TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

03.12.2014

Czesław Boguszewicz: Odszedłem z Arki, bo czułem niemoc.

Czesław Boguszewicz, dyrektor sportowy, zrezygnował z pracy w klubie po zwolnieniu trenera Dźwigały. - Zachowałem się honorowo - mówi i dodaje, że z powodu złej sytuacji drużyny nie spał.

 

Nie żałuje Pan, że odszedł z Arki?

 

Na moim miejscu wielu zachowałoby się inaczej. Sytuacja była jednak bardzo trudna, bo mieliśmy nieudany początek. Z zewnątrz była wielka presja, od rana do wieczora słyszałem tylko pretensje i uwagi. Naciski sprawiły, że powiedziałem, że jeżeli będzie musiał odejść trener, to ja też odejdę. Zachowałem się w tej sytuacji honorowo i odszedłem razem z trenerem Dźwigałą. Niemniej gdyby w klubie powiedzieli, że mam zostać, to bym został.

 

Czyli nikt Pana nie zatrzymywał?

 

Powiedziałem swoje zdanie i czekałem na to, jak klub zareaguje. Okres wypowiedzenia minął i propozycji dalszej współpracy nie usłyszałem. Dalej jestem zdania, że w tej trudnej sytuacji finansowej zrobiliśmy jednak wiele dobrego i bardzo w to wierzę, że ci zawodnicy jeszcze dadzą wiele radości naszym wspaniałym, a jednocześnie bardzo wymagającym kibicom. Zresztą zespół w ostatnim czasie zaczął grać znacząco lepiej. Być może wcześniej uśpiły nas sparingi z bardzo dobrymi przeciwnikami.

 

Brakowało nam też odrobiny szczęścia, bo choć graliśmy przeciętnie, to jednak mieliśmy sytuacje bramkowe - były słupki, poprzeczki, strzelaliśmy "swojaki". Poza tym to był zupełnie nowy zespół. Z klubu odeszło 16 zawodników, a przyszło 11. Resztę postanowiliśmy uzupełnić naszą zdolną młodzieżą, co dało dobre efekty. To był jednak dla mnie najtrudniejszy moment w mojej historii pracy w Arce. Cieszę się, że sytuacja wróciła do normy i pod wodzą nowego sztabu szkoleniowego, od zawsze związanego z Arką, zespół nasz osiąga coraz lepsze wyniki.

 

Czuje się Pan kozłem ofiarnym?

 

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że tak. Jestem dorosłym człowiekiem, jestem stąd. Pracowałem w Arce w różnych rolach i generalnie za każdym razem z jakimiś sukcesami. Tym razem stało się jednak inaczej. Czułem wielką presję, może też niemoc w tamtym momencie, bo nie mogłem już zrobić żadnych ruchów. To doprowadziło do tego, że mnie już w klubie nie ma, i tego żałuję. Teraz przychodzą nowi ludzie, zresztą moi koledzy, i życzę im sukcesów. Będą jednak w dużo lepszej sytuacji, najtrudniejsze już za nami. Po sprowadzeniu takiej liczby zawodników potrzebny był czas, aby to zaczęło funkcjonować. Ponad miesiąc temu nasz zespół wskoczył na właściwe tory i zaczyna spełniać moje i myślę też kibiców oczekiwania.

 

Michał Globisz stwierdził, że podszedł Pan do sprawy ambitnie.

 

Oczywiście, że tak. Nigdy w pracy w klubie nie robiłem czegoś przez pryzmat własnego biznesu, nie zarządzałem wydawaniem pieniędzy. Starałem się ściągnąć możliwie najwartościowszych na nasze możliwości finansowe zawodników. Po latach spłat dużego zadłużenia została już końcówka, trafiłem na ostatni moment kryzysu finansowego. Przed ostatnim sezonem prezes Wojciech Pertkiewicz poinformował mnie, że budżet na zawodników w nowym sezonie będzie o około 30 procent niższy niż w poprzednim. To kolosalna różnica. Rozumiałem tę sytuację wtedy i rozumiem ją dzisiaj. Po spłaceniu będzie można pracować z większym oddechem.

 

Stało się, jak się stało - nie spałem, męczyłem się całą sytuacją, czekałem na mały łut szczęścia. Aktualnie zespół prowadzi Grzegorz Niciński, którego wcześniej starałem się przygotować, że jeżeli pierwszy trener nie podoła zadaniu, on będzie naturalnym następcą. Jest też drugi - Grzegorz Witt. Bardzo żałuję, że nie udało się go namówić na tę funkcję przed przyjściem pana Armina Tomali. Obecnie zespół wygląda dużo lepiej fizycznie, a to jest baza do sukcesów.

 

Cofnijmy się jeszcze na chwilę do poprzedniego sezonu. Powiem wprost - wiosna została spartaczona.

 

Cały czas twierdziłem, że to był zespół na awans. Po zimie zaczęliśmy wynikowo dobrze, ale w przeciwieństwie do początku tego sezonu - mieliśmy wówczas bardzo dużo szczęścia. W pięciu meczach z gry powinniśmy zdobyć 4-5 punktów, a zdobyliśmy 11. Później wszystko wróciło do normy, traciliśmy punkty i nadzieję  na wyjścia z dołka. Końcowe mecze za trenera Pawła Sikory wyglądały bardzo źle. Zła była też atmosfera. Trener nie panował nad sytuacją. Jeden z zawodników po przegranym meczu z Dolcanem bez wiedzy kogokolwiek wsiadł za rogatkami miasta do autokaru Dolcanu i pojechał z nimi do Warszawy. To nie była zdrowa atmosfera, dlatego zapadła decyzja o rozstaniu. Zatrudniliśmy trenera Piotra Rzepkę, który jak mało kto znał zespół. W trzy tygodnie mieliśmy jednak pięć meczów, w których zdobyliśmy siedem punktów. To nie wystarczyło.

 

Przypomnę, jak w 2008 roku w podobnej sytuacji, odpowiadając za pion sportowy u boku prezesa Romana Waldera, w drugiej połowie rundy wiosennej trenera Wojciecha Stawowego, który nie miał wyników, zastąpiliśmy trenerem Robertem Jończykiem i awansowaliśmy do ekstraklasy. W poprzednim sezonie wiosną przeprowadziliśmy z prezesem rozmowę z piłkarzami, między innymi informując ich, że jeśli uda się awansować, to każdy z nich otrzyma propozycję przedłużenia kontraktu, a jeśli nie, to prawie wszyscy odejdą. Plan był jeden i nie został spełniony.

 

Na początku tego sezonu ostro skrytykował Pana Paweł Sikora.

 

Z trenerem Sikorą rozmawialiśmy wiele razy. Współpraca między nami, moim zdaniem, wyglądała dobrze. Rozumiem jednak, że po stracie pracy zostaje u niektórych żal i dlatego szukają winy z dala od siebie. Pan Sikora przejął zespół po trenerze Nemcu, u którego był asystentem. Razem przepuścili przez szatnię Arki wielu bardzo przeciętnych zawodników. Naprawdę uważam, że trener Sikora powinien być bardziej skromny. Co na przykład takiego zrobił, będąc w Arce, aby zatrzymać jeden z największych talentów w naszym klubie, poza Mateuszem Szwochem, jakim był Marcin Budziński? Zagrał około 60 meczów w ekstraklasie z Arką, teraz jest gwiazdą Cracovii, a był za słaby na pierwszą ligę?! Dlaczego Mateusz Szwoch nie grał już rok wcześniej? Było, minęło. Myślę, że na pracy w Arce dużo więcej zyskał trener Sikora niż klub.

 

W szatni byłem może trzy - cztery razy i za każdym razem dziękowałem piłkarzom za grę. Parokrotnie namawiałem trenera, który za drobną niefrasobliwość usunął Michała Nalepę z kadry pierwszego zespołu, aby dał mu szansę powrotu, ponieważ szkoda utalentowanego chłopaka. Trener był konsekwentny i szansy mu nie dał. Z Nalepą odbyłem kilka edukacyjnych, męskich rozmów. To spory talent i  wróżę mu sporą karierę. Swoje przecierpiał i teraz jest podstawowym zawodnikiem.

 

Czyli nie było między panami zgrzytu?

 

Nigdy nic nie miałem do trenera. Zawsze podchodziłem do niego życzliwie i nigdy nie sugerowałem mu składu, nie ingerowałem też w proces szkoleniowy. Jak czytałem wypowiedzi pana Sikory, które nie były przyjemne dla mnie, to dziwiłem się bardzo, że początkujący trener, który wcześniej przez kilka lat trenował młodzież w małym klubie, raptem wyraża coś takiego.

 

Kto wtedy zawiódł - trener czy zawodnicy?

 

Odpowiedź nie jest prosta, bo zespół tworzą trener, cały sztab, zawodnicy, dyrektor czy prezes. Jedziemy na tym samym wózku. Czy ktoś się cieszył, że trenerowi Sikorze się nie powiodło? Nikt się nie cieszył. Byliśmy źli, bo każdy chciał jak najlepiej. Dopóki w gronie 25 piłkarzy jest pięciu -ośmiu niezadowolonych, ale jest to do opanowania, a zawodnicy walczą, to wszystko jest OK. Jeden czy drugi mecz można przegrać, jeśli się gryzie trawę, ale gra bez koncepcji na tak zwane alibi i mówienie, że "taka jest piłka", to nie w barwach Arki.

 

Jest Pan zadowolony z letnich transferów?

 

Odpowiem inaczej. Nie udało nam się sprowadzić wszystkich, których chcieliśmy. Z różnych względów, choć oczywiście głównie finansowych. Budżet był, jak wspomniałem, o około 30 procent mniejszy niż w poprzednim sezonie. Przed sezonem zakładałem, że jeśli po takiej rewolucji będziemy w czwórce, a nawet na piątym miejscu, ale z niedużą stratą, to wszystko będzie OK. Gdyby początek był lepszy, to wszyscy cieszylibyśmy  się z wyników, bylibyśmy wysoko w tabeli, a ja pracowałbym dalej w klubie. Jeżeli na 11 transferów dwa czy trzy są znakami zapytania, to jest to dobry wynik. Marcin Warcholak chyba nie wytrzymuje presji, stać go na dużo więcej. Alan na początku nie dostawał szansy, czym byłem zawiedziony. Kibice pytali głośno: kto go sprowadził ? Nie rozgryzłem do końca Pawła Abbotta. Odbył w różnych klinikach badania specjalistyczne, które  wykazały, że zdrowotnie wszystko jest z nim OK. On potrzebuje jednak obycia, ogrania po dłuższej przerwie.

 

O Grzegorzu Lechu mówi się, że tragedia, nic nie umie. A on właśnie dużo umie, ale nie gra na miarę możliwości. Jeśli mam oceniać procentowo, to stać go na grę o 50 procent lepszą. To nieszablonowy i twardy zawodnik, dajmy mu szansę, a będzie pożyteczny. Należy jeszcze wspomnieć o Antonim Łukasiewiczu, który jest świetnym, inteligentnym zawodnikiem, przywódcą grupy. Były momenty, że niektórzy się zastanawiali, jak nam się udało go sprowadzić. On jednak, podobnie jak wielu innych zawodników, nie z własnej winy wpadł w dołek niemocy fizycznej. Ostatnio wygląda jednak dobrze i daje dobre zmiany. To zawodnik, który na pewno będzie grał w podstawowym składzie. Antonio Calderon - jest nieszablonowy, ma jedną nogę do gry, co ważne - lewą i bardzo dobrą, potężny strzał. Jednak zbyt często sam sobie utrudnia grę, wchodząc w zbędne dryblingi. Jak będzie bardziej zdyscyplinowany taktycznie, to może grać dużo lepiej i częściej.   

 

Ale na dobrą sprawę można powiedzieć, że  tylko Bartek Ława i Alan są rzeczywistymi wzmocnieniami Arki.

 

Są kluby o większych możliwościach finansowych, które mają też spore problemy, aby zatrudnić zawodników, których chcą. Uważam, że przy tym budżecie, przy tych warunkach zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy.

 

Co zawiodło na początku sezonu? Przygotowanie fizyczne?

 

Dzisiaj można to rozpatrywać na wiele sposobów. Nie było problemu, jeśli chodzi o zaangażowanie zawodników i chęć współpracy ze sztabem szkoleniowym. Gdzieś jednak pies został pogrzebany. Nie prowadziłem tych zajęć, bo to nie była moja rola. Wiele skłaniało jednak ku temu, że rzeczywiście to była kwestia przygotowania fizycznego.

 

Teraz jest lepiej?

 

Ostatni mecz w tym roku, mimo porażki w Nowym Sączu, pokazał, że potrafiliśmy zdominować fizycznie przeciwnika. Niepotrzebnie, że przy takiej przewadze rozdaliśmy im trzy prezenty. Należy jednak wierzyć w obecny sztab szkoleniowy i zawodników. Na wiosnę, po małych retuszach i dobrym przygotowaniu, powinniśmy się cieszyć z wielu zwycięstw.

 

Rozmawiał Patryk Kurkowski








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia