Aktualności
05.11.2015
Razem prowadzili Arkę, w piątek grają przeciw sobie.
10 meczów na początku poprzedniego sezon Arka rozegrała pod wodzą Dariusza Dźwigały. W piątek 46-latek wraca do Gdyni, ale już jako szkoleniowiec Dolcanu Ząbki. Natomiast żółto-niebieskich prowadzi jego były asystent Grzegorz Niciński. - Jesteśmy kolegami, dzwonimy do siebie. Nie ma między nami żadnych "kwasów" - przyznaje trener gospodarzy. Początek gry na stadionie przy ul. Olimpijskiej w piątek o godzinie 20:30.
Jacek Główczyński: Gdy drużynę obejmuje asystent właśnie zwolnionego trenera, to często między tymi osobami dochodzi do konfliktu. Jak wyglądają relacje pana z Dariuszem Dźwigały?
Grzegorz Niciński: Nie chcę drążyć tego tematy. Jesteśmy dalej kolegami. Uważam Darka za bardzo dobrego trenera. Pokazują zresztą to wyniki, które osiąga z Dolcanem. Pozostajemy w dobrych kontaktach, funkcjonujemy na koleżeńskiej stopie, dzwonimy do siebie. Nie ma między nami żadnych "kwasów".
Kiedy ostatni raz wspólnie graliście w piłkę?
To było jesienią ubiegłego roku. Mieliśmy drużynę, którą zgłosiliśmy do Pucharu Polski. Darek pokazywał w tych meczach, że jest nadal bardzo dobrym piłkarzem. To powinno dać do myślenia obecnym zawodnikom. Gracze - powiedzmy to starszej daty - są cały czas w dobrej dyspozycji. Gdy był wolny czas w trakcie panów wspólnej pracy, graliście też przeciwko sobie? Na rzuty wolne z Darkiem nie rywalizowałem, bo jest nadal w nich bardzo dobry. Natomiast graliśmy w siatkonogę.
Kto wygrywał?
Różnie bywało. Na ogół zostawaliśmy po treningach i graliśmy dwóch na dwóch. Ruszaliśmy się z korzyścią dla nas wszystkich.
W duecie Dźwigała - Niciński było partnerstwo, uczyliście się od siebie nawzajem, czy jednak ten pierwszy był najważniejszy?
Darek jest starszy ode mnie. On był numerem jeden. Na pewno można było dużo wyciągnąć z pracy z Darkiem.
W obecnej Arce jeszcze coś zostało z czasów Dźwigały, czy wszystko zostało już przemeblowane przez pana?
Jest część zawodników ściągnięta za jego czasów, jak choćby Antek Łukasiewicz czy Paweł Abbott. Nadal zatem mamy po części zespół tworzony przez Dźwigałę.
Jednak pana pomysł na Arkę jest chyba inny niż ten Dźwigały?
Każdy ma swój warsztat trenerski. Ja nie chciałbym tego oceniać. Szkoleniowców bowiem zawsze broni wynik. On tutaj jest najważniejszy.
W Arce rezultaty Dźwgały nie obroniły. Czy mimo wszystko w Dolcanie stosuje on tę samą taktykę, którą preferował w Gdyni?
Myślę, że tak. Sposób gry, operowanie piłką, jak najdłuższe przy niej utrzymywanie się - to domena Darka. Dolcan w dużej mierze tak wygląda. Preferuje ofensywy futbol. My też tak chcemy grać. To wszystko w piątek może przyczynić się do ciekawego widowiska.
W rozmowach między panami dużo jest tematów piłkarskich? Czy ma przykład pomagaliście sobie w rozpracowywaniu innych rywali?
Nie dzwonimy do siebie po każdej kolejce. Jednak wymieniane były cenne uwagi. Zawsze z takich rozmów można było wyciągnąć coś pozytywnego.
Przed meczem w Gdyni też będziecie rozmawiać?
Na pewno Darek przyjedzie do Gdyni i będzie się tutaj dobrze czuł. On kibicuje nam, a ja jemu. Pewnie wypijemy wspólną kawę. A potem każdy będzie chciał zdobyć punkty dla siebie.
Jednoczesnego awansu do ekstraklasy Arki i Dolcanu nie będziecie sobie życzyć?
Na pewno byłoby to fajne rozwiązanie, ale teraz musimy patrzyć na siebie. W piątek chcemy wygrać.
Już jako trener wygrywał pan ze szkoleniowcami, którzy prowadzili pana jako piłkarz, by wspomnieć choć Adama Nawałkę. Czy w podobnych kategoriach można byłoby rozpatrywać zwycięstwo Arki nad Dolcanem, bo jednak i Dźwigała był pana zwierzchnikiem?
Nie myślę tak o tym. Na tego typu rozważania co najwyżej czas jest po meczu. Teraz kompletnie nie zaprzątam sobie tym głowy. Najważniejsze jest, by zespół dobrze funkcjonował w piątek. Wygraliśmy w Chojnicach i chcemy zdobyć kolejne punkty. Na pewno czeka nas jednak trudne zadanie. Dolcan gra ciekawą piłkę. To nie przypadek, że jest tak wysoko w tabeli. W pełni na to zasłużył.
Za wami już 15 kolejek, ale tak naprawdę to od wyników w 4 ostatnich seriach gier zależy, w jakich nastrojach Arka ukończy rok. Zgodzi się pan z tym?
Na pewno te wyniki będą ważne pod kątem przerwy w rozgrywkach. Jednak liga pokazuje, że dużo będzie się działo także wiosną. Tutaj wiele rzeczy jest nieprzewidywalnych. Do samego końca raczej tak będzie. Praktycznie co tydzień ci z końca wygrywają, a ktoś z góry gubi punkty.
Czyli mecze z Dolcanem, Chrobrym, Zawiszą i Wisłą będą ważne, ale nie najważniejsze dla tego co wydarzy się w Arce zimą?
Walczymy o jak największą zaliczkę przed przerwą zimową. Wiadomo, że czym wyższe miejsce na zakończenie roku, tym łatwiejsze są później przygotowania. My w tych czterech kolejkach chcemy zdobyć jak najwięcej. Do ugrania jest 12 punktów. W piątek chcemy sięgnąć po pierwsze 3 z tej puli.
Trwa jeszcze walka o miejsce w "11", czy już wie pan, kto zagra przeciwko Dolcanowi?
Nigdy nie podaję składu wcześniej, choć w zasadzie "11" mam w głowie od kilku dni. Na Dolcan też tak jest. Mam do dyspozycji wszystkich piłkarzy. O tym, którzy zagrają, zespół dowie się na odprawie przedmeczowej. Chcę bowiem, aby każdy zawodnik był przygotowany do meczu i do końca wierzył, że to on wyjdzie na boisko.
Ma pan "11" i rozpisane do niej zmiany, czy o tym kto wchodzi na boisku, decyduje rozwój sytuacji boiskowej?
Do każdego meczu podchodzimy inaczej. Oczywiście patrzymy na dyspozycję zawodników, ale mamy też plan pod konkretnego rywala. Z tego powodu m.in. następują korekty w składzie. W Chojnicach postawiliśmy na Fialho czy Renusza, a w trakcie gry też na Abbotta i Tomasiewicza. Cieszy to, że rotacja wychodzi, iż ci co dostają szansę, nie tylko nie zawodzą, ale ciągną zespół. To sprawia, że każdy dokłada swoją cegiełkę do sukcesu. Nie oznacza to, że w piątek znów liczę na zwycięskie zmiany. Chciałbym, abyśmy od pierwszej minuty kontrolowali to, co dzieje się na boisku.
Rozmawiał: Jacek Główczyński
Copyright Arka Gdynia |