Aktualności
14.09.2018
Damian Zbozień Piasta zna jak nikt inny w Arce
– Półtora roku w Piaście to był bardzo dobry okres dla mnie. Myślę, że większość dobrze mnie wspomina w klubie. Czy kiedyś wrócę do Gliwic? Droga jest otwarta. Nigdy nie mówię nigdy, lecz teraz znakomicie czuję się w Gdyni i moje cele sportowe skupiam właśnie tutaj – mówi Damian Zbozień.
Boczny obrońca ma jednak co wspominać z Gliwic. W Piaście zagrał cały sezon 2012/13 oraz rundę jesienną kolejnego. Dzięki świetnej postawie trafił na swój kontrakt życia w nieistniejącym już rosyjskim Amkarze Perm. – Tam w grę wchodziły dużo większe pieniądze niż w Polsce – przyznaje 29-latek.
Nowa pozycja
Nikt tak jak Zbozień z piłkarzy gdyńskiej Arki nie zna jej najbliższego rywala. Sam do Piasta czuje ogromny sentyment i wiele mu zawdzięcza. To w tej drużynie trener Marcin Brosz odnalazł w Zbozieniu zadatki na bocznego obrońcę.
– Trener Brosz wyciągnął mnie z Bełchatowa, gdzie nie byłem podstawowym zawodnikiem. To był mój pierwszy sezon w ekstraklasie. Wymyślił mi wtedy nową pozycję, na której gram do dzisiaj – wspomina zawodnik Arki.
– Zawsze wzorowałem się na Sergio Ramosie, on też zmieniał pozycje, tyle że w odwrotnym kierunku. Wpatrzony byłem też w Carlesa Puyola. Trener Brosz mówił mi wielokrotnie, że mam za dobrą kondycję jak na stopera. Nieraz roznosiło mnie po meczach, kiedy grałem na środku obrony, bo nie byłem w ogóle zmęczony – śmieje się Zbozień.
Zmiana pozycji nastąpiła nieco przypadkowo.
– Wynikała z kontuzji w naszej drużynie. W dniu jakiegoś meczu prawy obrońca zachorował i z przymusu zostałem przestawiony ze środka defensywy. Ale akurat wtedy zagrałem jeszcze na lewej obronie, a z tego, co pamiętam, Adrian Klepczyński na mojej dzisiejszej, prawej. Miałem asystę, wyglądało to nieźle. Później wylądowałem już na prawej flance, bo dalej brakowało tam zawodnika. Sprawdziłem się. Drużyna mogła skorzystać z mojej wydolności, bo miała zawodnika, który potrafił biegać od jednego do drugiego pola karnego – wspomina Zbozień powody, dla których zaczął grać na innej pozycji.
Żona poznana w Gliwicach dzięki... Legii
W trakcie gry w Piaście obrońca Arki poznał też swoją żonę. – Dobrze się czułem na Śląsku, w Gliwicach też poznałem właśnie Agnieszkę, która stamtąd pochodzi. Na trybunach w meczu z Legią Warszawa. Nie mogłem zagrać, bo byłem wypożyczony do Piasta i miałem klauzulę, która zakazywała mi gry przeciwko stołecznym. Ironia losu, która dała mi największe szczęście w życiu – śmieje się obrońca.
Dlatego też małżonka trzy lata temu, gdy Zbozień zaczynał swoją przygodę w Zagłębiu Lubin, przewidywała powrót męża do Piasta. – Śmieje się, że to tylko kwestia czasu, kiedy znów zagram w Piaście Gliwice – mówił wówczas piłkarz.
– Nawet nie wiem, co teraz o tym myśli, bo dawno nie rozmawialiśmy na temat Piasta. Trzeba by było jej spytać – uśmiecha się Zbozień. – Wtedy pojawiły się nawet konkretne rozmowy z klubem, ale nic z tego nie wyszło. Od tamtego czasu temat nie wrócił już ani razu. Dzisiaj jestem w Arce, mam dłuższy kontrakt, dzięki któremu nie muszę przejmować się zmianą klubu. I skupiam się na grze – zapewnia.
Piast mocny, bo taki miał być
W ubiegłym sezonie gliwiczanie do ostatniej kolejki drżeli o utrzymanie w ekstraklasie. Wielu ekspertów to dziwiło, bo patrząc na kadrę drużyny, można było się spodziewać jej udziału nawet w grupie mistrzowskiej. W obecnych rozgrywkach Piast Waldemara Fornalika pokazuje już siłę odpowiadającą potencjałowi.
– Postawa Piasta w tym sezonie absolutnie mnie nie zaskakuje. Zdziwiła mnie raczej ta z zeszłego sezonu. Bo zespół grał dobrze, ale nie przekładało się to na wyniki. Źle zaczął sezon i to się za nim ciągnęło. Na szczęście w klubie wytrzymano presję, pozostał na stanowisku trener Fornalik i teraz zbierają tego plony – twierdzi Zbozień, który choć w poprzednim starciu Arki z Piastem nie grał, to z wysokości ławki oglądał jej najwyższą w historii ekstraklasy klęskę przed własną publicznością.
– Tak wysokiej porażki się nie spodziewaliśmy. 1:5 to było za dużo. Byliśmy wkurzeni, trener Leszek Ojrzyński też. W mocnych słowach porozmawialiśmy sobie w szatni. Ale nas nie winił, tylko przyjął też tę winę na siebie. Takie mecze niestety czasami się zdarzają, choćby Chorwacja przegrała teraz z Hiszpanią aż 0:6. Szkoda tylko, że ta wysoka porażka miała miejsce na naszym stadionie, bo to bolało tym mocniej – wspomina obrońca.
Słynne 6:3
Najbardziej zwariowane spotkanie przeciwko Piastowi Zbozień rozegrał jeszcze w barwach GKS-u Bełchatów w 2015 roku. Wówczas górą byli gospodarze, którzy wygrali w Gliwicach aż 6:3!
– Bramkę pamiętam do dziś, ale tamto spotkanie kojarzę z nieco innej historii. Po meczu wracałem do domu, do rodziców. Oni witają mnie z uśmiechem, zafascynowani. Byłem tym faktem zdziwiony. Szczęśliwa mama mówi do mnie:
– Supermecz, Damian!
– Ale, mamo, my przegraliśmy 3:6 – uświadamiałem ją.
– Co z tego, ale bramkę strzeliłeś, świetnie!
– Ale, mamo! Przegraliśmy, straciliśmy aż 6 goli, z czego tu się cieszyć?!
Ojciec to samo:
– Mecz jak w Lidze Mistrzów, dziewięć bramek!
– Czy wy rozumiecie, że my to przegraliśmy? – starałem się im to w końcu wytłumaczyć.
To mnie rozbawiło, było rozczulające. Bo piękne jest to, że moi rodzice nie znają się za bardzo na piłce i podchodzą do tego jak zwykli kibice. To pomaga w trudnych momentach. Nie jestem nękany analizami w domu, tylko czuję oderwanie, zupełnie inną rzeczywistość – ze śmiechem wspomina historię Zbozień.
Jeśli zagra, sobotni mecz w Gliwicach (godz. 18) będzie siódmym dla niego na poziomie ekstraklasy starciem przeciwko Piastowi.
Copyright Arka Gdynia |