Aktualności
15.10.2015
Marcus: Celem jest awans do ekstraklasy.
- Ta liga jest dziwna i wyrównana, ale my chcemy realizować swoje cele. Na pewno gramy o awans do ekstraklasy - zapewnia Marcus.
W 12. kolejce piłkarz Arki Gdynia zaprezentował nowe oblicze. Zmienił fryzurę, a co najważniejsze przypomniał sobie, że jest snajperem. Brazylijczyk nie poprzestał na debiutanckim trafieniu w tym sezonie w I lidze, ale od razu zaliczył hat-tricka. Już wkrótce 31-latek może być najskuteczniejszym zawodnikiem żółto-niebieskich na tym szczeblu rozgrywek w historii klubu. Aby tak się stało, potrzebuje jeszcze 3 bramek.
Jacek Główczyński: Gdy piłka nie wpadła do siatki postanowił pan coś zmienić? Stąd ta nowa fryzura, czy może żona kazała, by pan zmienił uczesanie?
Marcus: Żona na pewno nie. Nawet nie wiedziała o moim pomyśle. Poszedłem do fryzjera, gdy była w pracy. A czy to miało pomóc mi w grze? Też nie. Tak po prostu chciałem coś zmienić. Gdzie szukać zatem przełomu w pańskiej skuteczności? W drużynie. Ja strzelałem gole, ale pracował na nie cały zespół. Koledzy mnie zresztą wspierali w tych najtrudniejszych chwilach. Gdy mi nie szło wcześnie, to miałem pomoc wszystkich bez wyjątku, od tych najmłodszych do najbardziej doświadczonych. Dlatego to im, a także całemu sztabowi trenerskiemu i kibicom dedykuję bramki z meczu w Rozwoju. Wsparcie ich wszystkich było dla mnie naprawdę bardzo ważne.
Gdy piłka wpadła do siatki, odetchnął pan z ulgą i powiedział: "wreszcie"?
Dokładnie. Długo nie świętowałem zdobycia bramki. Jednocześnie czułem, że jak już ta wpadła - to będą następne. To trzeci pana hat-trick w barwach Arki, ale pierwszy zaliczony w Gdyni. Będą następne? Mam nadzieję. Liczę, że tak jako drużyna tę czarną passę mamy za sobą, tak i dla mnie nastaną lepsze dni. Chciałbym, aby był to dobry początek serii kolejnych goli. Jednak, tak jak wcześniej mówiłem, to czy strzelam bramki czy nie, nie ma wpływu na to jak trenuję. Zawsze pracuję z pełnym zaangażowaniem na każdych zajęciach.
Trener Grzegorz Niciński mówi, że na treningach nadal musicie pracować nad wyeliminowaniem mankamentów, gdyż do ideału jeszcze brakuje. Zgodzi się pan z tą tezą?
Nie tylko na treningach, ale także podczas spotkań o punkty. Trener już w przerwie meczu z Rozwojem mówił nam, że stać nas na lepszą grę. Dlatego na drugą połowę wyszliśmy jeszcze bardziej skoncentrowani i staraliśmy się jak najszybciej strzelić kolejną bramkę. Oni przecież też mieli groźne sytuacje i trzeba było poprawić wynik, aby zwycięstwo nam nie uciekło. Od pewnego czasu chyba Arce zaczęło sprzyjać szczęście? Wiadomo, że jak nie idzie to nie idzie. Ale i w drugą stronę jest podobnie. Jak zaczyna się układać, to wszystko przychodzi łatwiej. Szczęście zawsze jest potrzebne. Przy trzeciej bramce, którą strzeliłem Rozwojowi, to właściwie wystarczyło tylko tyle, by piłka odpowiednio odbiła się ode mnie.
Po wygranej nad Rozwojem przez dzień byliście liderem I ligi. Zaostrzyło to apetyt, by postarać się zagościć na 1. miejscu na dłużej?
Na pewno. Nie powiem, że nie patrzymy w tabelę. Jednak do tego wszystkiego trzeba podchodzić z chłodną głową. Musimy przede wszystkim grać jak najlepiej. To jest najważniejsze. Tylko wówczas będziemy mogli zrealizować nasze cele.
Przed sezonem kierownictwo klubu ostrożnie mówiło o walce o pierwszą "5". Czy teraz te "cele", o których pan wspomina - to wyłącznie zdobycie ekstraklasy?
Na pewno gramy o awans do ekstraklasy. Ta liga jest jednak dziwna i wyrównana. Każdy może wygrać z każdym. Rozwój pokazał, że choć jest ostatni w tabeli, to w Gdyni miał okazje, aby do przerwy prowadzić 2:1 Każdy mecz może się różnie potoczyć. Dlatego nie można nigdy odpuścić, ani też zbyt daleko wybiegać myślami w przyszłość. Teraz dla nas najważniejsze jest to spotkanie, które w sobotę zagramy w Bytowie.
Copyright Arka Gdynia |