Piłkarze Arki przed środowym meczem trenowali w Gdyni w poniedziałek, potrenują dzisiaj, a po zajęciach wyjadą na jeden dzień do nadmorskiego ośrodka, aby się wyciszyć i w skupieniu przygotować do derbowej potyczki. Takie wyjazdy to zresztą w Arce norma przed każdym meczem.
Sztab trenerski Arki, chociaż bez bezpośredniego udziału Wojciecha Stawowego, zbierał ostatnio informacje o grze biało-zielonych. Podobnie miało być też w miniona niedzielę, kiedy Lechia grała na własnym boisku z GKS Katowice. Wizyta dwuosobowej ekipy Arki była podobno uzgodniona na szczeblu dyrektorów klubu. Duże było jednak zdziwienie przedstawicieli Arki kiedy podjechali pod bramę stadionu przy ul. Traugutta, aby dowiedzieć się , że nie ma ich na liście osób - listę posiadał ochroniarz - przewidzianych do wpuszczenia. Panowie usłyszeli więc - do widzenia i wrócili jak niepyszni.
- W cywilizowanym świecie, także w polskiej lidze, wpuszcza się i pozwala oglądać, filmować grę rywali. To taki standard we wzajemnych stosunkach klubowych, zwykły przejaw dobrych obyczajów. Widocznie jednak nie w Lechii - usłyszałem wczoraj od przedstawiciela gdyńskiego klubu.
W derbowych meczach w Trójmieście grało dotychczas trzech obecnych zawodników Arki. To oczywiście Dariusz Ulanowski, Grzegorz Niciński i Andrzej Bledzewski. Dwaj pierwsi mogą wspominać potyczki Arka - Lechia, a "Bledza" jako bramkarz Bałtyku Gdynia przyznaje się do derbowej rywalizacji z Arką i Lechią. Zresztą odnoszę wrażenie, że wśród zawodników jutrzejszy mecz skrajnych emocji nie wywołuje. Owszem jest inny, może adrenaliny będzie więcej, ale - jak usłyszałem - za derbowe zwycięstwo przyznaje się takie same trzy punkty jak za sukces nad każdym innym rywalem.

(jaw)