TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

13.05.2017

Leszek Ojrzyński: Sposobem, nie gangiem.

Wybór na bohatera wywiadu w tygodniku "Piłka Nożna" był oczywisty - trener Leszek Ojrzyński sprawił przecież największą od kilku lat niespodziankę w polskim futbolu klubowym. I zajmując z Arką Gdynia miejsce w kwalifikacjach Ligi Europy mocno pokrzyżował szyki wielkiej czwórce LOTTO Ekstraklasy.

Kiedy tak naprawdę uwierzyłeś, że Puchar Polski może być twój?

Kiedy przejmowałem Arkę, to tliło się w głowie, że zespół czeka nie tylko ciężka batalia o pozostanie w lidze, ale też niesamowita przygoda w finale - mówi „PN" szkoleniowiec Arki. - Przystępując do rozmów z gdyńskimi działaczami wiedziałem, że w grę nie wchodzi przejęcie zespołu tylko po to, żeby prowadzić go w ekstraklasie, a na Puchar Polski wróci Grzesiek Niciński. Tak po prostu nie można. Ojrzyński musiał przejąć drużynę z całym dobytkiem inwentarza, więc jego oczy od razu kierowały się na Stadion Narodowy.

 

Myśli też?

Owszem, od pierwszych minut w roli trenera Arki miałem przekonanie, że plan wywalczenia trofeum może się udać. To przecież tylko jeden mecz, na neutralnym terenie, w którym nie wystąpimy w roli faworyta, a wiadomo, że ta nikomu nie pomaga. Od początku snułem takie marzenia, piłkarze, z którymi dużo rozmawiałem na temat występu w finale, podzielali je. Byliśmy powszechnie skazywani na porażkę - zwłaszcza że w meczu ligowym rozegranym w tym roku Lech przyjechał do Gdyni tylko po to, żeby się po Arce... przejechać, 3:0 było już do przerwy. Udało się jednak sprawić przyjemną niespodziankę.

 

Dla was to chyba wielka niespodzianka nie była, skoro mieliście przygotowane specjalne koszulki na okoliczność wywalczenia pucharu...

...a szampany mroziły się w pokoju trenerów - owszem, wszystko było przygotowane na fetę, a wynikało z naszej wiary w sukces w finale Pucharu Polski. To nie była żadna zbytnia pewność siebie, tylko wiara, że jesteśmy w stanie skutecznie powalczyć o realizację naszych wspólnych marzeń. Wiara, odwaga i jedność - to były hasła, a właściwie filary, na których chcieliśmy zbudować wygraną w decydującym meczu Pucharu Polski. I zbudowaliśmy! Jest takie wyświechtane powiedzenie, że puchary rządzą się własnymi prawami, ale akurat w naszym przypadku to banalne sformułowanie sprawdziło się w stu procentach. Tyle że to już historia, piękna, ale jednak historia. Musimy już zapomnieć o finale i wszystkie siły rzucić na walkę w lidze, która od początku była i pozostaje priorytetem.

 

Za wywalczenie Pucharu Polski dostaniecie solidną premię. Nikomu nie uderzy do głowy te milion czterysta tysięcy podzielone...

...na dwa, bo połowa wszystkich pieniążków wywalczonych w rozgrywkach pucharowych trafi na konto klubu, a reszta w formie premii do piłkarzy i członków sztabu. 700 tysięcy złotych to oczywiście fajne pieniądze, ale mam w kadrze mądrych i świadomych zawodników, więc nikt nie powinien zachłysnąć się tym finansowym zastrzykiem. Wierzę, że pełna radość przyjdzie po utrzymaniu się, a za pozostanie w ekstraklasie zawodnicy także mają obiecane godne premie. Jest zatem o co grać na ostatniej prostej.

 

Nagroda za utrzymanie jest równie okazała jak ta za wygranie finału Pucharu Polski?

Nawet nie wnikałem, aby konkretnie odpowiedzieć musiałbym dopytać prezesa Arki. Skoro jednak pod ustaleniami dotyczącymi systemu motywacyjnego i premiowania podpisał się nie tylko zarząd, ale i rada drużyny, to znaczy, że piłkarzom wszystkie kwoty po prostu pasowały. To było załatwiane długo przed moją kadencją, więc kiedy przyszedłem do klubu w ogóle się do tego nie dotykałem. Uznałem, że mam konkretną robotę do wykonania i tym się zająłem.

 

Przed finałem głośno mówiłeś, że podzielisz się medalem za zwycięstwo z poprzednikiem. A czy Niciński będzie partycypował również w podziale premii za wywalczenie Pucharu Polski?

Myślę, że tak, Grzesiek przecież na tę nagrodę zapracował. Tyle że nad szczegółami jeszcze się nie zastanawiałem, w ogóle premią nie zaprzątam sobie głowy, skoro do dogrania jest runda finałowa w ekstraklasie. Tych pieniędzy nikt zresztą nam nie ukradnie, więc na dzielenie tortu przyjdzie bardziej odpowiedni moment. Swoją drogą, medalu ostatecznie nie dałem Grześkowi. Po meczu przedzwoniłem do niego - cieszył się bardzo i nie ukrywał, że tak bardzo przeżywał rywalizację w finale, że na żywo... nie oglądał - i umówiliśmy się na przekazanie trofeum po meczu z Cracovią. Następnego dnia dostałem jednak informację, że moi działacze dali mu inny medal ze zwycięskiej puli - nie mój - miał też okazję dotknąć puchar i strzelić sobie pamiątkową fotkę. Szybko podjąłem decyzję, że w zaistniałych okolicznościach medal przekażę na cel charytatywny. Zleciłem już nawet tę kwestię do biura rzecznika prasowego Arki, które ma wyszukać i wskazać, na co konkretnie zostanie przeznaczony. Mam nadzieję, że jakiś fanatyk będzie chciał za taką pamiątkę zapłacić fajne pieniążki, które w istotny sposób będą mogły dopomóc w jakiejś szczytnej sprawie.

 

A nie warto było zostawić sobie medalu, skoro dla poprzednika znalazł się inny i już nie trzeba było dzielić tego trofeum? To przecież pamiątka twojego największego sukcesu zawodowego.

Trenerskiej, ale... Przecież byłem na Stadionie Narodowym, widziałem wszystko z bliska, i przeżyłem niepowtarzalne emocje. Niewątpliwie największy sukces zawodowy został w sercu, został też w głowie. I tyle. Nikt mi już tego nie odbierze. A nie muszę przypominać sobie tych miłych chwil patrząc na medal, czy puchar. Wystarczy, że cała ta niesamowita przygoda siedzi we mnie.

 

Wnukom mógłbyś kiedyś pokazać, pochwalić się, jakim to dziadek był kozakiem w 2017 roku.

Przyszłe wnuki będą mogły sobie spokojnie wszystko sprawdzić, jeśli oczywiście tylko zechcą, czego dziadek dokonał. Internet przecież nadal będzie hulał, więc obrazki ze Stadionu Narodowego, zdjęcia i relacje nie znikną z sieci. Zresztą mój syn też oglądał, z żoną, finał na żywo, więc będzie mógł ewentualnie sporo od siebie dodać. Może i warto mieć na półce takie namacalne pamiątki, ale do takich spraw nigdy nie podchodziłem w sposób sentymentalny. 

 

Długo rozmawiałeś z Nicińskim przejmując Arkę?

Z Grześkiem pogadałem po kilku dniach od przejęcia zespołu, i swoje spostrzeżenia oczywiście przekazał. Tyle że wychodzę z założenia, że warto oczywiście wysłuchać poprzednika, ale wszystko i tak muszę zobaczyć, a najlepiej dotknąć osobiście, żeby wyrobić sobie zdanie na temat drużyny. Przy każdym trenerze piłkarze reagują zresztą nieco inaczej, więc i na prowadzenie konkretnej grupy ludzi trzeba mieć oryginalny, autorski pomysł. Nawet jeśli od momentu przejęcia Arki do rozegrania finału Pucharu Polski mieliśmy tylko... trzy normalne treningi. Pozostałe były, bo musiały, przeprowadzone z mniejszym obciążeniem, albo z akcentem na sprawy techniczno-taktyczne, czyli niemal na chodzonego. A przecież wypadało popracować także nad mentalnymi aspektami, w których efekt także łatwiej jest osiągnąć trenując na sto procent. Łatwo więc nie miałem, nie będą upiększał, ale nie uskarżam się. Wiedziałem, na co się piszę i do jak mętnej wody wchodzę. Nie miałem jedynie świadomości, że w fazie finałowej ESA 37 Arce trafi się najgorszy terminarz, a od spotkania z Cracovią w dwanaście dni będziemy musieli rozegrać cztery mecze, czyli będziemy grać najczęściej ze wszystkich. Z tym jednak też trzeba będzie sobie poradzić.

 

Czego konkretnie można nauczyć zawodników na trzech pełnych treningach?

Wbrew pozorom, sporo. Tyle że nie będą to historie długotrwałe, potem trzeba wracać do tych aspektów, i utrwalać. Najszybciej można oczywiście poprawić stałe fragmenty, zarówno w ataku, jak i w obronie. Jeśli idzie natomiast o inne boiskowe sytuacje, to wypracowanie nowych wariantów taktycznych zajmuje więcej czasu, wszyscy muszą być przecież w ruchu, a piłka chodzić. W przypadku Arki najważniejszy był jednak mental, trzeba było chłopaków pobudzić i utwierdzić w przekonaniu, że stanowią dobrą drużynę. A zaczęliśmy nie najlepiej, przegraliśmy przecież derbowy mecz z Lechią...

 

...w którym to gospodarze z Gdańska, bardzo skuteczni na swoim stadionie, byli zdecydowanym faworytem, a mimo to pod koniec meczu musieli ostro się napracować, żeby obronić skromne prowadzenie.

OK, obyło się bez tragedii. Początek był nawet bardzo dobry w naszym wykonaniu, potem oddaliśmy inicjatywę, ale w końcówce znów przycisnęliśmy. Na tyle, że rywale kopali po autach, żeby kraść czas i łapać oddech. Cóż jednak z tego, skoro ostatecznie przegraliśmy? Tu za styl nie ma gratyfikacji, więc przy ocenie nie ma sensu koloryzować. Tylko punkty dają uśmiech i radość, tylko one budują pewność siebie. Później w lidze odnotowaliśmy dwa remisy, po których także nie było satysfakcji, i dopiero czwarte spotkanie, to finałowe z Lechem, zakończyliśmy zgodnie z planem. Czyli z pełną pulą. To ważny moment także przed ligowym finiszem, chłopaki mają bowiem świadomość, że dla wielu z nich to ostatnie takie trofeum w karierze, niektórzy są już przecież u schyłku karier. Być może zresztą dla mnie też....

 

...chwileczkę, ty - jak mi się wydaje - nie jesteś u schyłku szkoleniowej kariery. Przeciwnie...

... oczywiście, że nie, ale... nigdy nie wiadomo, jak życie się ułoży i co przyniesie. Pewnie, że będę chciał pracować jeszcze długo, wierzę więc, że wszystko co najlepsze, wciąż przede mną. Choćby gra w pucharach z Arką, co byłoby dla mnie debiutem na europejskiej arenie. Wiem jednak, że do tego - mimo że zapewniliśmy sobie start w eliminacjach Ligi Europy zdobywając Puchar Polski - jeszcze daleka droga. Najpierw musimy utrzymać się w ekstraklasie, to konieczny warunek.

 

 

Rozmawiał: Adam Godlewski

 

więcej:  pilkanozna.pl

 

 http://arka.gdynia.pl/images/galeria_zdjecie/big/prasa038_6e7509d90f8374a89473d22902610488.jpg








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia