TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

09.07.2017

Superpuchar Polski dla Arki! Pavels Steinbors show

Dopiero rzuty karne wyłoniły zdobywcę Superpucharu Polski, który ostatecznie zdobyła Arka Gdynia. Ogromny wkład w ten sukces miał łotewski golkiper Pavels Steinbors, który w meczu bronił jak natchniony, a w konkursie jedenastek odbił dwa uderzenia.
 

To miał być przede wszystkim test dla VAR. Nad Wisłę zapukała Europa, bo po raz pierwszy mecz z udziałem polskich drużyn poddany był wnikliwej wideoweryfikacji. Jeśli prowadzący spotkanie sędzia Szymon Marciniak wychwyciłby coś niepokojącego, siedzący za monitorami Paweł Gil miał mu pomóc wydać prawidłowy wyrok. Albo sam Marciniak, pokazując gest ekranu, mógł udać się do linii bocznej i zweryfikować, czy decyzja, którą chciał podjąć bez pomocy wideo, byłaby słuszna. Jak na polskie warunki – rewolucja.

 

Póki co jednak – tylko na papierze. Mecz najzwyczajniej w świecie nie wymagał interwencji „z zewnątrz”, ale jakoś świadomość obecnych poza murawą dodatkowych sił dawała większy spokój, bo przecież w razie czego kontrowersja nie będzie już kontrowersją, bo szybko zostanie wyprostowana.

 

Postawili się mistrzowi

 

Dla szkoleniowców natomiast mecz o Superpuchar „przetarciem przez ligą” był tylko z nazwy. Obaj bardzo poważnie podeszli do sprawy, Jacek Magiera obiecał, że do gry wystawi pierwszy garnitur i nie kłamał. W podobnym tonie wypowiadał się Leszek Ojrzyński. Dla niego to była idealna okazja, by w trzecim miesiącu pracy w Arce wywalczyć już drugie trofeum. Nie można wyobrazić sobie lepszej recepty na to, jak wpisać się w karty klubowej historii w tak krótkim czasie. Nic więc dziwnego, że rzucił wszystko, co na tę chwilę miał najlepsze.

 

Arka wyglądała na dobrze przygotowaną do meczu. Wybiegana, zorganizowana i skondensowana w obronie. Momentami Legii było trudno przebić się przez gdyński mur, który poza pojedynczymi ubytkami, ciągle pozostawał szczelny. Oczywiście, takie nastawienie taktyczne skutkowało, że piłkę arkowcy oglądali głównie pod nogami przeciwnika, który prezentował po prostu wyższą kulturę gry. Ale co z tego, gdy z tego posiadania – zwłaszcza w drugiej połowie – niewiele wynikało? Widać było bowiem brak tego, który kreował Legię w ubiegłym sezonie. Na nieobecności Vadisa Odjidji-Ofoe skorzystał wprawdzie Thibault Moulin, bo w końcu mógł wyjść z cienia Belga, ale – nie oszukujmy się – widać, że Legii wyrwano serce, a nowy dawca jeszcze się nie pojawił.

 

Ojrzyński tego problemu nie miał. Nie z tego względu, że w Arce mózg gry pozostał, ale z tego, że nikt z jego piłkarzy nie wykreował się na zdecydowanego lidera. To zespół bazujący na kolektywie, co dobitnie pokazał w Warszawie. OK, finezyjnego futbolu z pierwszych stron gazet arkowcy znad morza nie przywieźli, ale wspomniana dyscyplina obronna godna była porównań do tej z finału Pucharu Polski. A jeśli do tego mistrz Polski ma po prostu spore problemy z jej sforsowaniem, to wniosek jest jeden – zadanie zostało wykonane w pełni. Bo przecież trener Arki nie mógł porywać się z motyką na słońce. Wiedział, że Legia to drużyna piłkarsko grająca w innych realiach od gdyńskich i to Arka była tą, która musiała próbować te różnice niwelować.

 

Piłkarze grali więc bez kompleksów, z czasem poczuli krew, widzieli, że grę destrukcyjną mają pod kontrolą. Można było próbować kontr i – co trzeba oddać – wychodziło to niekiedy naprawdę groźnie. Kibice przy Łazienkowskiej kilkukrotnie wstrzymywali oddechy, bo gdyby ktoś nieco inaczej dostawił nogę, głowę... mogło skończyć się różnie. A przecież nad Legią ciążyło jeszcze fatum czterech przegranych Superpucharów z rzędu.

 

Steinbors show

 

Słowo o golkiperze Arki: Pavels Steinbors Warszawę musi lubić. W znacznej mierze zdobycz Pucharu Polski to zasługa jego interwencji, Superpuchar zaś to już całkowicie jego mecz. Przy golu – bez szans, a ponadto po raz kolejny wybronił zespół. Wydawałoby się, że niektóre strzały muszą swój bieg skończyć w sieci, ale Łotysz odbijał wszystko to rękoma, to parkanami. Świeży nabytek Arki, Krzysztof Pilarz, nerwowo pewnie przygryzał paznokcie na ławce rezerwowych. Forma jego bezpośredniego rywala między słupkami rośnie od majowego finału z Lechem Poznań.

 

A pomyśleć, że chwilę wcześniej wideo z jego fatalnym kiksem Steinborsa w półfinale Pucharu Polski z Wigrami Suwałki odwiedzało wszystkie strony poświęcone piłce nożnej...

 

Legia Warszawa – Arka Gdynia 1:1 (1:1) d. 0:0, k. 3:4

Bramki: Moulin (27.) – Pazdan (21. – sam.).

 

Legia: Malarz – Jędrzejczyk Ż (90. Żyro), Dąbrowski, Pazdan Ż, Hlousek – Kopczyński, Moulin – Guilherme, Hamalainen (67. Sanogo), Nagy (64. Szymański) – Niezgoda (57. Szwoch Ż).

 

Arka: Steinbors – Zbozień, Marcjanik, Sobieraj Ż, Warcholak – Marciniak (77. Nalepa), Sambea, Da Silva (63. Sołdecki)- Piesio (84. Socha), Kun (90. Żebrakowski), – Siemaszko (67. Jurado).

 

Widzów: 26 756.

 

Sędziował: Szymon Marciniak.

 

Dawid Kowalski








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia