Aktualności
17.04.2017
Trenerzy po meczu Lechia - Arka.
Pierwszy mecz pod wodzą nowego trenera nie przyniósł niestety Arce zdobyczy punktowej. Jak podkreślił na konferencji prasowej trener Leszek Ojrzyński, Arka stoczyła wyrównany mecz z faworyzowanym rywalem, pokazała ambicję przy niekorzystnym wyniku i jeśli będzie tak walczyć w kolejnych meczach, to powinna zacząć punktować.
Leszek Ojrzyński (Arka):
- Początek był bardzo dobry. Mieliśmy swoje sytuacje, mieliśmy stałe fragmenty gry. Wiedzieliśmy, że mamy zawodników, którzy bardzo dobrze wznawiają grę z autu. Była też poprzeczka, gdyby piłka leciała troszkę niżej to może byłaby bramka. Graliśmy po to, aby wygrać. Zamysł był taki, żeby się bronić i wyprowadzać kontry. Co prawda w pierwszej połowie przegrywaliśmy 1:0, ale mieliśmy kolejną dobrą sytuację, gdy Kuciak obronił strzał Formelli. Można tu było doprowadzić do remisu.
W drugiej połowie mieliśmy wyjść wyżej, z tym były problemy. Drużyna Lechii była bardzo dobrze zorganizowana. Mają bardzo dobrych piłkarzy, stwarzali oni przewagę, a my gubiliśmy się przy pressingu. Później nasz błąd przy wyprowadzeniu piłki. Sławomir Peszko napędził akcję i później po rykoszecie piłka wpadła przy krótkim rogu do siatki. Zrobiły się dwie bramki przewagi rywali, ale drużyna bardzo dobrze zareagowała i walczyła.
Bramka na 1:2, którą zdobyliśmy, nam pomogła. Przypieczętowaliśmy naszą lepszą grę w końcówce. W końcówce widzieliśmy, że Lechia kradła minuty, bardzo wolno robili zmiany, gra była pod faul, chłopcy od podawania piłek też gdzieś zniknęli i nie można było szybko wznowić gry. Arka cisnęła, brakowało może klarownych sytuacji, ale piłka była w polu karnym Lechii. Mogliśmy być bardziej pazerni, mieliśmy sytuację na strzał, ale szukaliśmy jeszcze rozegrania.
Przegraliśmy mecz derbowy. Nie podłamiemy się, gramy dalej. Takie jest życie, że nie wszystko jest takie, jak sobie zakładamy. Scenariusz miał być inny, staraliśmy się doprowadzić do remisu, ale nie udało się zdobyć 1 pkt. Mamy następne spotkania i będziemy do końca walczyć o utrzymanie.
Charakter był, byłbym bardzo zadowolony, gdyby wynik był lepszy. Na pewno nie zganiłem chłopaków za ten mecz. Powiedziałem im: głowa do góry. Nie udało nam się, gramy dalej. Dojdą jeszcze umiejętności techniczno-taktycznie, bo tak naprawdę miałem sześć dni, żeby przebywać w drużyną. Nie mogliśmy sobie pozwolić na mocniejsze treningi, nie chcieliśmy też robić zbyt wielu zmian.
Jeśli chodzi o Michała Marcjanika to zawsze będę go wspierał. Popełniliśmy błąd, ale też potem był niefart, bo po jego nodze piłka wpadła do bramki. Trzeba być twardym, o tych błędach zapomnieć. Będziemy rozmawiać, na pewno go nie skreślam, bo trzeba sobie pomagać. Ja też popełniam błędy, inni chłopcy też. Dziś padło na niego, tak się ułożyło, że w konsekwencji tego błędu padła bramka na 0:2.
Rafał Siemaszko zostawił dużo zdrowia na boisku, harował w defensywie. Dużo pracy nas czeka przy organizacji pressingu, popełnialiśmy przy tym błędy. Podjęliśmy decyzję, że wchodzą inni zawodnicy. Miało to nieco inaczej wyglądać, ale gdy szykowaliśmy zmianę, dostaliśmy druga bramkę. Zrobiliśmy dwie zmiany. Rafał zszedł, za niego wszedł Barisić i walczył o bramki.
Teraz możemy żałować niewykorzystanych sytuacji w pierwszej połowie. Oglądalibyśmy ciekawsze spotkanie, bo Lechia byłaby pod większą presją, gdybyśmy prowadzili 1:0 lub wyrównali na 1:1. Potoczyło się inaczej. Jutro mamy analizę tego spotkania i myślimy potem o kolejnym przeciwniku.
Piotr Nowak (Lechia):
- Pierwsze minuty tego spotkania były stresujące dla obu drużyn, brakowało płynności w grze. Dopiero w 15-16 min. złapaliśmy swój rytm. Bramka dla nas była konsekwencją tego, że zaczęliśmy grać w piłkę. Zaczęliśmy robić to, co ustaliliśmy na odprawie i to zdawało egzamin. Niepotrzebnie straciliśmy bramkę. Nie widziałem dokładnie tej sytuacji, więc trudno mi oceniać decyzję sędziego o rzucie wolnym. Trochę nerwowości pod koniec, ale zdobywamy bardzo ważne punkty dla zespołu i kibiców. Jesteśmy blisko, ale jeszcze trochę nam brakuje.
Nie do końca było tak, że po straconej bramce staraliśmy się tylko ten wynik utrzymać. Musieliśmy uważać na wrzuty z autu i stałe fragmenty. Ta nerwowość była niepotrzebna. Myślę, że jesteśmy lepszym zespołem niż pokazaliśmy to w tych 20 minutach po straconej bramce. Ta sytuacja, którą miał Marco, powinna zakończyć się trzecim golem. Wtedy ten mecz wyglądałby inaczej w końcówce. Skończyło się happy-endem.
BILETY NA MECZ Z WISŁĄ PŁOCK!
Copyright Arka Gdynia |