Aktualności
09.09.2013
Adrian Budka: Po treningach w Gdyni czułem moc.
Dlaczego tak dobry piłkarz, tak długo pozostawał bez klubu?
Musiałem odetchnąć, przemyśleć trochę spraw, odpocząć. Jednak ani przez moment nie pomyślałem, że to już koniec kariery. Nie wytrzymałbym w domu. Zawsze po 3-4 tygodniach ciągnie mnie na boisko. Ponadto cały czas się coś działo w sprawie nowego klubu, ale brakowało konkretów. Uważam, że stawiając na Arkę, nie wybrałem źle.
W piłkę zapewne nie zapomniał pan grać, ale jak ten miesiąc bez treningów z drużyną odbił się na pańskim przygotowaniu fizycznym?
Rzeczywiście, grać nie zapomniałem. W Zduńskiej Woli, gdzie mieszkam, są dwie drużyny. Gdy chciałem wyjść na boisko, zawsze mnie przyjmowali. Jednak oczywiście nie były to treningi na 100 procent.
Kiedy Adriana Budkę w pełni formy zobaczymy na boiskach I ligi?
Chciałbym dojść do takiej dyspozycji jak najszybciej. Jednak nie chcę obiecywać, że stanie się to za tydzień, dwa czy trzy. Obecnie czuję się super, ale zobaczymy jak będzie, jak przyjdzie większe obciążenie, czy nogi nie przestaną słuchać? Na pewno mogę zagwarantować profesjonalne podejście do swoich obowiązków. Nie czuję się stary. Jeśli będę w dobrym treningu, to forma może być znów wysoka.
Mógł pan grać w Arce już w 2006 roku? O co wtedy się rozbiło?
Na pewno nie o pieniądze. Byłem wtedy piłkarzem na dorobku i o wielkich zarobkach nie myślałem. Po prostu zadzwonił Zbigniew Boniek i był bardzo konkretny w namawianiu mnie na przejście do Widzewa Łódź. Jednak pobyt w Gdyni doskonale zapamiętałem. Byłem tutaj tylko 2 tygodnie, a mimo to doskonale zostałem przygotowany pod względem kondycyjnym. Czułem w sobie moc.
Po opuszczeniu Arki zaliczył pan najlepszą rundę na boiskach ekstraklasy, zwieńczoną jedynym występem w reprezentacji Polski. Nie dało się na dłużej utrzymać w kadrze Leo Beenhakkera?
Ja to w życiu mam zawsze pod górkę. Gdy przyszło powołanie, byłem chory, miałem silną infekcję, brałem antybiotyk. Zastanawiałem się, czy nawet nie zrezygnować z powołania. Ostatecznie zacisnąłem zęby i pojechałem, bo pomyślałem, że to może być jedyna szansa w życiu. Jednak pod względem fizycznym nie czułem się najlepiej. Mogłem trenować co najwyżej na 60 procent. Na pamiątkę pozostała reprezentacyjna koszulka i 45 minut gry przeciwko Zjednoczonym Emiratom Arabskich. Z selekcjonerem już później nie rozmawiałem. A na kadrze, gdy mówił on o piłce, to zawsze mądrze, chciało się go słuchać.
Grając w Pogoni strzelił pan właśnie w Gdyni gola pieczętującego awans szczecińskiej drużyny do ekstraklasy. Historia może się powtórzyć, ale już z Arką?
Ze względu na tradycję Arka zasługuje na ekstraklasę. Także zaplecza, stadionu, bazy treningowej, jaka jest w Gdyni, niektóre kluby z wyżej klasy mogą pozazdrościć. Oglądając mecze gdynian, widzę, że w tej drużynie jest również potencjał. Chciałbym dostosować się do tego poziomu i pomóc w awansie. Dlatego kontrakt podpisałem z opcją przedłużenia na kolejny rok. Jednak nie jestem od oceniania kolegów. Moją rolą jest, aby jak najszybciej wkomponować się do drużyny i być jednym z jego ogniw.
W Arce ma pan coś do udowodnienia?
W Pogoni miałem jeszcze 1,5 roku kontraktu i ode mnie zależało, czy go rozwiążę. Na pewno jakaś zadra jest, ale ja staram się nie pamiętać tych gorszych chwil. Staram się o nich zapominać i patrzyć w przyszłość.
Optymalna pozycja to prawe skrzydło?
Tak. Jednak grywałem też z tej strony boiska na obronie. Można powiedzieć, że czuję się najlepiej na prawej flance. Ale o tym, gdzie zagram, zadecyduje trener. Moją rolą jest dobre przygotowanie i podczas meczów pomaganie drużynie.
rozmawiał: Jacek Główczyński
Copyright Arka Gdynia |