TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności > Wywiady

05.11.2008

Zależy mi na Arce, przecież ja tu mieszkam

Rozmowa z trenerem Arki Gdynia, Czesławem Michniewiczem.

- Panie trenerze, Arka jest prawie jak Roma. Rzymianie mają w lidze włoskiej cztery porażki z rzędu, a Pana drużyna jest nawet o jedną "lepsza".

- Mamy rozmawiać poważnie czy żartować, bo ja w najlepszym nastroju do żartów nie jestem.

- No to inaczej. Pracując w Lechu, zaliczył Pan już podobną serię porażek. Ale później zaświeciło słońce…

- Z Lechem rzeczywiście miałem podobną serię. To były cztery ligowe przegrane i jedna w europejskich pucharach z Terekiem Grozny. Ale w szóstym z rzędu meczu pojechaliśmy do Zabrza i wygraliśmy z Górnikiem 2:1, a zwycięską bramkę zdobył w 90 minucie spotkania Błażej Telichowski. Później rzeczywiście było lepiej, a rundę jesienną zakończyliśmy na wysokim piątym czy szóstym miejscu. Zresztą jako trener miałem też inną serię spotkań, którą zdecydowanie bardziej wolę pamiętać. Wygrałem siedem spotkań z rzędu.

- Zabrzmi to może paradoksalnie, ale zaszkodził wam chyba mecz z Lechem w Gdyni wygrany 2:1. To było naprawdę bardzo dobre, trzymające w napięciu spotkanie. Ten mecz został odebrany jako wzorzec możliwości Arki, a tymczasem było już tylko gorzej.

- Polska wygrała z Portugalią, a w kolejnych meczach nie zbliżyła się do tego poziomu. Teraz nasza reprezentacja pokonała Czechy, aby za cztery dni ulec znacznie niżej notowanej Słowacji. Co chcę przez to powiedzieć? Że ten mecz z Lechem to mimo wszystko nie jest najlepszy przykład. Zresztą proszę sobie przypomnieć, że zaraz po ostatnim gwizdku sędziego tonowałem nastroje euforii po tym zwycięstwie, bo przecież wiedziałem, że zawsze tak grać nie będziemy.

- Ani w takim samym składzie. Bo później rozpoczęły się też różne problemy kadrowe.

- To prawda. Najpierw wypadł ze składu Krzysiek Przytuła, a później kontuzje i choroby wyłączały z gry kilku kolejnych zawodników. Zresztą nie tylko z gry, ale i z treningów na dłuższe lub krótsze okresy. W następnych meczach tych wspólnych treningów brakowało, co widać było na boisku, a przecież Arka w tym sezonie gra w innym systemie taktycznym niż bywało to za poprzednich trenerów. Dlatego każda absencja na treningu spowalnia proces rozumienia tego nowego systemu i sprawnego funkcjonowania zespołu w trakcie meczu.

- Właśnie, taktyka. Na ostatni mecz z Polonią Warszawa zrezygnował pan z klasycznego ustawienia 4-4-2. Arka zagrała pięcioma zawodnikami w pomocy, a Polonia tego dnia była wyjątkowo słaba. Może więc niepotrzebna była ta asekuracja?

- Z dwoma napastnikami graliśmy nawet wyjazdowe mecze z Wisłą i Legią. Chcieliśmy być odważni i… przegraliśmy. Z Polonią, liderem w końcu, zagraliśmy więc inaczej. Zagęściliśmy środek boiska, zneutralizowaliśmy najgroźniejszy w ofensywie duet Polonii Majewski - Ivanovski. Ten manewr się powiódł i to dlatego słyszę teraz opinie o słabej grze stołecznego zespołu. Jednocześnie liczyłem na to, że w tym meczu wystarczy przeprowadzić dwa do trzech kontrataków, strzelić z nich jedną bramkę i wygramy. Dwie takie akcje do przerwy były, ale gola "do szatni" strzeliła Polonia. Z widmem kolejnej porażki, po przerwie, nie zdołaliśmy już sobie poradzić.

- Z wysokości trybun pańskie decyzje o zmianach wywoływały pewne zdziwienie. Z Polonią Bytom wynik miał ratować Krzysztof Bułka, a z Polonią Warszawa inny 18-latek Marcin Budziński. A przecież na ławce rezerwowych miał Pan bardziej doświadczonych zawodników.

- Każda zmiana ma jakiś cel. Wpuszczając Bułkę, liczyłem na umiejętność jego gry jeden na jeden, udanego dryblingu i stworzenia liczebnej przewagi w akcjach ofensywnych. Natomiast Budziński zapewniał mi pewną równowagę taktyczną przed kolejną zmianą. A przypomnę, że na boisko wszedł chwilę po nim napastnik Grzegorz Niciński.

- Cieniem na Pana stosunkach z zespołem położyło się odsunięcie kilku piłkarzy przed meczem ze Śląskiem Wrocław.

- Znowu mamy do tego wracać? Kilku z nich wróciło i gra. To już historia. Ja ciągle jestem przekonany, że miałem rację, bo z określoną grupą zawodników chciałem się przygotować do meczu ze Śląskiem.

- Piłkarze lubią trenera przewidywalnego. Tymczasem Pan tą decyzją pokazał, że jest nieprzewidywalny, impulsywny - zresztą sama forma komunikowania tej decyzji też było kontrowersyjna, co raczej nie uspokoiło atmosfery w drużynie.

- Aby dłużej na ten temat rozmawiać, musiałbym opowiadać o czymś, co w każdej drużynie powinno być "tajemnicą szatni". Swoje stosunki z zespołem opieram na szczerości, ale takiej która jest możliwa tylko w wewnętrznych rozmowach z drużyną czy poszczególnymi zawodnikami. Krytykować zawodników na zewnątrz nie zamierzam, ale też nie uciekam od własnej odpowiedzialności za grę drużyny, a więc i serię porażek. Pracowałem z różnymi zespołami, z każdym chciałem być trenerem zwycięskim, z sukcesami, bo to chyba naturalne. Najbardziej jednak zależy mi na sukcesach Arki, bo przecież ja w Gdyni mieszkam, tu mam rodzinę, przyjaciół i znajomych. To coś więcej niż tylko profesjonalne podejście do trenerskich obowiązków.

- Prezes klubu mówi o potrzebie cierpliwości i spokoju, a ja raczej bym akcentował potrzebę punktów i ruchu w górę tabeli.

- Myślę, że jedno z drugim się nie kłóci. Przy wsparciu zarządu klubu i kibiców, za co dziękuję, łatwiej nam będzie przerwać tę fatalną serię porażek. A punkty? Do utrzymania potrzeba ich minimum 30, a my mamy teraz 13. Wierzę, że znowu zaczniemy je zdobywać, bo to jest wspólny - co chcę podkreślić - cel sztabu szkoleniowego i zawodników. Źródło: Dziennik Bałtycki.



{--main-gallery--}

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia