Aktualności
04.05.2017
Lech nacierał na nas jak Joshua na Kliczkę.
"Dawid pokonał Goliata", "Arka lepsza od Lecha, który już przed meczem był zwycięzcą", to tylko niektóre komentarze, jakie zalewały media po wtorkowym zwycięstwie żółto-niebieskich w rozgrywkach Pucharu Polski. - Nikt na nas nie stawiał, nikt na nas nie liczył i to jest właśnie piłka nożna: można nie być faworytem, można być kopciuszkiem i zdobyć Puchar Polski - mówił po spotkaniu z łzami w oczach do mikrofonu Radia Gdańsk pomocnik Arki Adam Marciniak.
- Nie wiem, co nam pomogło. Chyba niesamowita wola walki, bo bardzo tego chcieliśmy. Ta energia, która była przed dogrywką w kole, mimo że już naprawdę nie mieliśmy sił. Widać było, że każdy w to wierzy i udało się - kontynuował. - Popłynęły łzy, były śpiewy i wzruszenie. Coś niesamowitego!
250 MECZÓW I OPASKA KAPITANA W PREZENCIE
Jednym z zawodników, którzy wierzyli w sukces najbardziej, był wieloletni kapitan Arki, Krzysztof Sobieraj. - Nikt nikomu nie ma prawa odbierać marzeń przed spotkaniem - mówił zaraz po meczu, powtarzając tezę, której wierny był na długo przed nim.
- Przetrwaliśmy kryzys, Lech nacierał na nas jak Joshua na Kliczkę, ale wstaliśmy z kolan i to my zadaliśmy dwa decydujące ciosy. Myślę, że to szczęście nie dotarło jeszcze do naszych głów, do kibiców również. Po tylu latach wracają do nas europejskie puchary! - mówił z niedowierzaniem. - Zrobiliśmy wielką rzecz dla Gdyni, Puchar powraca do nas po 38 latach. Na tę chwilę nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie nic piękniejszego - kontynuował.
Byłemu kapitanowi równie ciężko było uwierzyć w gest kolegów, którzy w tym arcyważnym meczu postanowili ponownie przekazać mu opaskę kapitana, honorując jego osobiste święto: 250 meczów w barwach Arki.
- Koledzy zaskoczyli mnie dzień przed meczem. Powiedzieli, że jest to mój jubileusz. Okrągła liczba spotkań wypadała akurat tutaj. Byłem z tego powodu niezmiernie szczęśliwy i dumny, że będę mógł poprowadzić drużynę na Stadionie Narodowym - przyznał ze wzruszeniem.
"NIE GRA SIĘ DLA MEDALI, TYLKO DLA TYCH PIĘKNYCH CHWIL"
Niesamowicie szczęśliwy z powodu przebiegu meczu był trener Leszek Ojrzyński, który po trzech spotkaniach w Ekstraklasie na Stadionie Narodowym odnotował z Arką swoje pierwsze zwycięstwo.
- W momencie końcowego gwizdka odczuliśmy ogromną ulgę. Pierwszy gol dał nam poczucie wiary oraz tego, że byliśmy bliżej końcowego sukcesu. Druga bramka dała nam jej jeszcze więcej, ale wynik 2:0 potrafi być najbardziej wredny. Trzeba było go dopilnować i być jeszcze bardziej skoncentrowanym, bo do końca pozostawało jeszcze 8 minut, gdy straciliśmy bramkę. Całe szczęście nic ona Lechowi nie dała - analizował trener.
I potwierdził: swój złoty medal, tak jak obiecał, odda zwolnionemu w kwietniu ze stanowiska trenera Arki Grzegorzowi Nicińskiemu.
- Nie jestem z takich, którzy się rozmyślają, u mnie słowo jest droższe od pieniędzy - mówił stanowczo. - Tak powiedziałem i jestem w 150 procentach przekonany, że robię dobrze, jest to zgodne z moim sumieniem. Nie gra się dla medali, dla pucharów, tylko dla tych pięknych chwil, które trwają właśnie teraz. To one zostają w sercu i w głowie. A medal jest do tego fajnym dodatkiem - komentował z uśmiechem.
Kiedy nastąpi przekazanie złotego krążka? - Po powrocie zadzwonię do trenera Nicińskiego i umówię się z nim. Wolałbym zrobić to dyskretnie, bez szumu wokół. Myślę, że on podobnie. Ale to już od niego zależy!
PODWÓJNE ZWYCIĘSTWO Z DOMIESZKĄ NIEDOSYTU
Wtorkowy finał miał słodko-gorzki smak dla wypożyczonego do Arki z Lecha Poznań Dariusza Formelli. Z jednej strony już od półfinału wiedział, że bez względu na wynik, on jest już zwycięzcą. Z drugiej zaś, w finale nie mógł pomóc ani jednej, ani drugiej ze swoich drużyn. Po meczu na jego szyi zawisł złoty medal zdobyty z Arką Gdynia.
- Jestem zawodnikiem Arki i bez względu na przebieg sytuacji, przeżywałbym te same emocje, co koledzy z Arki. Gdybyśmy przegrali, to balu by nie było. A tak jest! - mówił uśmiechnięty.
Mimo to, oglądać kolegów na murawie Stadionu Narodowego z ławki rezerwowych nie było łatwo. - Decyzję tę znałem już od około 4-5 miesięcy, myślałem więc, że jakoś to będzie. Ale dzisiaj, wchodząc na stadion, na którym byli już kibice i cała otoczka, było mi ciężko. Byłem troszeczkę rozczarowany, ale emocje w dogrywce były przepotężne i wynagrodziły mi brak udziału w tym meczu - przyznał.
KRÓL STEINBORS I
Absolutnym bohaterem meczu został bramkarz żółto-niebieskich Pavels Steinbors. Zmiennik kontuzjowanego Konrada Jałochy zaskoczył wszystkich.
- Bronił fenomenalnie. Gdyby stał w bramce następne cztery godziny, nie wiadomo, czy Lech strzeliłby mu kolejną bramkę. Zagrał chyba mecz życia, duża jest jego zasługa w zdobyciu tego pucharu - kontynuował Formella.
- Najważniejsze, że wygraliśmy. Walczyliśmy wszyscy i wszyscy wierzyliśmy, że puchar będzie nasz. I tak się składa, że jest nasz! - powiedział krótko sam zainteresowany. Zawsze skromny Łotysz, którego ominęła duża część celebracji w szatni ze względu na kontrolę antydopingową, nawet w dniu tak ogromnego sukcesu wolał pozostać w cieniu.
PIERWSZA WIZYTA NA NARODOWYM
Radości nie ukrywał zdobywca pierwszej bramki dla żółto-niebieskich, Rafał Siemaszko. Napastnik, na którego przed meczem liczyła większość kibiców, nie zawiódł i zrobił w Warszawie to samo, co robi zazwyczaj w Gdyni.
- Na Stadionie Narodowym byłem pierwszy raz. Teraz, kiedy będę oglądał mecze kadry narodowej, i gdy zobaczę to pole karne oraz miejsce, z którego strzeliłem gola, na pewno uśmiech pojawi się na mojej twarzy - mówił po meczu. - Mam nadzieję, że ktoś mi go nagrał! - dodał ze śmiechem.
Po raz pierwszy na stadionie w Warszawie zawitał także sprowadzony do Arki zimą Luka Zarandia. Gruzin, dla którego do tej pory rzadko znajdowało się miejsce na boisku, wykorzystał swoją szansę gry w finale najlepiej, jak mógł: zdobył drugą bramkę i zapewnił Arce puchar przed serią rzutów karnych.
- Chcę podziękować Grzegorzowi Nicińskiemu, który jako pierwszy dał mi szansę, oraz obecnemu trenerowi za wiarę we mnie - mówił po meczu. - Przybyłem, zobaczyłem i zwyciężyłem. Puchar Polski jest mój, jest nasz! - zakończył.
Anita Kobylińska
Copyright Arka Gdynia |