Aktualności
14.08.2017
Debiutant przechytrzył idola.
Gdy pod koniec ubiegłego sezonu Górnik Zabrze oddalał się od awansu do ekstraklasy, a działacze rozwiązali umowę z Adamem Danchem, na Śląsku pojawiła się plotka, że doświadczony obrońca miał za granicą obstawiać mecze.
– Kibice sądzili, że robiła to moja żona. Że jeździła na Słowację czy tam na Słowenię. Ona się śmiała na początku. Że to jak jakieś „Trudne Sprawy” – opowiadał zawodnik. Danch pożegnał się z Górnikiem, a później, żeby się oczyścić, zgodził się na badanie wykrywaczem kłamstw.
– Szkoda, że tak wyszło, dotknęło mnie to. Dużo czasu tu spędziłem, a skończyłem podpięty pod wariograf – dodawał. W niedzielę znów musiał coś udowodnić zabrzańskim kibicom. Tym razem jako piłkarz Arki chciał pokazać, że nie zapomniał, jak się gra w piłkę. Dyrygowana przez niego obrona gości prawie do końca meczu wystrzegała się błędów.
Ostatni mecz w życiu
W 55. minucie meczu doszło do dramatycznego zdarzenia. Michał Koj, który występował do niedawna w specjalnej masce, zderzył się głowami z Tadeuszem Sochą. Obaj bezwładnie padli na murawę, a dookoła nich zaroiło się od przerażonych kolegów.
– Trener Ojrzyński jest mistrzem motywacji. Krzyczy na nas, żebyśmy nie bali się nikogo, bo nie ma w Polsce drużyny, której nie da się pokonać. Powtarza też czasami, że mamy zagrać tak, jakby to miał być ostatni mecz w naszym życiu. Inspirują mnie te słowa – mówił obrońca Arki przed meczem z Górnikiem. Gdy nieprzytomnego Sochę umieszczano w karetce, niektórzy bali się nawet o to, że słowa szkoleniowca mogą stać się ponurą przepowiednią. Na szczęście kilkadziesiąt minut później okazało się, że z zawodnikiem jest lepiej. "Tadeusz Socha jest przytomny. Trzymaj się chłopaku" – napisał na Twitterze prezes PZPN Zbigniew Boniek, a jego słowa znalazły później potwierdzenie na oficjalnym koncie Arki.
Socha to piłkarz nietypowy. Przeciwko Śląskowi rozgrywał swój 135. mecz w ekstraklasie, ale przez cały ten czas nie strzelił ani jednego gola. Takiego bilansu nie ma żaden inny zawodnik naszej ligi. Po tym, jak odwieziono go do szpitala, Arka dalej była drużyną lepszą, ale znakomitej okazji nie wykorzystał Patryk Kun. Zawodnik, który jest jednym z największych odkryć tego sezonu, fatalnie przestrzelił w sytuacji sam na sam. Być może miał wciąż w głowie to, co stało się z jego kolegą z drużyny.
Zimną krew zachował za to w 84. minucie Ruben Jurado. Hiszpan świetnie przyjął piłkę i precyzyjnym strzałem pokonał bramkarza Górnika. Arka prowadziła 1:0, choć mogła sporo wyżej. Już w pierwszej połowie stworzyła sobie dwie dobre okazje, a jednej z nich nie wykorzystał Grzegorz Piesio. Były pomocnik Górnika Łęczna dostał świetne podanie od Jurado, ale nie trafił w bramkę.
Danch miał charakter
Goście z prowadzenia cieszyli się jednak minutę. Rafał Wolsztyński w ubiegłym sezonie mógł mówić o pechu. Górnik występował w I lidze, ale on prawie nie grał, bo w sparingu z czeską Karviną zerwał więzadła.
– Coś mi lekko strzeliło w nodze. Następnego dnia nie mogłem już nią ruszyć. Później usłyszałem diagnozę. Strasznie to przeżywałem. Do tego stopnia, że dziś pamiętam dokładnie, ile trwało leczenie. Pięć miesięcy i 20 dni. Cierpiałem, ale nie mogłem nic zrobić. Trochę pomagało mi to, że coraz lepiej na boisku radził sobie brat – opowiadał bliźniak Łukasza, który w tym sezonie ma miejsce w pierwszym składzie Górnika i spisuje się świetnie. W niedzielę to jednak Rafał uszczęśliwił kibiców w Zabrzu. 15 minut – teraz taką liczbę może mieć w głowie. W 70. minucie wszedł na boisko, debiutując w ekstraklasie, a w 85. strzelił wyrównując gola. Udało mu się przechytrzyć obronę Arki, którą dowodził jeden z jego największych idoli.
– Nigdy nie inspirowałem się specjalnie najlepszymi zawodnikami świata. Od małego jestem wielkim fanem Górnika, a od 2006 roku chodziłem na mecze. Zaczęło się od spotkania z Legią, które Górnik przegrał 0:1 po golu Piotra Włodarczyka. Dla mnie wzorcem był zawsze Danch. Podziwiałem go za charakter, za to, jak dowodzi drużyną. Robiło na mnie wrażenie to, że jest chłopakiem stąd i starał się to podkreślać na każdym kroku. Nie wierzę w te wszystkie plotki na jego temat. Ktoś mu to udowodnił? Nie.
Uważam, że został niesprawiedliwie potraktowany i szkoda, że już go nie ma z nami – opowiadał Wolsztyński, który już w meczu w Gdańsku z Lechią (1:1) znalazł się na ławce rezerwowych. Później strzelił dla Górnika dwa gole w wyjazdowym meczu 1/16 finału Pucharu Polski z Sokołem Ostróda (3:1), a w niedzielę pokonał bramkarza Arki. Niewykluczone, że w kolejnym meczu trener Marcin Brosz wystawi w pierwszym składzie obu bliźniaków. Argumentów ku temu ma coraz więcej.
Górnik Zabrze - Arka Gdynia 1:1 (0:0)
Bramki: 0:1 Ruben Jurado (84), 1:1 Rafał Wolsztyński (85-głową).
Żółta kartka - Górnik Zabrze: Igor Angulo. Arka Gdynia: Tadeusz Socha, Marcin Warcholak, Dawid Sołdecki.
Sędzia: Paweł Gil (Lublin). Widzów 22˙708.
Górnik Zabrze: Tomasz Loska - Adam Wolniewicz, Mateusz Wieteska, Dani Suarez, Michał Koj (62. Ołeksandr Szeweluchin) - Damian Kądzior, Maciej Ambrosiewicz (89. Szymon Matuszek), Szymon Żurkowski, Rafał Kurzawa (70. Rafał Wolsztyński) - Igor Angulo, Łukasz Wolsztyński.
Arka Gdynia: Pavels Steinbors - Tadeusz Socha (61. Damian Zbozień), Michał Marcjanik, Adam Danch, Marcin Warcholak - Patryk Kun, Dawid Sołdecki (90+5. Antoni Łukasiewicz), Mateusz Szwoch, Adam Marciniak, Grzegorz Piesio (80. Filip Jazvic) - Ruben Jurado.
Jakub Radomski
Copyright Arka Gdynia |