Aktualności
13.11.2014
Alan Fialho, czyli "polski" Brazylijczyk Arki Gdynia
Na treningu zawsze uśmiechnięty, w przeciwieństwie do kolegów z drużyny ubrany w ciepłe ciuchy. Nie przyzwyczaił się jeszcze do polskiej pogody, mimo że Arka jest jego drugim przystankiem w Polsce. W sezonie 2013/14 grał w rezerwach Legii Warszawa. Do Arki został wypożyczony z Fluminense. W meczu z Olimpią Grudziądz zdobył jedną z bramek dla żółto-niebieskich. Nie dotrwał jednak do końca meczu.
- Zagraliśmy bardzo dobrą pierwszą połowę. Strzeliliśmy trzy bramki, nie daliśmy gospodarzom pograć. Uważam, że sędzia się pomylił, dając mi czerwoną kartkę. To był jego błąd, ponieważ nie faulowałem. Zresztą podobne mam zdanie o pierwszej żółtej kartce. Przede wszystkim jednak liczy się interes zespołu. Wygraliśmy z trzecią drużyną w tabeli. W dodatku wysoko. Dla mnie to jest najważniejsze - mówi Alan w rozmowie z trojmiasto.sport.pl.
- To mój pierwszy gol w profesjonalnej piłce. Mimo że grałem już zawodowo w klubach z Brazylii, to jeszcze nie miałem okazji cieszyć się z bramki. Teraz czuję wielką radość. A czerwona kartka pójdzie w zapomnienie, wygraliśmy, a ja mogę grać w następnym meczu. Dlatego jestem bardzo zadowolony - dodaje Brazylijczyk.
Gratulacje napłynęły już nawet z samej Brazylii.
Trudne początki w Arce
- Po każdym meczu dostaje wiadomości od rodziny przez internet. Tak też było teraz. Gratulowali mi bramki. Przede wszystkim jednak cieszą się, że coraz lepiej radzę sobie w Polsce. Nie ukrywam, że na początku pobytu w waszym kraju nie układało mi się dobrze. To był dla mnie trudny czas. Jest już coraz lepiej - Arka wygrywa kolejny mecz, ja regularnie gram. I nie narzekam - podkreśla Alan, który w Arce nie miał dobrego wejścia. W sparingu z Olimpią Elbląg omal nie złamał nogi rywalowi.
- Gdy przychodziłem do Arki, drużyna była już praktycznie zbudowana. Do Gdyni trafiłem tydzień przed początkiem rozgrywek. Po tym faulu ciągnęła się za mną łatka brutala. Dobrze pamiętam całe zajście. Ale nie chcę już o tym więcej mówić. Faktem jest, że po tej sytuacji nie dostawałem szansy gry. Ciężko pracowałem na treningach. A zaraz po nich szedłem na siłownię. Nie przestawałem ćwiczyć. Czekałem, aż mi trener zaufa. Wiedziałem, że mój czas w końcu nadejdzie - wspomina trudne chwile 21-letni obrońca żółto-niebieskich.
Sytuacja na jego korzyść odwróciła się, gdy Arkę przejął Grzegorz Niciński. Od meczu z Wisłą Płock Alan gra w pierwszym składzie gdynian. I zbiera coraz więcej pochwał.
- Miło słyszeć, gdy ludzie doceniają twoją grę. To sprawia, że jeszcze bardziej się motywuję. Dzięki temu chcę być coraz lepszym piłkarzem i poprawiać swoje niedostatki - przyznaje Alan.
A jeszcze kilka tygodni temu miał "doła".
- Byłem bardzo smutny. Wcześniej grałem w Legii, ale nie doczekałem się debiutu w pierwszej drużynie. Przychodząc do Arki, myślałem, że tutaj będę grał. Tymczasem znów nie grałem. Załamałem się. Zastanawiałem się, o co chodzi. Myślałem, że coś jest ze mną nie tak. Dopiero co rozpoczynam karierę i potrzebowałem gry. Arka przegrywała. Czułem się fatalnie. Ale poprzez ciężką pracę zostałem zauważony - opowiada Alan.
Lubi polskie pierogi
- O Arce sporo słyszałem od Dominika [Ebebenge - koordynator działu sportu i kierownik ds. rozwoju w klubie z Łazienkowskiej - przyp. aut.]. Mówił, że to dobry, poukładany klub z dobrą infrastrukturą sportową i ładnym stadionem. W Legii przyjaźniłem się z Adamem Myszkowskim [opiekun zawodników portugalskojęzycznych w Legii - przyp. aut.]. Jego siostra mieszka w Sopocie, a on dużo mi opowiedział o Trójmieście. Wspomniał, że to dobre miejsce do życia - mówi Alan.
Brazylijczyk nie poznał jeszcze uroków polskiego morza.
- Nie za często wychodzę "na miasto". Jeśli już, to do restauracji na dobre jedzenie. Mieszkam w hotelu i tam też jadam. Moje życie koncentruje się na hotelu, treningu, siłowni i powrotu do hotelu. Tak w ogóle to uwielbiam dobrze zjeść. I lubię się przejść do dobrej knajpy. Ulubiona kuchnia? Prawie każda. Polskich posiłków nie jadam za często, za to gdy byłem mały, to jadłem pierogi, które robiła moja prababcia [z pochodzenia Polka, nazwisko Gelhorn]. Lubię je - śmieje się.
Zapytany o naukę języka polskiego, odpowiada: - Znam sporo polskich słów. Na przykład: "W Polsce jest bardzo zimna pogoda" [pisownia oryginalna - przyp. red.].
Co zalicza do swoich mocnych punktów?
- Gdy jestem pewien, że nic złego nie stanie nam się z tyłu, to lubię podłączyć się do ataku. Ostatnio tracimy mniej bramek, więc częściej biorę udział w akcjach ofensywnych. Ale nie zapominam, że jestem obrońcą. Lubię grać jeden na jeden z rywalem. Po odebraniu piłki staram się stworzyć przewagę na połowie rywala. Nie boję się zagrać piłki do przodu. To pozostałość z czasów, gdy grałem jako defensywny pomocnik - wymienia Alan.
Polscy kibice najlepsi!
W Arce 21-latek stworzył z Marcusem da Silvą i Glauberem małą, brazylijską kolonię.
- Po porannym treningu często idziemy coś zjeść. Naszym ulubionym miejscem na lunch jest "La Vita" oraz "Pueblo". Brakuje mi jednak typowej brazylijskiej kuchni. Tęsknię za barbecue - rozmarzył się Alan, który jest pod wielkim wrażeniem polskich kibiców.
- Takich fanów nie ma nigdzie na świecie! - mówi z euforią, a przecież urodził się w mieście rozkochanym w futbolu, gdzie rządzą Fluminense, Flamengo i Botafogo.
- U was tysiąc, dwa tysiące kibiców potrafi stworzyć taką atmosferę, że człowiek czuje się jakby śpiewało co najmniej kilka razy tyle. Masz wrażenie, że jest ich z 50 tysięcy! W Brazylii taka atmosfera jest tylko przy okazji derbów Fluminense - Flamengo. Wtedy stadion aż huczy. Jest głośno i kolorowo. Byłem na takim meczu w roli kibica. To fajne przeżycie - kończy Alan.
Rozmawiał: Piotr Wiśniewski
Copyright Arka Gdynia |