Aktualności
11.05.2016
Awans stał się faktem!
Choć wszystko swoimi katastrofalnymi wręcz błędami próbował zepsuć sędzia, to Arka jednak pokazała charakter i w meczu, w którym nie szło, wywalczyła upragniony i potrzebny do awansu punkt, remisując 1:1 (0:0) z Drutex-Bytovią Bytów. Bohaterem żółto-niebieskich został Mateusz Szwoch i jego złote dotknięcie! Arka Gdynia w ekstraklasie!
Awans wreszcie stał się faktem!
Po pięciu latach nieobecności w najwyższej klasie rozgrywkowej, Arka Gdynia wraca w progi ekstraklasy. Gdynianie upragniony sukces zapewnili sobie już w 30. kolejce ligowej. Ostatni raz w Gdyni świętowano w 2008 roku, kiedy to na trzy lata arkowcy wrócili do elity. Wcześniej był jeszcze słynny awans w 2005 roku, który zawodnicy zapewnili klubowi po 23 latach rozłąki z ekstraklasą.
Co łączy te trzy daty? Oczywiście osoba kapitana Arki Krzysztofa Sobieraja, który jako jedyny piłkarz żółto-niebieskich pamięta każdy z tych awansów. Imponujące.
Sukces rodził się w ogromnych bólach
Brak zawieszonego za żółte kartki środkowego obrońcy Michała Marcjanika, przy jednoczesnej kontuzji innego stopera Krzysztofa Sobieraja, zmusiły trenera Arki Grzegorza Nicińskiego do wycofania ze środka pola do defensywy Antoniego Łukasiewicza. To pierwszy taki eksperyment w tym sezonie. Miejsce weterana zajął duet Yannick Sambea - Michał Nalepa. Poza tym, bez zmian - awans do ekstraklasy miał Arce wywalczyć żelazny i sprawdzony skład.
Początki były trudne. Bytovia postawiła Arce ciężkie warunki i widać było, że możliwość świętowania awansu już po tym meczu nie przyjdzie ot tak. Postawienie kropki nad "i" wymagało od żółto-niebieskich zostawienia na murawie mnóstwa zdrowia.
W oczy rzucały się szczególnie braki w środkowej strefie boiska po stronie żółto-niebieskich. Wyraźnie brakowało w tym sektorze doświadczonego Łukasiewicza, który nawet w słabszym meczu Arki potrafił zaprowadzić spokój w tym rejonie boiska. To skończyło się tragicznie. Goście zdobyli gola, więc by cieszyć się z końcowego sukcesu, trzeba było wyrównać.
Arka została prawie okradziona z punktów i fety, ale pokazała ogromny charakter
Podrażnieni utratą gola żółto-niebiescy zaczęli walczyć na boisku za dwóch. Ciężko jednak walczyć o korzystny rezultat, kiedy główny dowodzący, arbiter Marcin Szczerbowicz z Olsztyna robi wszystko, by gdynianie gola nie zdobyli. Michał Nalepa minął kilku rywali i bardziej ewidentnie w polu karnym nie mógł być faulowany. Sędzia zadecydował jednak... upomniał pomocnika Arki.
- Ewidentny rzut karny. Nie chcę więcej mówić, żeby się nie narażać - mówił od razu po zejściu z boiska Nalepa.
Kabaretu był jednak ciąg dalszy. Przy dośrodkowaniu parenaście minut później Tadeusza Sochy, rzutem kung-fu zablokował jeden z graczy gości. Dziw bierze, że sędzia dalej do kieszonki nie sięgnął. Wciąż mało? Kolejne dośrodkowanie z prawej strony wyraźnie ręką w polu karnym zatrzymał gracz gości. Rzut karny? Nic z tych rzeczy. Pan Szczerbowicz potwierdził, jak daleki w tym meczu był od choćby poprawnego gwizdania.
Wszystko było dzisiaj przeciwko żółto-niebieskim, ale nic nie było w stanie zepsuć planów Arki. Ostatecznie ogromny charakter arkowców zaprocentował golem Mateusza Szwocha, po idealnej centrze Marcusa da Silvy. Gol na miarę ekstraklasy. Złote dotknięcie. Cała Gdynia w euforii!
Awans wreszcie stał się faktem!
Po pięciu latach nieobecności w najwyższej klasie rozgrywkowej, Arka Gdynia wraca w progi ekstraklasy. Gdynianie upragniony sukces zapewnili sobie już w 30. kolejce ligowej. Ostatni raz w Gdyni świętowano w 2008 roku, kiedy to na trzy lata arkowcy wrócili do elity. Wcześniej był jeszcze słynny awans w 2005 roku, który zawodnicy zapewnili klubowi po 23 latach rozłąki z ekstraklasą.
Co łączy te trzy daty? Oczywiście osoba kapitana Arki Krzysztofa Sobieraja, który jako jedyny piłkarz żółto-niebieskich pamięta każdy z tych awansów. Imponujące.
Sukces rodził się w ogromnych bólach
Brak zawieszonego za żółte kartki środkowego obrońcy Michała Marcjanika, przy jednoczesnej kontuzji innego stopera Krzysztofa Sobieraja, zmusiły trenera Arki Grzegorza Nicińskiego do wycofania ze środka pola do defensywy Antoniego Łukasiewicza. To pierwszy taki eksperyment w tym sezonie. Miejsce weterana zajął duet Yannick Sambea - Michał Nalepa. Poza tym, bez zmian - awans do ekstraklasy miał Arce wywalczyć żelazny i sprawdzony skład.
Początki były trudne. Bytovia postawiła Arce ciężkie warunki i widać było, że możliwość świętowania awansu już po tym meczu nie przyjdzie ot tak. Postawienie kropki nad "i" wymagało od żółto-niebieskich zostawienia na murawie mnóstwa zdrowia.
W oczy rzucały się szczególnie braki w środkowej strefie boiska po stronie żółto-niebieskich. Wyraźnie brakowało w tym sektorze doświadczonego Łukasiewicza, który nawet w słabszym meczu Arki potrafił zaprowadzić spokój w tym rejonie boiska. To skończyło się tragicznie. Goście zdobyli gola, więc by cieszyć się z końcowego sukcesu, trzeba było wyrównać.
Arka została prawie okradziona z punktów i fety, ale pokazała ogromny charakter
Podrażnieni utratą gola żółto-niebiescy zaczęli walczyć na boisku za dwóch. Ciężko jednak walczyć o korzystny rezultat, kiedy główny dowodzący, arbiter Marcin Szczerbowicz z Olsztyna robi wszystko, by gdynianie gola nie zdobyli. Michał Nalepa minął kilku rywali i bardziej ewidentnie w polu karnym nie mógł być faulowany. Sędzia zadecydował jednak... upomniał pomocnika Arki.
- Ewidentny rzut karny. Nie chcę więcej mówić, żeby się nie narażać - mówił od razu po zejściu z boiska Nalepa.
Kabaretu był jednak ciąg dalszy. Przy dośrodkowaniu parenaście minut później Tadeusza Sochy, rzutem kung-fu zablokował jeden z graczy gości. Dziw bierze, że sędzia dalej do kieszonki nie sięgnął. Wciąż mało? Kolejne dośrodkowanie z prawej strony wyraźnie ręką w polu karnym zatrzymał gracz gości. Rzut karny? Nic z tych rzeczy. Pan Szczerbowicz potwierdził, jak daleki w tym meczu był od choćby poprawnego gwizdania.
Wszystko było dzisiaj przeciwko żółto-niebieskim, ale nic nie było w stanie zepsuć planów Arki. Ostatecznie ogromny charakter arkowców zaprocentował golem Mateusza Szwocha, po idealnej centrze Marcusa da Silvy. Gol na miarę ekstraklasy. Złote dotknięcie. Cała Gdynia w euforii!
Dawid Kowalski
Copyright Arka Gdynia |