Aktualności
23.10.2017
Jeśli wiara czyni cuda, trzeba wierzyć, że się uda.
Była druga połowa meczu. Arka prowadziła już 3:1 i wydawało się, że wszystko zmierza do zwycięstwa. Ale rywal nie gra źle. Prezentuje naprawdę dobry jakościowo futbol. Brakuje mu szczęścia, zwłaszcza w jednej sytuacji.
Świetne dośrodkowanie zamyka jeden z zawodników gości, wydaje się, idealnym strzałem głową. Ale nic z tego. Dolatuje do tego Pavels Steinbors. Moment później arkowcy wybijają piłkę z linii bramkowej, która po chwili ląduje na ich słupku. Kolejne kilka sekund później łotewski bramkarz kolejny raz znakomicie broni. Wszystko na przestrzeni nieco ponad 10 sekund. Sekund grozy, które zmieniły się zapewne w kluczowy moment meczu.
– Wszystko stało się po naszej głupiej stracie. Musieliśmy bronić się wtedy, jak na egzekucji. Ale suma szczęścia, refleksu, kunsztu Pavelsa i odetchnęliśmy. To był bardzo ważny moment – potwierdza Ojrzyński.
Mecz był na tyle dziwny, że skończyć mógł się jeszcze większym zwycięstwem Arki, ale też i wysokim remisem. Wszystko oscylowało na cienkiej granicy.
– Jakbyśmy popatrzyli na to, co działo się, to wynik był zdecydowanie za wysoki – śmieje się trener Arki. – Ale na to nie mam przecież co narzekać. Narzekania na gorsze fragmenty przy takim rezultacie byłyby teraz śmieszne, więc marudził nie będę – dodaje Ojrzyński.
Arka zaprezentowała charakter i jakość, Jagiellonia jednak nie odstawała pod tym względem. Gospodarze jednak styl zapożyczyli od beniaminka z Zabrza i skazani byli przez to na sukces.
– Najszybsze przejście od obrony do ataku i stałe fragmenty gry – to jest Górnik Zabrze. I tak zagrała w tym meczu Arka – podsumowuje szkoleniowiec.
Dawid Kowalski
Copyright Arka Gdynia |