Aktualności
10.03.2008
Arka Gdynia - Podbeskidzie Bielsko-Biała 3:2 (0:1). Z prochu powstali... (Dziennik Bałtycki)
W meczu drugiej ligi piłki nożnej Arka Gdynia pokonała Podbeskidzie Bielsko-Biała 3:2 (0:1). Bramki: 0:1 Dariusz Kołodziej (7), 0:2 Paweł Żmudziński (50), 1:2 Marcin Wachowicz (69), 2:2 Bartosz Karwan (90), 3:2 Olgierd Moskalewicz (90+4-karny).
Arka Gdynia: Bledzewski - Sokołowski (ż), Weinar (63 min. Przytuła), Szyndowski (ż), Baster, Bazler (60 min. Niciński), Karwan, Łabędzki (46 min. Wachowicz), Ława (ż), Moskalewicz, Chmiest.
Podbeskidzie: Merda (ż) - Gorszkow, Hirsz (ż), Szmatiuk, Mouzie (ż), Kołodziej, Paczkowski, Żmudziński (78 min. Pater), Chrapek (76 min. Zaremba - czerwona), Jarosz, Świerblewski (68 min. Matus).
Na stadionie przy Olimpijskiej byliśmy w sobotni wieczór świadkami widowiska noszącego wszelkie znamiona horroru. Horroru zafundowanego kibicom przez piłkarzy Arki.
Zaczęło się bardzo źle. Od pierwszych minut Podbeskidzie atakowało, stosowało pressing i skutecznie ograniczało poczynania Arki. W 5 min. Bledzewski interweniował w sytuacji sam na sam i wprawdzie pojedynek wygrał, ale wybitą piłkę dopadł Kołodziej i pięknym strzałem z ponad 20 m pokonał bramkarza Arki.
Żółto-niebiescy próbowali konstruować akcje, ale goście skutecznie paraliżowali poczynania Arki. Pierwszą groźna akcję stworzyli w 23 min. Karwan z Moskalewiczem, ale ten ostatni minimalnie chybił. Później na boisku dominowało Podbeskidzie. W 30 min. Bledzewski wygrał kolejny pojedynek sam na sam, a w 36 min. minimalnie niecelnie uderzył Świerblewski.
Po zmianie stron Arka grała... jeszcze gorzej. Niecelne podania, niezdecydowanie w obronie. Efekt przyszedł natychmiast - w 50 min. piłka trafiła między obrońców Arki. Żaden z nich nie potrafił jej wybić z przedpola. W efekcie do piłki dopadł Żmudziński i głową skierował ją do bramki. W 50 min. było 0:2.
Przez kolejne minuty na boisku działo się niewiele. Arka atakowała nieporadnie, a Podbeskidzie panowało nad środkiem pola. Sytuacja zmieniła się w 69 min. Po rogu (piłkę bitą groźnie z wolnego przez Ławę, sparował bramkarz) piłka trafiła prosto do Wachowicza, który zamienił ją na bramkę.
Arka zaczęła coraz dokładniej grać, ale Podbeskidzie groźnie kontrowało, albo grało na czas. W 86 min. czerwoną kartkę zobaczył Zaremba, który na boisku pojawił się w... 76 min. i dostał w kilka minut 2 żółte kartki.
Gdy sędzia doliczył 4 min. Arka jeszcze przegrywała. Ale już minutę później stadion oszalał. Bartosz Karwan przepiękną przerzutką z ok. 16 m strzelił drugą bramkę. Wydawało się, że spotkanie zakończy się remisem.
Tymczasem stało się inaczej. Arkowcy grali w sobotę słabo, niecelnie podawali, byli wolniejsi od rywali. Ale serca do walki im nie brakowało. Atakowali do końca i opłaciło się. W ostatniej akcji meczu obrońca gości zagrał ręką w polu karnym. Sam na sam z bramkarzem gości stanął Olgierd Moskalewicz. Po chwili wszystko było jasne - bramkarz w lewym rogu bramki, a piłka w prawym! 3:2 i sędzia nawet nie wznawiał gry!
Arka zgarnęła premię za ambicję i serce do gry. Bo w sobotni wieczór drużyną piłkarsko lepszą niestety nie była.
ak
Arka Gdynia: Bledzewski - Sokołowski (ż), Weinar (63 min. Przytuła), Szyndowski (ż), Baster, Bazler (60 min. Niciński), Karwan, Łabędzki (46 min. Wachowicz), Ława (ż), Moskalewicz, Chmiest.
Podbeskidzie: Merda (ż) - Gorszkow, Hirsz (ż), Szmatiuk, Mouzie (ż), Kołodziej, Paczkowski, Żmudziński (78 min. Pater), Chrapek (76 min. Zaremba - czerwona), Jarosz, Świerblewski (68 min. Matus).
Na stadionie przy Olimpijskiej byliśmy w sobotni wieczór świadkami widowiska noszącego wszelkie znamiona horroru. Horroru zafundowanego kibicom przez piłkarzy Arki.
Zaczęło się bardzo źle. Od pierwszych minut Podbeskidzie atakowało, stosowało pressing i skutecznie ograniczało poczynania Arki. W 5 min. Bledzewski interweniował w sytuacji sam na sam i wprawdzie pojedynek wygrał, ale wybitą piłkę dopadł Kołodziej i pięknym strzałem z ponad 20 m pokonał bramkarza Arki.
Żółto-niebiescy próbowali konstruować akcje, ale goście skutecznie paraliżowali poczynania Arki. Pierwszą groźna akcję stworzyli w 23 min. Karwan z Moskalewiczem, ale ten ostatni minimalnie chybił. Później na boisku dominowało Podbeskidzie. W 30 min. Bledzewski wygrał kolejny pojedynek sam na sam, a w 36 min. minimalnie niecelnie uderzył Świerblewski.
Po zmianie stron Arka grała... jeszcze gorzej. Niecelne podania, niezdecydowanie w obronie. Efekt przyszedł natychmiast - w 50 min. piłka trafiła między obrońców Arki. Żaden z nich nie potrafił jej wybić z przedpola. W efekcie do piłki dopadł Żmudziński i głową skierował ją do bramki. W 50 min. było 0:2.
Przez kolejne minuty na boisku działo się niewiele. Arka atakowała nieporadnie, a Podbeskidzie panowało nad środkiem pola. Sytuacja zmieniła się w 69 min. Po rogu (piłkę bitą groźnie z wolnego przez Ławę, sparował bramkarz) piłka trafiła prosto do Wachowicza, który zamienił ją na bramkę.
Arka zaczęła coraz dokładniej grać, ale Podbeskidzie groźnie kontrowało, albo grało na czas. W 86 min. czerwoną kartkę zobaczył Zaremba, który na boisku pojawił się w... 76 min. i dostał w kilka minut 2 żółte kartki.
Gdy sędzia doliczył 4 min. Arka jeszcze przegrywała. Ale już minutę później stadion oszalał. Bartosz Karwan przepiękną przerzutką z ok. 16 m strzelił drugą bramkę. Wydawało się, że spotkanie zakończy się remisem.
Tymczasem stało się inaczej. Arkowcy grali w sobotę słabo, niecelnie podawali, byli wolniejsi od rywali. Ale serca do walki im nie brakowało. Atakowali do końca i opłaciło się. W ostatniej akcji meczu obrońca gości zagrał ręką w polu karnym. Sam na sam z bramkarzem gości stanął Olgierd Moskalewicz. Po chwili wszystko było jasne - bramkarz w lewym rogu bramki, a piłka w prawym! 3:2 i sędzia nawet nie wznawiał gry!
Arka zgarnęła premię za ambicję i serce do gry. Bo w sobotni wieczór drużyną piłkarsko lepszą niestety nie była.
ak
Copyright Arka Gdynia |