Aktualności
26.02.2016
Gaston Sangoy. Papiery ma na gwiazdę ligi.
Wiadomość o zatrudnieniu napastnika z nazwiskiem gruchnęła w czwartkowy wieczór. Wywołała w mediach społecznościowych niemałe zdziwienie, że piłkarz z takim CV zagra... jedynie w polskiej I lidze. Bo Gaston Sangoy wiosną będzie występował w Arce Gdynia.
Dla Arki to prawdziwa bomba transferowa. Klub długo poszukiwał napastnika, aż w końcu w Gdyni pojawił się Gaston Sangoy, człowiek legenda cypryjskiego Apollonu Limassol.
- Czy legenda? Tego nie wiem. Czułem się tam bardzo dobrze, Cypr traktowałem jak drugi dom. Wiele udało mi się tam osiągnąć. Przede wszystkim zagraliśmy w europejskich pucharach. Na pewno też kibice bardzo mnie lubili i wspierali. Są tak samo szaleni jak ci w Argentynie. Zresztą, to samo słyszałem o kibicach Arki. Chcę dać tutaj sto procent siebie - mówi w rozmowie z Trojmiasto.sport.pl argentyński napastnik.
Wie, gdzie trafił
Wydawać by się mogło, że piłkarz o takim nazwisku kompletnie nie ma pojęcia o polskiej piłce, a tym bardziej o tej na zapleczu ekstraklasy. Sangoy przejście do Arki nie uznaje jednak za przypadkowe, lecz za przemyślany ruch, który ma pomóc mu w przyszłości.
- Czasem jest tak, że dzieją się rzeczy, na które za bardzo nie mamy wpływu. W Katarze był to limit obcokrajowców. Kiedy wiedziałem, że jestem na wylocie, wróciłem do Argentyny i starałem się znaleźć nowy klub. To było jednak trudne, bo sezon tam dobiegał właśnie końca. Potem pojawił się kontakt z Arki. Okazało się, że potrzebują środkowego napastnika. Dowiedziałem się więc kilku rzeczy o drużynie, zobaczyłem w jakim miejscu się znajduje i jakie ma aspiracje. Uznałem to za szansę. Dla siebie i zespołu, któremu mógłbym pomóc - twierdzi 31-latek.
Choć ostatnio Sangoy nie grał blisko pięć miesięcy, to - jak sam twierdzi - jest świetnie przygotowany do grania.
- Fizycznie czuję się bardzo dobrze. Nie grałem w zasadzie tylko od października ubiegłego roku. Wróciłem wtedy do Argentyny, ale tam też nie leżałem na kanapie. Miałem trenera personalnego, z którym wykonywałem zarówno ćwiczenia kondycyjne, wzmacniające, jak i czysto piłkarskie. Starałem się utrzymać formę - mówi argentyński napastnik.
Pierwszy trening z zespołem zaliczył w piątek rano i... już do siatki kilkukrotnie trafił. Z boku zdało się słyszeć: "Jak to wypali...". I faktycznie, jeśli Sangoy w Arce zaprezentuje futbol, który najlepiej grać potrafi, może w krótkim czasie stać się gwiazdą na zapleczu najwyższego szczebla piłkarskiego w Polsce. Kontrakt ma jednak tylko do czerwca i jego przedłużenie zależy przede wszystkim od sukcesu drużyny. Jego dyspozycji rzecz jasna też.
- Pozwólcie mi zagrać pierwszy mecz! (śmiech). Spotkanie po spotkaniu i zobaczymy, co będzie w tej najbliższej przyszłości. Na pewno jednak awans Arki będzie dla mnie kuszącą opcją do pozostania tutaj - dodaje nowy nabytek gdynian.
W stolicy Polski dał się we znaki
Sangoy znany jest pewnie kibicom Legii Warszawa. Dwukrotnie "ukłuł" stołeczny klub. Za pierwszym razem, w październiku 2013 r., przy Łazienkowskiej strzelił jedynego gola w meczu Legii z Apollonem Limassol w ramach grupowych rozgrywek Ligi Europy. Dwa miesiące później w rewanżu za przepychankę z Bartoszem Bereszyńskim razem z Polakiem wyleciał z boiska.
Jak się okazało, to była ta kartka, przez która Legia odpadła z walki o Ligę Mistrzów w dwumeczu z Celtikiem Glasgow. Właśnie po incydencie z Argentyńczykiem, obrońca Legii przez ciągle trwające zawieszenie powinien mecz ze Szkotami oglądać z trybun.
- Nigdy nie grałem w polskiej drużynie. Przeciwko jednej z nich owszem i nawet udało się wtedy strzelić gola. Pomyślałem więc: "Dlaczego nie Arka? To jest futbol, tu wszystko się zmienia" - zakończył Sangoy.
Dawid Kowalski
Copyright Arka Gdynia |