Aktualności
03.01.2018
Duńczyk, który daje Arce stabilność, chce być jak Paolo Maldini.
Po zakończeniu ubiegłego sezonu kibice z Gdyni z niepokojem spoglądali na defensywę Arki. Od lutego do czerwca straciła ona 38 goli w 20 meczach. To blisko dwa gole na mecz. Stało się jasne, że latem trzeba będzie przede wszystkim załatać dziury obronne. Wstydem niebotycznych rozmiarów byłaby ponowna seria kilkudziesięciu straconych bramek w paru meczach. Stąd nowy już trener Leszek Ojrzyński postawił to sobie za punkt honoru.
– Arkę trzeba najpierw posklejać, a dopiero potem szukać czegoś w ataku. Bo co z tego, że będziemy strzelać, jak i stracimy po kilka goli w meczu – mówił w pierwszych dniach swojej pracy.
Ojrzyński ruszył więc w poszukiwania solidnego defensora. Zastanowił się, kto podczas kilkunastoletniej kariery trenerskiej pomógł mu najbardziej. Padło na Adama Dancha – górala z krwi i kości, który z Górnikiem Zabrze rozstawał się w nieciekawych okolicznościach. Takiego charakteru Ojrzyński potrzebował. Ligę rozpoczął więc nim do pary z Michałem Marcjanikiem. Wiadome jednak było, że sam Danch nie wystarczy. Potrzebny był odwód. Tak do Gdyni trafił nikomu wcześniej nieznany Frederik Helstrup.
11 - tyle goli straciła Arka z Frederikiem Helstrupem w składzie w ostatnich 13 meczach
Skandynawska stabilność
Względnie młody, 24-letni środkowy obrońca, urodził się w Kopenhadze, ale karierę zaczął od zespołu Lyngby BK. Chociaż wcale nie było takie pewne czy zostanie piłkarzem... nożnym.
– Od dziecka grałem w piłkę nożną i ręczną. I to na porównywalnym poziomie. Moi rodzice w przeszłości grali również w szczypiorniaka. W wieku 14 lat postanowiłem jednak skupić się wyłącznie na piłce kopanej. Sprawiała mi ona więcej radości – przyznaje Helstrup.
Przed przyjściem do Arki nigdy nie wyściubił nosa poza Skandynawię. Jego najdłuższa piłkarska podróż sięgnęła co najwyżej sąsiadującej Szwecji. Polski kierunek był więc absolutnym novum.
– Pomyślałem, że Arka może być dla mnie szansą na poznanie nowej ligi, nowego środowiska. Szans na zasmakowanie nowego futbolu. Już wcześniej myślałem o przenosinach poza Skandynawię. Nie żałuję, że padło na Polskę. Czuję, że Gdynia jest dobrym miejscem, aby się rozwinąć, z tym trenerem, w tym klubie – mówił tuż po przyjściu Duńczyk.
Gdy pojawił się nad polskim morzem, ekstraklasa trwała już w najlepsze. Helstrup miał więc za zadanie dopiero wyrobienia sobie pozycji w drużynie Ojrzyńskiego. Zajęło mu to zaledwie trzy tygodnie. Trzeba jednak przyznać, że meczu na debiut ligowy nie miał najlepszego: wyjazdowe spotkanie z Lechem. Gładkie 0:3 mogło więc szybko usadzić Duńczyka tam, skąd do składu trafił – a więc na ławkę rezerwowych bądź trybuny. Szkoleniowiec jednak widział w nim ogromny potencjał i do końca roku pozbawił go występu już tylko w jednym meczu: derbach Trójmiasta z Lechią, ale tylko i wyłącznie dlatego, że chciał mieć jak najbardziej polski skład znających realia krajowych meczów o prym w regionie zawodników.
Helstrup błyskawicznie nawiązał nić porozumienia z partnerami z drużyny, zwłaszcza z Michałem Marcjanikiem, z którym do dzisiaj tworzy bardzo zwarty duet. Obecnie to od nich (lub bramkarza Pavelsa Steinborsa raczej) Ojrzyński ustala skład. Nie ma się temu co dziwić, bowiem i liczby linii obronnej Arki od momentu pojawienia się w składzie Duńczyka, uległy ogromnej poprawie. Po pechowym debiucie ligowym Arka z nim na boisku straciła tylko 11 goli w 13 meczach.
Od zera do Maldiniego?
Jak najczęściej bywa w przypadku zawodników, którzy w Arce radzą sobie dobrze lub bardzo dobrze, powstaje pytanie: jak długo będzie tu jeszcze grał? Sam Helstrup nie ukrywa, że Arka jest dla niego doświadczeniem nowym, ale nie na małżeństwem na stałe.
– Moim marzeniem jest zagranie w którejś z pięciu najlepszych lig europy. Być jak Paolo Maldini. Brzmi abstrakcyjnie, ale trzeba marzyć i wyznaczać sobie najwyższe cele. Chcę też grać w narodowej reprezentacji. Mam nadzieję, że najlepsze lata przede mną, a pobyt w Arce mi w tym pomoże – liczy 24-latek.
– Chociaż nie zaczęło się kolorowo – śmieje się Helstrup i kontynuuje: – Grałem raz wyjazdowy mecz w barwach Lyngby. Miałem 18 lat. To był mecz z Aalborgiem i wygraliśmy 2:0. No, ale zwycięstwo nie wystarczyło lokalnej prasie. Napisała o mnie, że grałem tak słabo, że nie trafiłbym piłką nawet w ogromny tunel.
Piłka to nie wszystko
Przed wyprowadzką do Polski Helstrup w Danii rozpoczął studia prawnicze.
– Przerwałem je z powodu wyjazdu. Jestem jednak zdeterminowany, żeby je ukończyć i w przyszłości chcę zostać prawnikiem. Jest to jedna z opcji, o której myślę. Nigdy nie wiemy, jak długo będziemy grali w piłkę, nie każdy też zostanie trenerem – mówi.
– To niezdrowe koncentrować się tylko na futbolu. Rozsądni ludzie myślą o tym, co będzie. Nie chcę siedzieć z założonymi rękami. Dzięki nauce będę miał furtkę. To moje zabezpieczenie na przyszłość. Lubię się uczyć – uśmiecha się.
Dawid Kowalski
Copyright Arka Gdynia |