Aktualności
04.05.2017
Puchar jedzie do Gdyni.
Nie będzie dubletu dla Lecha. Po słabym występie w Warszawie Kolejorz sensacyjnie przegrał po dogrywce z Arką w finałowym meczu Pucharu Polski 1:2.
Opiekun gdynian z kolei nie ukrywał, że jego zespół ma tylko jedną szansę. – Musimy zagrać pod hasłem ,,wiara, odwaga i jedność”, bo nie możemy tego spotkania przegrać w szatni, nie możemy preferować zachowawczej taktyki i nie możemy zapomnieć, że siła tkwi w kolektywie – przekonywał Leszek Ojrzyński.
Pierwszą groźną sytuację stworzyła Arka. Przemysław Trytko wygrał w 9. min pojedynek główkowy z Maciejem Gajosem. Piłka po strzale gdynian na szczęście przeszła w bezpiecznej odległości nad poprzeczką, choć Jasmin Buric na wszelki wypadek i tak popisał się efektowną paradą.
W 15. min nastąpiła odpowiedź Lecha. Po zagraniu z rogu Radosława Majewskiego do główki doszedł Jan Bednarek i z trudnej pozycji trafił głową w poprzeczkę. Potem z minuty na minutę rosła przewaga Lecha, choć w początkowych minutach gdynianie zaskoczyli poznaniaków bardzo agresywną grą w środku pola. W 23. min mogło być 1:0 dla Kolejorza, ale Darko Jevtic przegrał pojedynek sam na sam z Pavelsem Steinborsem.
Łotewski bramkarz chwilę później znów był pod ostrzałem, ale dwukrotnie nie dał się zaskoczyć Tomaszowi Kędziorze. Oblężenie bramki ekipy z Trójmiasta trwało w najlepsze, ale piłka jak zaczarowana nie chciała wpaść do siatki.
Podobnie było w ostatnim kwadransie pierwszej połowy, kiedy w Arce strata goniła stratę i Lech mógł wyprowadzać niebezpieczne kontry. Po jednej z nich w dogodnej sytuacji znalazł się Marcin Robak. Huknął jak z armaty, ale piłka niestety przeszła na wysokości drugiego piętra. Tak samo źle lider klasyfikacji strzelców zachował się pięć minut później. W końcówce pierwszej odsłony Lech musiał grać w dziesiątkę, ponieważ Miroslav Bożok niczym bokser rozbił łuk brwiowy Tomaszowi Kędziorze. Przed zejściem do szatni doszło jeszcze do przepychanek w polu karnym poznaniaków, gdyż rywale niesłusznie sugerowali arbitrowi, że powinien podyktować karnego za zagranie ręką Robaka.
Ten sam piłkarz wystąpił w roli głównej w 53. min, kiedy po centrze Ukraińca Wołodymyra Kostewycza, popisał się piękną główką, ale znów zabrakło lechitom szczęścia, bo piłka odbiła się od słupka.
W 67. min zerwała się do ataku Arka, a konkretnie Marcin Warcholak, który zdecydował się na indywidualną akcję. Intencje miał szlachetne, ale poziom wykonania był już daleki od ideału. W odpowiedzi idealną okazję zmarnował Dawid Kownacki. Lech mógł uniknąć dogrywki, gdyby wyśmienitej sytuacji w 90. min nie zaprzepaścił Radosław Majewski.
W pierwszej części dogrywki poznańska Lokomotywa przeważała, ale wciąż brakowało jej pary i maksymalnych obrotów. Dobrą okazję w 99. miał Maciej Gajos, ale z rzutu wolnego z 20 m trafił w mur.
Druga część dogrywki będzie lechitom śnić się po nocach. Najpierw poślizgnął się Lasse Nielsen, przysnął Jasmin Buric, i do siatki trafił Rafał Siemaszko. Poznaniacy nie otrząsnęli się po pierwszej bramce, a już stracili drugą, Sędzia nie zauważył faulu na Majewskim, piłkę przejął Luka Zarandia. Gruzin okiwał Łukasza Trałkę, Kostewycza, Bednarka i skierował piłkę obok Burica w długi róg. Honorowy gol kapitana Lecha, po centrze z rogu Mihaia Raduta, nikogo już w sektorach kibiców Lecha nie ucieszył.
Zamiast wielkiej radości był smutek, niedowierzanie i nieopisany żal...
Copyright Arka Gdynia |