się Luka Zarandia, który momentami ośmieszał kolejnych defensorów Wojskowych, w środku pola prym wiódł Michał Janota.
 
Choć goście nie stworzyli sobie wielu sytuacji strzeleckich, to potrafili zmusić przeciwników do głębokiej defensywy. Wszystko to w końcówce pierwszej połowy meczu uratował ten, który w ostatnich latach przy Łazienkowskiej robi to najczęściej. Tuż przed przerwą Legia przycisnęła Arkę i zdołała zmusić gości do kilku nerwowych interwencji pod własną bramką. Jedna z nich dała mistrzom Polski rzut rożny, po którym zakotłowało się w szesnastce gdynian. W tej sytuacji najlepiej odnalazł się Michał Kucharczyk, który główką z najbliższej odległości doprowadził do wyrównania. Popularny Kuchy uratował gospodarzom pierwszą połowę, ale powodów do dumy nie było – Legia przez 40 minut grała źle, a zryw w końcówce nie może przysłonić całości obrazu gry przed przerwą.
 
Drugą połowę obie drużyny rozpoczęły bez zmian w składach (choć goście już przed przerwą musieli dokonać jednej roszady w związku z kontuzją, której doznał Adam Deja, na boisku pojawił się Adam Danch), z nadziejami na stworzenie lepszego widowiska, i trzeba było przyznać, że rozmowa w szatni pomogła Legii. To właśnie mistrzowie Polski od pierwszych minut dominowali na placu gry, na dłuższy czas zamykając Arkę w jej polu karnym. Także w tym wypadku kluczową postacią w ekipie przyjezdnych był Luka Zarandia, którego przyspieszenie można było wykorzystać przy wyprowadzaniu kontrataków. Pierwsze minuty drugiej części gry stały pod znakiem lepszej gry Legii, ale również... kontrowersyjnych decyzji Pawła Gila, który podejmował decyzje odwrotne do tych, które wydawały się oczywiste.
 
Obie drużyny narzekały na przerywanie gry, kibice przy Łazienkowskiej kwitowały każdą przerwę w grze przeraźliwymi gwizdami. Legia pokazywała dokładnie to samo, co w ligowym meczu w Legnicy. Przed przerwą nie potrafiła osiągnąć znacznej przewagi, ale w drugiej połowie sytuacja wyglądała odmiennie – Arkę stać było na pojedyncze kontrataki, ale musiała skupiać się przede wszystkim na obronie własnej bramki. Legioniści wymieniali mnóstwo podań na połowie zdobywców tegorocznego Superpucharu, jednak nie potrafili zamienić przewagi choćby w strzały w kierunku bramki strzeżonej przez Pavelsa Steinborsa. Najsłabszym ogniwem zdecydowanie był Cafu, który zaliczał niewiarygodne liczby niecelnych podań i strat, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego bardzo udany ostatni występ w Lotto Ekstraklasie.
 
Najbliższy szczęścia niemal równo z upływem 70. minuty gry był Carlitos. Hiszpański napastnik po dośrodkowaniu Sebastiana Szymańskiego spod linii końcowej oddał strzał głową, po którym piłka przeleciała tuż obok słupka bramki Arki. Legia wciąż naciskała, ale bramka gości była jak zaczarowana. Wielka wrzawa na stadionie podniosła się po tym, jak Carlitos padł jak rażony piorunem kilka metrów od linii końcowej w kontakcie z obrońcą, ale po krótkiej konsultacji z sędziami obsługującymi system VAR Paweł Gil dał jasno do zrozumienia, że w tej sytuacji nie ma mowy o jedenastce dla Legii. Warszawianie tym samym pozostają jedynym zespołem w lidze, który wciąż nie miał okazji wykonywać strzału na bramkę ze stałego fragmentu z jedenastu metrów. Choć obie drużyny miały swoje okazje w doliczonym czasie drugiej części spotkanie, to ostatecznie wynik nie zmienił się. Legia zremisowała w Warszawie z Arką, a goście mogą po raz kolejny cieszyć się z przyzwoitego wyniku na stadionie mistrza Polski.
 
Piłkarz meczu: Aleksandar Kolew Atrakcyjność meczu: 4/10

Piotr Bernaciak 







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia